IV

652 43 3
                                    

Lekarz wypełniający kartę zgonu zgodnie z wytycznymi Karla, poprzysiągł mu, że wszystko pozostanie tajemnicą. Heckmann wiedział, że może zaufać Rainhardowi. Ten niewiele starszy od niego lekarz medycyny sądowej wiedział co ma robić. Ułożył ciało Margot tuż obok niedawno przywiezionego ciała Brauna. Karl ostatni raz spojrzał na tę przeklętą dwójkę i wyszedł z zimnego pomieszczenia bez grama wyrzutów sumienia. Przez chwilę stał przed budynkiem i zastanawiał się co ma zrobić, była już prawie północ, ale w końcu zdecydował się, że pojedzie do Bormanna, on zawsze miał dla niego czas. Podczas gdy opowiadał Martinowi co się stało, ten w milczeniu nalewał im kolejne kieliszki wódki. Gerda na szczęście już spała, więc Karl nie musiał wysłuchiwać jej histerii. Tego wieczoru miał kobiet po dziurki w nosie.

Wrócił do domu wieczorem kolejnego dnia, a Helena dzień w dzień od momentu morderstwa Margot musiała udawać, że kocha ojca tak jak wcześniej. Gra między ich dwojgiem toczyła się dalej, stawała się jednak coraz trudniejsza.

*

Pogrzeb odbył się tydzień po śmierci Margot – 28 kwietnia 1942 roku. Deszcz lał od rana, a chmury zakrywały całe niebo. Tego dnia Helena była w innym świecie, zupełnie nieobecna. Kiedy ubrała się w czarną suknię, nie pozwoliła wejść do pokoju Annie, która chciała zapleść je warkocze. Podeszła powoli do okna i popatrzyła na Mohnblumen Berg. Wbiła wzrok w granatowe niebo i tańczące z wiatrem drzewa. Dziś ten widok jej nie ucieszył, nie uśmiechnęła się na widok kicających po trawie zajęcy, które uciekały przed ulewą do lasu. Czuła ścisk w żołądku i nie mogła zebrać myśli. Po prostu stała i patrzyła pustym wzrokiem na horyzont. Nie usłyszała ani dźwięku otwieranych drzwi, ani kroków za plecami.

– Heleno, samochód już czeka, musimy iść. Karl się niecierpliwi - dopiero po tych słowach odwróciła głowę i ujrzała Johanna ubranego w galowy mundur SS. Cieszyła się, że jedzie z nimi na pogrzeb. Nogi miała miękkie jak z waty. Karciła się w myślach, że niepotrzebnie wzięła tabletki na uspokojenie, które dał jej ojciec. Czuła się po nich potwornie, nie zjadła nawet śniadania. W samochodzie wpatrywała się w krople deszczu spływające po szybie. Starała się nie okazywać po sobie uczuć. Chciała być taka jaką wychowała ją matka, a zawsze mówiła: nie okazuj uczuć, bądź radosna i uśmiechnięta niezależnie od sytuacji, nie śmiej się za głośno, nie płacz i nie krzycz w towarzystwie gości. Taka chciała być tego dnia, dla niej.

Na cmentarzu przywitały ich prawdziwe tłumy. Cywile stali przy ulicy z wieńcami w dłoniach. Ludzie rozpaczali, że Niemcy straciły taką kobietę, kogoś tak wspaniałego. Wizytówkę niemieckich kobiet. Na sam cmentarz wpuszczono nielicznych. Byli Bormannowie, a nawet Goebbelsowie. Helena nie miała ochoty się z nikim witać, wysłuchiwać kondolencji i płaczu. Chciała być z powrotem w domu. Karl przyjmował kondolencje z udawanym smutkiem. Nagle w tłumie dostrzegł Hildegard trzymającą w dłoniach niewielki wieniec. Nie widział jej od narodzin Heleny, która nigdy swojej prawdziwej matki, nazywanej w domu ciotką, nie poznała. Heckmann przeprosił Bormanna i podszedł do ubranej w czarny płaszcz kobiety.

- Przyjechałaś sama? – spytał cały czas oglądając się za siebie. Bał się, że Helena ich zobaczy.

- Sama – odparła cicho ocierając z policzka łzę. – Rodzice są schorowani, nie mieliby siły na taką podróż. Poza tym Margot nie chciałaby ich tutaj, mnie pewnie też by nie chciała, ale... musiałam. To Helena? – spytała wskazując na dziewczyną stojącą w objęciach Johanna. Karl przytaknął. – Powiesz jej prawdę? – Heckmann spojrzał na nią z niedowierzaniem. Czy ona straciła rozum?

- To byłby dla niej zbyt duży szok. Nie była z Margot blisko, a ledwo stoi na nogach. Niech zostanie tak jak jest. Poza tym i tak nigdy nie będziesz dla niej matką, nawet o tym nie myśl –dodał wściekle. W końcu pojawił się urzędnik i pogrzeb się rozpoczął. Siwy mężczyzna w mundurze powiedział kilka ciepłych słów o Margot i oddał głos gościom. Johann stał za Heleną i trzymał ja za ramię. Przeżywała to dwa razy bardziej, bo widziała jak zginęła, jak bardzo została upokorzona. Smutek po jej śmierci, strach przed ojcem i trauma po tym co zobaczyła i usłyszała tamtego dnia, ją przerastały. Patrzyła na urnę i rozpaczających ludzi. Mimo parasolek była przemoczona, zimno przeszywało ją aż do kości. Jednak po chwili zrobiło jej się bardzo gorąco. Nadszedł czas na przemowę Karla, zrozpaczonego męża i wdowca po jednej z najwspanialszych kobiet Rzeszy. Heckmann wziął głęboki oddech, starannie poprawiając kołnierz swojego eleganckiego munduru. Zebrani ludzie zamilkli, gdy stanął przed nimi. Wyraz jego twarzy był kamienny, jednak w jego głosie brzmiała fałszywa nuta rozpaczy, tak dobrze wyćwiczona przez lata manipulacji.

W uścisku HitleraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz