51. LA - Kocham cię, James

1.6K 90 1
                                    

3 tygodnie później

James

- Kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham cię, kocham...

- Fujka. - Damien przerwał mi zdegustowanym tonem.

- Na ile tu zostaje? - zapytałem, podekscytowany.

- Do otwarcia klubu. - Westchnął.

- Nie przyjeżdżacie?

- Lay siedzi w domu i czeka aż będą wyniki. Naprawdę myślisz, że gdziekolwiek ją wyciągnę?

- Przecież zda. Czym ona się martwi?

- Że nie zda - prychnął. - Wczoraj się popłakała, bo przypomniała sobie, że nie zrobiła w którymś miejscu przecinka w eseju. Łeb mi pęka, gdy tylko zaczyna kolejny raz wywody na temat tego, co mogła spieprzyć. Niech w końcu dostanie te wyniki, bo będę zmuszony się wyprowadzić.

- Dami! - Usłyszałem wrzask, a mój brat jęknął do słuchawki.

- To był głos samej Lilith.

- Co spieprzyłeś? - parsknąłem jeszcze.

- Ja? - żachnął się. - Absolutnie nic. LayLay sama ze sobą ma teraz kryzys i przy okazji obrywam.

- Powodzenia - rzuciłem i rozłączyłem się, jakby mnie też miał dosięgnąć gniew naszego słodziaka.

***

- Cześć, maleńki. - Liam stanął naprzeciw mnie z małą torbą w ręce. Złapałem go w uścisk, a on jak przystało na wewnętrzną panienkę, zakołysał nami i parsknął śmiechem na moje burknięcie.

- Ja też się stęskniłem - skwitowałem, odklejając się od niego i idąc przodem.

- Mam ile? Pięć dni, żeby ogarnąć ten burdel, którego narobili w klubie? - dopytał, idąc za mną na parking i już grzebiąc w telefonie.

- Tak - przytaknąłem, podrzucając klucze. - Poradzisz sobie sam? Dziś wieczorem muszę wyjść.

- To moje miasto. Nie zgubię się, tylko daj mi autko. - Uśmiechnął się, patrząc na moje Porsche.

- Przecież masz swoje! - Wskazałem na czarnego Mustanga.

Spojrzał na auto, wzruszając ramionami.

- Dawno nie jeździłem twoim. - Mrugnął.

- Muszę znaleźć różaniec i prosić o cierpliwość do ciebie - fuknąłem i wsiadłem do Porsche.

Poczekałem, aż Liam wsiądzie do Forda i pojedzie za mną.

***

- Ludzie wiedzą o otwarciu? - zapytał Liam, trzymając czarną podkładkę, a na niej kilka kartek.

Co chwilę żuł końcówkę długopisu, rozglądając się po klubie.

- Tak - przytaknąłem.

- Alko?

- Jest. Można nim wypełnić basen.

- Pracownicy są?

- Sam załatwiłem.

- A te ofermy? - Wskazał głową na Trippa i Gavina.

- Ich będziesz tutaj szkolić. - Uśmiechnąłem się i poklepałem go po ramieniu. - Powodzenia.

- Co mają robić?

- Wszystko. - Westchnąłem. - Poradzisz sobie?

- Mhm. - Usiadł na stołku barowym, praktycznie wsadzając nos w kartki i czytając coś.

WYZWOLONY [CZ.2] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz