27. Jak randka?

2K 119 20
                                    

Lay

Kilka dni po Nowym Roku nadal przesiadywałam w lofcie.
Z niego miałam o wiele bliżej do szkoły, więc korzystałam z tego, póki mama się za mną nie stęskni.
Oczywiście moja ulubiona pora dnia, czyli poranek, kiedy musiałam wstać o siódmej, w końcu nadeszła po jakże ciężkiej nocy. Spałam tylko cztery godziny, bo Damienowi zebrało się na amory i nie chciał, żebym szła spać. Ale o seksie nie było mowy. Uparł się, że nie i tyle.

- Możesz mnie puścić? - fuknęłam, gdy kolejny raz przygniótł mnie ramieniem, a dobrze wiedziałam, że też już nie śpi.

- Nie - mruknął.

Prychnęłam obruszona, znowu chwytając jego ramię i próbując je od siebie odkleić.

- Nie możesz poleżeć jeszcze pięć minut? - wymamrotał, podnosząc głowę z mojego ramienia i obsypując mój policzek pocałunkami.

Gdyby nie to, że miałam dzisiaj boski humor, tak, to ironia, to bym została i dała się znowu tulić, ale nie miałam najmniejszej ochoty.
Tym bardziej, że właśnie poczułam coś, co mnie dobiło.

- Puść mnie, Damien - spróbowałam znowu, gotowa nim rzucić, jeśli ze mnie nie zejdzie.

Dobra...nie podniosłabym go nawet na centymetr, ale nikt mi nie zabroni myśleć, że jednak mogłabym.

- Jędza - fuknął. - W nocy miałaś lepszy humor.

- W nocy byłam napalona i nic nie chciałeś z tym zrobić - warknęłam. - A teraz dostałam okres, na który tak niecierpliwie czekałeś. - Uśmiechnęłam się sztucznie i czekałam, aż mnie puści.

Odsunął się bez słowa.
Wreszcie.
Wstałam z łóżka i pobiegłam do łazienki, zanim pojawiła mi się plama na majtkach.

Dopiero piętnaście minut później siedziałam w kuchni i piłam gorącą czekoladę.
Damien siedział obok mnie. Bez proszenia jego dłoń wylądowała na moich plecach i lekko uciskała, za co byłam gotowa go wycałować. Okres był mistrzem psucia mi humoru i przyprawiania mnie o liczne skurcze i bóle, ale jedynym plusem, który mnie rozczulał za każdym razem, była troska Damiena o to, żebym aż tak nie cierpiała.
Dobra, co ja gadam, on po prostu nie chciał być na linii ognia, kiedy bym już nie wytrzymała i zaczęła warczeć na wszystko i wszystkich. Dlatego starał się sprawić, że choć przez pięć minut ból nie będzie mnie atakował z każdej strony.
Zauważyłam jak nagle się spiął, gdy spojrzał na kubek, który trzymałam w dłoni. To był kubek z małym pingwinkiem. Zwierzak pojawiał się, gdy wlano do naczynia coś gorącego. Był absolutnie uroczy i miałam ochotę go sobie przywłaszczyć.

- To jest kubek Jamesa - powiedział.

- Może wziąć inny. - Ziewnęłam i upiłam łyk czekolady, która dziś rano była jednym z lekarstw. No i tyle z przywłaszczania kubka.

- Nie, mówię poważnie - naciskał, próbując się nie śmiać. - On bardzo lubi ten kubek.

- To nic - wymamrotałam. - Przecież śpi.

- Czy ty używasz mojego kubka?

Damien odwrócił głowę i spojrzał w prawo, teraz już nie mogąc zapanować nad śmiechem, gdy zobaczył Jamesa, stojącego przy wejściu do kuchni.

- Na litość boską - jęknęłam. - Czy my cię niechcący wezwaliśmy? Bardzo przepraszamy.

Jego spojrzenie stwardniało.

- Mało masz kubków w szafce? - fuknął.

Uśmiechnęłam się niewinnie.

- Mało.

WYZWOLONY [CZ.2] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz