Półtora roku później...
Lay
- Którą tradycję jeszcze dzisiaj postanowimy zniszczyć? - zapytałam swojego przyszłego męża.
Zostanie nim za trzy godziny i powoli zaczynało to do mnie docierać.
Wczoraj miałam zamiar zostawić go samego w domu, pojechać z dziećmi do mojej mamy i tam nocować, by noc przed ślubem spędzić osobno, ale prawie sto kilogramów mięśni unieruchomiło mnie na stałe przy materacu i nie zamierzało wypuścić.
Tak więc padłam wyczerpana na własną poduszkę, po dwóch godzinach przekonywania, bym została i obudziłam się o godzinie dwunastej następnego dnia, obok swojego wczorajszego oprawcy.
Nie to, że narzekałam.
Ale mama pewnie nie była zadowolona z tego, że jednak nie dojechałam.- A nie została czasami tylko jedna? - zapytał, skręcając w prywatną, wąską drogę.
Ta, niewidzenie się przed ślubem, aż do ceremonii również zostało zignorowane, bo właśnie wjeżdżaliśmy na teren, gdzie stał dom, a za nim rozciągał się prywatny kawałek plaży.
Malibu było wymarzonym miejscem na ślub, gdy tylko ujrzałam widok za domem.- Jeśli nie będziesz podglądał i zostaniesz na swojej stronie, to jakoś ją ocalimy - prychnęłam.
Damien nie widział sukienki.
Już ja o to zadbałam.
Dobra...zadbała też o to Rina, u której sukienka przesiadywała w szafie, w matowym pokrowcu i czekała na ten wielki dzień.- Wolałbym być wcześniej przygotowany na widok, który mnie czeka, ale jak chcesz. - Westchnął, na co pokręciłam głową z uśmiechem.
Zatrzymał Jaguara na podjeździe i nagle perspektywa wyjścia z auta mnie odrzuciła.
Na zewnątrz panował taki upał, że ledwo mogłam uwierzyć, że to początek września.
Ok, to Kalifornia i do października można bez problemu obejść się bez kurtki, ale dzisiaj pogoda przechodziła samą siebie. Było ponad trzydzieści stopni, a nas i naszych gości czekała kilkunastominutowa ceremonia na otwartej przestrzeni, pośród gorącego piasku i szumu fal.
Tym sposobem nie mogłam dzisiaj ujrzeć Damiena w garniturze, tylko w wersji na taką właśnie pogodę.
Ten outfit był równie gorący, co garniak i pogoda, ale nadal.
Przez to i przez moją sukienkę, wesele zamieniło się w luźną ceremonię, która szczerze mówiąc, uspokoiła mnie.
Nie czułam tak ogromnej presji, jaką czułabym, gdybym była odwalona w tony tiulu i wyglądała niczym wata cukrowa, a Damien miałby się powoli smażyć w koszuli, kamizelce i marynarce.
Kolejny powód, dlaczego ślub odbywał się latem, równe trzy lata od poznania się.
Dokładnie dziewiątego września odbyła się ta okropna kolacja, podczas której wparował do mojego życia i wszystko w nim pozmieniał.
Tutaj też nie zamierzałam narzekać.- Musimy? - zapytałam, trzymając rękę na klamce.
Dee i Jill wierciły się w swoich fotelikach, kiedy nadal nikt nie wysiadał z auta, mimo tego, że już stało.
Zostałam zbyta uśmiechem, który i tak lekko wbił mnie w fotel, a następnie Damien jako pierwszy odważny, wysiadł z auta i wydostał najpierw jedną, potem drugą córkę.
Chwyciłam ogromną torbę, która była wcześniej upchnięta między moimi dziećmi i również wysiadłam, czując się jak w piekarniku.
Dziewczynki tuptały, jak urocze pingwiny w stronę domu, kiedy usłyszały podekscytowaną babcię, która stała na ganku i uśmiechała się w ich stronę.
Po swojemu weszły po kilku schodkach i wpadły do domu, zaraz po uściskach i całusach.
Moja mama została jednak przed wejściem i podparła ręce na biodrach, patrząc na nas karcąco.- Czy czasami to nie wy jesteście tym narzeczeństwem, które bierze dzisiaj ślub? - zapytała. - Oczywiście, że jesteście - odpowiedziała sama sobie ironicznie. - Więc co robicie tak blisko siebie, kilka godzin przed ceremonią, co?
CZYTASZ
WYZWOLONY [CZ.2]
Romance+18 Momentami byłem bezradny tak mocno, że ogarniała mnie wściekłość. Nienawidziłem tego uczucia, tak samo jak własnego pochodzenia. Gdyby nie ono, mógłbym się zakochać bez obawy, że wszystko stracę. Cały czas musiałem walczyć. Bez chwili odpoczyn...