Zed
Podjechałem pod pierwszy lepszy hotel i zaparkowałem, patrząc na telefon. Ledwo żyłem, a umówmy się, kochałem spać. Więc ten budynek może nawet zacząć płonąć, ale nic mnie nie odciągnie od łóżka. Wziąłem portfel i wysiadłem z samochodu. Wyciągnąłem jeszcze torbę i schowałem w niej wszystko, co mam. Wszedłem na korytarz i podszedłem do recepcji, przy której stała drobna blondynka.
- W czym mogę pomóc? - zapytała nienaturalnie wysokim głosem, irytującym jak cholera. Jezus, potrzebowałem snu. Wszystko mnie drażniło.
- Jeden pojedynczy pokój - odparłem, ziewając przy tym. Nienawidziłem zatrzymywać się w hotelach, ale też nie zamierzałem spać w samochodzie.
- Pojedynczy? - Uniosła swoje wymalowane na czarno brwi, a makijaż na czole zaraz zacznie jej przez to odpadać. - Jest pan pewien? - Stuknęła o dolną wargę językiem, chyba się uśmiechając.
- Nigdy nie byłem bardziej pewien - prychnąłem, zniesmaczony jej zachowaniem. Dziewczyna nie takiej odpowiedzi oczekiwała, dlatego spod jej tapety można było zobaczyć, jak stanęła w płomieniach. Zresztą, nie byłem przekonany, czy w ogóle była pełnoletnia. Szybko załatwiłem wszystkie papierkowe sprawy związane z pokojem i zabrałem swoją kartę, kierując się do windy. Kiedy w końcu to metalowe pudło zjechało, wpakowałem się do środka i oparłem o tylną ścianę, patrząc na tę laskę. Zagubiona patrzyła wszędzie, tylko nie w moją stronę, a ja doszedłem do wniosku, że muszę znowu zacząć nosić sztuczną obrączkę. Albo jak najszybciej ożenić się z Riną, żeby te dziewczyny wiedziały, że jestem, do cholery, zajęty. Od zawsze dziewczyny mnie trochę przerażały. Wjechałem na trzecie piętro i ruszyłem długim, białym korytarzem do pokoju czterdzieści cztery. Otworzyłem drzwi kartą i rzuciłem torbę zaraz przy drzwiach.
Pokój był mały, ale luksusowy. Ściągnąłem koszulę i od razu wrzuciłem do przegrody mojej torby. Spodnie wylądowały w tym samym miejscu i wręcz wskoczyłem na materac, gotowy ustanowić nowy rekord w szybkim zasypianiu. Przytuliłem się do poduszki i zamknąłem oczy. Ale nie było mi to dane, bo dostałem powiadomienie. Warcząc pod nosem, uniosłem rękę i wziąłem w dłoń telefon, który zostawiłem na stoliku nocnym. Kiedy przeczytałem, kto do mnie napisał, od razu wcisnąłem zieloną słuchawkę, aby choć na chwilę usłyszeć jej głos.
- Wszystko dobrze? - zapytała, zachrypniętym głosem, który bardzo mi się podobał. Nawet za bardzo.
- Dlaczego nie śpisz? - Odwróciłem się na plecy, żeby było mi wygodniej.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - prychnęła i byłem przekonany, że właśnie przewróciła oczami. - Jesteś cały? Wszystko w porządku? - dopytała.
- Rina, przyjechałem tu tylko załatwić formalności związane z firmą taty, spokojnie - zrobiłem przerwę, żeby ziewnąć, ale teraz przeszła mi ochota na spanie. - Ty też nie odpowiedziałaś na pytanie.
- Martwię się o ciebie - wypaliła, a mnie ogarnął szok. Nie sądziłem, że kiedy wyjeżdżam nie śpi po nocach, zastanawiając się, co robię. Zwłaszcza, kiedy mówiłem jej, że nic złego się nie dzieje. - Nie wiem, dlaczego, ale kiedy zawsze wychodzisz, zadręczam się tym, gdzie jesteś i co robisz. Chociaż zawsze mi mówisz, kiedy jedziesz i co będziesz robił. Ale dzwonię w innej sprawie, głównie, żeby powiedzieć, że za tobą tęsknię i mam nadzieję, że jutro wrócisz i...
- Przerwij na chwilę - przerwałem ostro, żeby skończyła na chwilę swój monolog. Jej słowotok był niepokojący, w dodatku zaczęła lekko seplenić. - Piłaś?
- Trochę? - Bardziej zadała pytanie, niż odpowiedziała.
- Trochę? Nie wiesz, co mówisz.
- Zaprosiłam Lay, a wiesz, jak czasem kończą się jej wizyty. Polała mi trochę za dużo i teraz mam wrażenie, że jeśli zaraz nie pojawisz się obok mnie, to oszaleję. Damien po nią przyjechał może z godzinę temu i zostawiła mnie samą. Trochę było z tym zamieszania, bo była tak zalana, że go nie rozpoznała po ciemku i myślała, że to...no ktoś zły. Musiała się uspokoić, ale udało się i pojechali. No i zostałam sama. I przez to myślałam o tobie i przestraszyłam się, że może jesteś gdzieś, gdzie jest niebezpiecznie.
CZYTASZ
WYZWOLONY [CZ.2]
Romance+18 Momentami byłem bezradny tak mocno, że ogarniała mnie wściekłość. Nienawidziłem tego uczucia, tak samo jak własnego pochodzenia. Gdyby nie ono, mógłbym się zakochać bez obawy, że wszystko stracę. Cały czas musiałem walczyć. Bez chwili odpoczyn...