Zed
– Dobra, jeszcze raz – stwierdziła Rina, znowu upadając na materac. Już od pół godziny przeprowadzałem na niej mały kurs samoobrony. Leżała na plecach, przez co koszulka podjechała jej do góry, pokazując pasek jasnej, prawie białej skóry. A ja, jak jakiś jaskiniowiec, od razu miałem ochotę się na nią rzucić. Na środku tej wielkiej sali.
Tak, tak na mnie działa tylko kawałek jej nagiej skóry. A boję się pomyśleć, co będzie dalej. Jej tyłek w tych legginsach wyglądał pięknie, więc zaraz będziemy musieli kończyć, bo połączenie bicia mnie i tego stroju skutkowało moim nadmiernym pobudzeniem w pewnych miejscach, zwłaszcza, że wyobraziłem sobie, jakby wyglądała nago.
– To nie takie trudne, Ri. – Wzruszyłem ramionami, idąc po butelkę z wodą. Odkręciłem nakrętkę i upiłem łyk, patrząc, jak moja dziewczyna zaraz wybuchnie, nie umiejąc ogarnąć, jak prawidłowo wyprowadzić cios. – Koniec?
Nadal nie mogę uwierzyć, jak cudownie to brzmi. Moja dziewczyna.
– Nie. Sam powiedziałeś, że chcesz mnie tego nauczyć. Więc muszę to przyswoić i chociaż raz zrobić to dobrze. – Uparła się, wstając, przez co kok na czubku jej głowy niebezpiecznie zachwiał się na boki.
– Nie jesteś zbyt ambitna? – Boże, jak ona ślicznie wygląda. Przecież jeszcze raz się na mnie zamachnie i serio nie skończy się to dobrze. Dlatego chciałem teraz to przerwać. Żeby zaraz nie stracić głowy na środku prowizorycznego ringu, w publicznej siłowni. I tak nie ma tu nikogo, bo została godzina przed zamknięciem, a to działało na moją niekorzyść. To znaczy, korzyść. Ale niekorzyść tych, którzy zaraz tu wejdą i musieliby patrzeć, jak zacałuję ją na śmierć.
– Chcę to wykonać dobrze chociaż raz. Dopóki tego nie zrobię, nie masz co liczyć na to, że stąd wyjdziemy – rozkazała i stanęła na swojej części materaca.
Po chwili zaczęliśmy kolejny chwyt, którym było uderzenie łokciem w twarz. Na palcach prawej nogi wykonała ćwierć obrotu w lewo, lewą nogę wycofała po łuku w tył. Jednocześnie zgięła prawą rękę w łokciu i starała się mnie uderzyć w twarz. A przynajmniej próbowała, bo oczywiście zablokowałem ruch. Jej ciało było nadal zbyt spięte. Złapałem za jej rękę, a ona w żaden możliwy sposób nie była w stanie jej wyrwać.
– Jeśli dobrze uderzysz i przymierzysz, napastnik po takim uderzeniu może doznać zamroczenia lub nawet stracić przytomność. A jeśli się tego nauczysz, będę dumny i bezpieczny, kiedy jakaś pijana laska w klubie znowu się na mnie rzuci. Jeszcze raz – nakazałem. W sumie nie wiedziałem, po co ją tego uczyłem. Możliwe, że był to jedyny sposób, żeby zobaczyć ją w roli walecznej kangurzycy. Kok coraz bardziej się rozwalał, więc dziewczyna złapała za niego i ściągnęła gumkę, rozpuszczając włosy, które spadły na jej ramiona falami. Nie to, że przed wyjściem je prostowała.
– To ja mam cię chronić przed dziewczynami z klubu? – burknęła. – Nie będę się z nimi biła w klubie.
– Ale za klubem możesz – zaproponowałem, a Rina po chwili przyznała mi rację. – Dawaj.
Znowu starała się to zrobić, ale tym razem pewniej wykonała każdy krok. Po kilku próbach wychodziło jej coraz lepiej, a nawet wyrwała ze mnie uśmiech, gdy w końcu wyszło jej porządne zamachnięcie, które szczerze mnie zabolało. Spojrzałem na nią i zauważyłem, że kąciki jej ust lekko się uniosły. A to dla mnie sukces.
– Mogę jeszcze raz? – spytała, gdy kolejny raz wykonała wszystko dobrze.
– Dobrze. – Znowu ustawiłem się, gotowy odepchnąć jej atak. Wzięła zamach i szykowała się do zadania mi ciosu, ale miałem inne plany. Kiedy Rina starała się zrobić wszystko jeszcze raz, złapałem ją znowu za łokieć i zamiast ją puścić, przyciągnąłem do siebie i unieruchomiłem tuż przy moim ciele. Dziewczyna zaczęła się szamotać i wyrywać, przez co oboje skończyliśmy na materacu. Żeby jej nie przygnieść, puściłem ją, ale nie byłbym sobą, gdybym zaraz znowu nie próbował być bliżej niej. Kiedy ona próbowała się odwrócić na plecy i odgarnąć luźne loki z twarzy, położyłem się na niej, opierając łokcie po obu stronach jej głowy.
CZYTASZ
WYZWOLONY [CZ.2]
Romance+18 Momentami byłem bezradny tak mocno, że ogarniała mnie wściekłość. Nienawidziłem tego uczucia, tak samo jak własnego pochodzenia. Gdyby nie ono, mógłbym się zakochać bez obawy, że wszystko stracę. Cały czas musiałem walczyć. Bez chwili odpoczyn...