6. Chcę cię z powrotem.

2.5K 146 29
                                    

Lay

Minęły już cztery dni od tej okropnej nocy.
Cztery dni od poniedziałkowego poranka, kiedy wysłuchiwałam wszystkich tych rzeczy, które z nią zrobił.
Zrobił to, co musiał i nie posuwał się dalej. Nie przekroczył granicy i byłam mu za to wdzięczna.
Można powiedzieć, że w jakiś sposób pokochałam go za to jeszcze bardziej.
Brzmiało to dziwnie, przecież mnie zdradził.
Ale wiedziałam o tym.
Nie potrafiłabym wybaczyć, gdyby zrobił to za moimi plecami, a ja dowiedziałabym się tego, słuchając tej przechwalającej się szmaty.
Był tak samo zdruzgotany, jak ja.
Zdawałam sobie z tego sprawę.
Ale nadal z każdym kolejnym dniem czułam, że się od niego oddalam.
Raniąc tym siebie i jego.
Nie potrafiłam jednak inaczej. Cały czas miałam w głowie słowa Tiff.
Odczuwałam dziwną satysfakcję z tego, że z nią nie był taki, jaki był przy mnie.

To nie ją kochał.
To nie ją uwielbiał.
To nie z nią się kochał.

Ją tylko pieprzył. Bez żadnych uczuć. Bez zbędnego dotyku. Z zamkniętymi oczami.
Ale wystarczyło, że miała go przez jedną noc. Czułam, że traciłam kontrolę nad swoimi uczuciami.

Nie wpuszczałam go do siebie.
Nocą wylewałam morze łez.
Rina każdego dnia próbowała wyciągnąć ze mnie to, co mnie gnębi.
Zbywałam ją, albo mówiłam, że źle się czuję.
Okłamywałam wszystkich, wliczając siebie. Mówiąc sobie podświadomie, że wszystko jest w porządku, wmawiałam sercu, że ma się o nic nie martwić.
A prawda była taka, że byłam samotna i pusta.
Nikogo teraz nie dopuszczałam do prawdziwej siebie. Damien cały czas przy mnie był, ale on również nie wiedział, jak się zachowywać.
Nie całował mnie, nie przytulał, nawet nie trzymał za rękę. Nie chciałam tego.
Oboje trzymaliśmy się na dystans, co dodatkowo nas raniło, ale nie umieliśmy inaczej.

Victor nas od siebie oddalił.

– Cześć, mamo – powiedziałam, wchodząc do Dreamed Dress.

– Lay? – sapnęła, obchodząc biało-różową ladę, przykrytą stertą sukienek. – Co ty tu robisz?

– Nie chce mi się wracać do domu. – Wzruszyłam ramionami.

Był piątek.
W piątki Damien miał wolne, więc tym bardziej chciałam uniknąć wracania do domu od razu po szkole.

Rozejrzałam się po sklepie, który był teraz dwa razy dłuższy i odświeżony.
Ściany były jasnoszare. W jednym kącie ustawione były dwa, obite białą skórą fotele. Zaraz przy ścianach wisiały sukienki do samej podłogi.
Przez cały środek sklepu stały w trzech rzędach stojaki z wieszakami i setkami sukienek.
Zaraz obok lady znajdowało się miejsce, gdzie można było wybrać buty i torebkę do swojej sukienki.
Po sklepie kręciło się kilka kobiet, a na jednym z foteli siedział zmęczony mąż lub chłopak jednej z nich. Obok jego nóg stało kilka kolorowych toreb.

– Skoro już tu jesteś. – Mama podparła się pod boki. – Ogarnij te tutaj. – Machnęła na sukienki, zalegające na ladzie. Było ich kilkanaście. – Powieś na wieszakach i zawieś przy odpowiednich kolorach.

Pokiwałam głową i poszłam za ladę, łapiąc garść wieszaków z kartonu pod nią.

Kilkanaście minut później zostałam zagoniona do doradzania młodym dziewczynom, które wybierały się na swój bal absolwentów i tym sposobem szybko minęło mi popołudnie.

***

– Co jest z tobą i Damienem? – zapytała mama, siedząc na fotelu i popijając swoją wieczorną kawę.

Nadal siedziałyśmy w sklepie. Zamknęłyśmy dziesięć minut temu, ale trzeba było jeszcze uprzątnąć bałagan, jaki tu się zrobił przez cały dzień.

WYZWOLONY [CZ.2] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz