XXVI

136 6 0
                                    

Minął pierwszy tydzień od czasu przybycia Sary do domu Heckmannów. Codziennie, gdy Anna opuszczała dom, schodziły razem do ogrodu lub spacerowały po wzgórzu Mohnblumen Berg, wspominając dawne czasy. Chciały nadrobić czas, który im odebrano. Jednak tym, co najczęściej przyciągało Helenę, była ciemna, chłodna piwnica, w której Sara spędzała swoje dni, skryta przed światem. Czuła, że tam, z dala od świata, mogły naprawdę rozmawiać. Tego ranka Helena obudziła się wyjątkowo wcześnie, na długo przed przyjściem Anny. Zeszła do piwnicy, gdy Sara jeszcze spała. Przez chwilę przyglądała się jej delikatnej sylwetce.

– Saro... – szepnęła, delikatnie dotykając jej ramienia. Dziewczyna otworzyła oczy, przez chwilę patrząc na Helenę zdezorientowana, ale szybko się uśmiechnęła.

– Wstałaś tak wcześnie? – spytała cicho zerkając na swój zegarek. Helena usiadła obok niej, na niskim drewnianym krześle, które skrzypnęło pod jej ciężarem.

– Chciałam z tobą o czymś jeszcze porozmawiać, nie mogę przestać o tym myśleć – zaczęła Helena niepewnie. Sara usiadła na materacu i oparła dłonie na kolanach. – Johann... – zaczęła wreszcie. Od czasu wyjazdu Karla, kiedy została sama, nie mogła przestać o nim myśleć, o tym dlaczego tak się od niej oddalił, dlaczego przestał dzwonić i pisać listy.– Z resztą, przepraszam, nie wiem dlaczego miałabyś chcieć słuchać o kolejnym SS-mannie i to w dodatku przed piątą rano– odparła siląc się na uśmiech. Sara zatrzymała ją jednak łapiąc za rękę.

- Nie, skoro już mnie obudziłaś, to mów – roześmiała się. - Kim jest więc ten tajemniczy Johann? – spytała. Helena westchnęła głęboko, czując, jak wspomnienia wracają z siłą, której się nie spodziewała.

– Johann... – zaczęła nieśmiało, patrząc na swoje dłonie.– Był dla mnie wszystkim, kiedy mój świat zaczął się sypać. Kiedy mama... – głos jej się załamał. – Kiedy ojciec zabił Margot, Johann przy mnie był. Nigdy o nic nie pytał, nigdy nie naciskał. Po prostu był. - Helena zamknęła oczy, a na jej twarzy pojawił się wyraz czułości, której dawno nie czuła. - Nie odstępował mnie na krok. Czułam, że jest kimś, komu mogę zaufać – przełknęła ślinę, starając się nie rozpłakać. Ale potem jej głos stał się bardziej ponury, a rysy twarzy zaostrzyły się. – A potem... coś się zmieniło. Zaczęło się niewinnie. Przestał przychodzić tak często, przestał pisać. Myślałam, że to przez jego obowiązki, wciąż pracował i studiował. Ale... nagle zaczął się oddalać. Z dnia na dzień stał się chłodny i obojętny. Czasem wydawało mi się, że patrzy na mnie, jakbym była czymś co mu przeszkadza. Aż nagle wyjechał – odparła po chwili milczenia. - Czułam się, jakby ktoś wyrwał mi serce – powiedziała cicho. – Nie rozumiem, co zrobiłam źle. Jak z mężczyzny, który był dla mnie wszystkim, stał się kimś, kogo przestałam poznawać? - Helena wzięła głęboki oddech, próbując uspokoić drżący głos. – Myślę, że to wszystko miało związek z moim ojcem. Byli bardzo blisko, ojciec traktował go jak własnego syna. Kiedy wyjechał do Warszawy, zniknął. Teraz... – kontynuowała, patrząc w dal. – Teraz nie wiem co robi, może nawet kogoś ma... - te słowa ukłuły ją prosto w serce, nie chciała nawet myśleć, że mogło tak być. – Sara słuchała tego ze smutkiem. Nie spodziewała się, że od Heleny usłyszy tak wiele strasznych historii, że spotkało ją tak wiele cierpienia. Była pewna, że przez te wszystkie lata ich rozłąki, Helenie żyje się beztrosko.

Nagle usłyszały trzask drzwi na górze.

– To Anna – szepnęła Helena. – Muszę iść. Przyjdę do ciebie wieczorem – wyszła z piwnicy i kiedy wysunęła się z wejścia pod podłogą, jej oczom ukazała się stojąca nad nią gosposia.

- Dzień dobry Anno – powitała ją radośnie i strzepnęła z piżamy kurz.

- Heleno, co ty do licha robiłaś o piątej rano w piwnicy? I to w samej piżamie! – zawołała.

- Chciałam zjeść na śniadanie chleb z dżemem, wiesz, że ubóstwiam twoje przetwory – Anna uśmiechnęła się delikatnie.

- Niepotrzebnie się fatygowałaś, pójdę po słoiki za chwilę. Widzę, że nie znalazłaś. – Helena zamarła nie wiedząc co powiedzieć i jak zatrzymać gosposię przed zejściem do piwnicy.

- Oh nie! Nie trzeba, już mi się odechciało – roześmiała się głupiutko i zaprosiła Annę do kuchni, choć gosposia wyczuwała w Helenie napięcie, wciąż pamiętała o znalezionej bransoletce i nic w całej tej sytuacji nie wydawało jej się prawdą. Weszły do kuchni i kiedy tylko Helena usiadła przy stole, Anna postanowiła się z nią skonfrontować.

– Heleno, wiem, że kogoś tu ukrywasz – powiedziała ostro, jej głos rozbrzmiał echem po całej kuchni. Helena poczuła, jak ziemia usuwa się spod jej stóp – Ta bransoletka nie jest twoja, prawda? Inicjał „S". To nie jest twoja własność, z tego co mi wiadomo ani twoje imię ani nazwisko nie rozpoczyna się na literę S. Powiedz mi, Heleno, do kogo należy? – dziewczyna wzięła głęboki oddech, czując, jak jej żołądek zaciska się w ciasny supeł.

– To moja... – zaryzykowała, starając się zachować spokój. – Dostałam ją od przyjaciółki. - Anna wykrzywiła usta w gorzkim uśmiechu.

– Nie rób ze mnie głupiej. Czyżbyś nosząc ten wspaniały „prezent od przyjaciółki" nigdy nie dostrzegła wygrawerowanych kilku słów po hebrajsku? - Helena czuła, jak jej serce zatrzymuje się na chwilę. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, a Anna wyglądała na coraz bardziej zdeterminowaną. 

W uścisku HitleraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz