3 tygodnie później
James
- Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham...
- Fujka. - Damien przerwał mi zdegustowanym tonem.
- Na ile tu zostaje? - zapytałem, podekscytowany.
- Do otwarcia klubu. - Westchnął.
- Nie przyjeżdżacie?
- Lay siedzi w domu i czeka aż będą wyniki. Naprawdę myślisz, że gdziekolwiek ją wyciągnę?
- Przecież zda. Czym ona się martwi?
- Że nie zda - prychnął. - Wczoraj się popłakała, bo przypomniała sobie, że nie zrobiła w którymś miejscu przecinka w eseju. Łeb mi pęka, gdy tylko zaczyna kolejny raz wywody na temat tego, co mogła spieprzyć. Niech w końcu dostanie te wyniki, bo będę zmuszony się wyprowadzić.
- Dami! - Usłyszałem wrzask, a mój brat jęknął do słuchawki.
- To był głos samej Lilith.
- Co spieprzyłeś? - parsknąłem jeszcze.
- Ja? - żachnął się. - Absolutnie nic. LayLay sama ze sobą ma teraz kryzys i przy okazji obrywam.
- Powodzenia - rzuciłem i rozłączyłem się, jakby mnie też miał dosięgnąć gniew naszego słodziaka.
***
- Cześć, maleńki. - Liam stanął naprzeciw mnie z małą torbą w ręce. Złapałem go w uścisk, a on jak przystało na wewnętrzną panienkę, zakołysał nami i parsknął śmiechem na moje burknięcie.
- Ja też się stęskniłem - skwitowałem, odklejając się od niego i idąc przodem.
- Mam ile? Pięć dni, żeby ogarnąć ten burdel, którego narobili w klubie? - dopytał, idąc za mną na parking i już grzebiąc w telefonie.
- Tak - przytaknąłem, podrzucając klucze. - Poradzisz sobie sam? Dziś wieczorem muszę wyjść.
- To moje miasto. Nie zgubię się, tylko daj mi autko. - Uśmiechnął się, patrząc na moje Porsche.
- Przecież masz swoje! - Wskazałem na czarnego Mustanga.
Spojrzał na auto, wzruszając ramionami.
- Dawno nie jeździłem twoim. - Mrugnął.
- Muszę znaleźć różaniec i prosić o cierpliwość do ciebie - fuknąłem i wsiadłem do Porsche.
Poczekałem, aż Liam wsiądzie do Forda i pojedzie za mną.
***
- Ludzie wiedzą o otwarciu? - zapytał Liam, trzymając czarną podkładkę, a na niej kilka kartek.
Co chwilę żuł końcówkę długopisu, rozglądając się po klubie.
- Tak - przytaknąłem.
- Alko?
- Jest. Można nim wypełnić basen.
- Pracownicy są?
- Sam załatwiłem.
- A te ofermy? - Wskazał głową na Trippa i Gavina.
- Ich będziesz tutaj szkolić. - Uśmiechnąłem się i poklepałem go po ramieniu. - Powodzenia.
- Co mają robić?
- Wszystko. - Westchnąłem. - Poradzisz sobie?
- Mhm. - Usiadł na stołku barowym, praktycznie wsadzając nos w kartki i czytając coś.
CZYTASZ
WYZWOLONY [CZ.2]
Romansa+18 Momentami byłem bezradny tak mocno, że ogarniała mnie wściekłość. Nienawidziłem tego uczucia, tak samo jak własnego pochodzenia. Gdyby nie ono, mógłbym się zakochać bez obawy, że wszystko stracę. Cały czas musiałem walczyć. Bez chwili odpoczyn...