VI

532 35 5
                                    


Heckmann siedział w swoim biurze znajdującym się na pierwszym piętrze Nowej Kancelarii. Było to przestronne pomieszczenie o beżowych ścianach obwieszonych obrazami przywiezionymi z najróżniejszych muzeów znajdujących się na okupowanych terenach. Jego osobista sekretarka podsuwała mu pod nos kolejne papiery, które podpisywał paląc przy tym papierosa za papierosem. Jednego gasił, drugiego zapalał. Kiedy skończył podpisywanie dziesiątek dokumentów, przeciągnął się jak dziecko i poprosił o kawę. Kobieta zasalutowała i szybkim krokiem wyszła z gabinetu. Karl zamknął oczy i chciał rozkoszować się chwilą ciszy, którą brutalnie przerwało pukanie do drzwi. Zaklął pod nosem i zdjął nogi z drewnianego biurka.

- Wejść! – krzyknął czekając z grymasem na twarzy na nieproszonego gościa. Ku jego uldze nie był to podrzędny pracownik Kancelarii, których Karl nie znosił, ale Johann. Podał chłopakowi rękę i poczęstował go oczywiście papierosem, bo czymże innym mógł częstować.

- Mam dla ciebie dokumenty. Eichmann to przysłał – Karl odłożył papierosa i prawie wyrwał z rąk Johanna teczkę. Na nic nie czekał tak bardzo jak na to. Przeleciał wzrokiem po dokumencie i podszedł do szafki, w której trzymał alkohole. Wyjął dwa kieliszki i brandy.

- Mamy to Johann!– zawołał z nieukrywaną radością.- Mamy sposób! – Engel popatrzył ze zdziwieniem na ukontentowanego Heckmanna zaciągającego się papierosem. –Oj chłopcze– roześmiał się i poklepał Johanna po policzku. – Puszki Johann. Mamy puszki. To najlepszy sposób, żeby pozbyć się tych pasożytów –był szalenie podekscytowany. Dopiero po tych słowach do Johanna dotarło o co chodzi.

- Karl, ale czy wy jesteście tego pewni? Przecież to będzie kosztować krocie – Heckmann machnął ręką i zgasił papierosa.

- To nie są moje pieniądze. Jeśli to się sprawdzi to mam głęboko w dupie ile będzie kosztować. Fuhrer ma na to oszczędności –odparł popijając brandy i kładąc nogi na biurku. - Zobaczysz, pozbędziemy się wszystkich, co do jednego. Zadziałało już w Buchenwaldzie i Auschwitz. Musimy to rozprowadzić dalej. Właśnie dostałem potwierdzenie od Eichmanna, przyniosłeś mi najpiękniejszą wiadomość dnia! – Johann skrzywił się nieco i odsunął od siebie kieliszek, wiedząc, że musi zapytać o to, co dla niego naprawdę ważne.

- Karl, co z moją ręką? – spytał, a Heckmann oderwał się wreszcie od listu.

- W porządku, wróciła do pełnej sprawności. Nie tracisz już czucia, tak? – Johann przytaknął z nieukrywanym smutkiem.

- Czyli mogę jechać na front? - spytał głosem pełnym przerażenia, a Karl się roześmiał.

- Nie musisz się tym martwić, załatwiłem ci powrót do Warszawy. Kiedy masz ostatni egzamin na uczelni?

- W marcu — odpowiedział Johann niepewnie

- Świetnie, wyjedziesz w kwietniu — stwierdził radośnie.

Johann odetchnął z wyraźną ulgą i dopiero teraz wypił kieliszek brandy. Pożegnał się szybko, zostawiając Heckmanna samego z dokumentami, które ten zaczął ponownie przeglądać. Eichmann w liście wyrażał zadowolenie ze skuteczności cyklonu B w obozach koncentracyjnych. Heckmann klasnął w dłonie, a w tej samej chwili do gabinetu weszła sekretarka z kawą i nowym petentem.

- Panie majorze ta pani nie była umówiona, ale twierdzi, że na pewno ją pan przyjmie – Karl spojrzał na sekretarkę znad dokumentu i zgodził się na wprowadzenie kobiety. Aż wstał z krzesła kiedy zobaczył przed sobą Hildegard. Weszła pewnym krokiem do środka i usiadła przed Karlem, który był ewidentnie zaskoczony jej wizytą.

- Czego chcesz? – spytał ostro, a Hildegard poczęstowała się jego papierosem co tylko jeszcze bardziej go rozjuszyło.

- Heleny – odparła, a Karl wybuchnął śmiechem.

- Co ty bredzisz!? W życiu nie poznałaś Heleny i tak ma pozostać, to moja córka, moja i Margot. Można powiedzieć, że byłaś jedynie... inkubatorem

- Byłam u niej dzisiaj, rozmawiałam z nią. Chcę żeby poznała prawdę – Heckmann poczerwieniał ze złości.

- Wyjdź stąd zanim komukolwiek stanie się krzywda. Wracaj do swojej zatęchłej nory i nie pokazuj mi się więcej na oczy. Jeśli dowiem się, że rozmawiałaś jeszcze raz z Heleną, pożałujesz – dotknął dłonią kabury z pistoletem, a Hildegard wstała i podeszła z ironicznym uśmieszkiem do ciężkich i bogato zdobionych drzwi.

- Jeszcze zobaczymy panie majorze...

-Won! – wrzasnął i rzucił kieliszek, który stłukł się z hukiem o zamykające się drzwi. 

W uścisku HitleraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz