XVI

358 23 1
                                        

Heckmann od rana krzątał się po domu, wyraźnie rozkojarzony. Przekładał dokumenty, szukał czegoś, rzeczy co chwilę wypadały mu z rąk. Nawet nie zauważył, że Helena siedzi w jego ulubionym fotelu, spokojnie przewracając kolejne strony gazety.

— Widziałaś może moje spinki do mankietów? Te szafirowe - zapytał, przerywając ciszę. Helena podniosła na niego wzrok.

- Czyżby kolacja z Ribbentropem? — spytała z przekąsem.

- Jadę dziś do pracy

- Jak co dzień — odparła, nie odrywając wzroku od gazety. Heckmann przerwał na chwilę swoje poszukiwania, zatrzymując się na środku pokoju.

- Jadę do nowej pracy, Heleno — powiedział, a jej palce zesztywniały na papierze. Odsunęła gazetę i spojrzała na niego badawczo.

- Do Auschwitz? — zapytała bez cienia emocji, ale w jej wnętrzu wszystko się gotowało.

- Nie będzie mnie przez miesiąc. Na razie jadę zobaczyć, jak to wszystko wygląda. Helena odchyliła się w fotelu, maskując niechęć chłodnym tonem.

- Świetnie, rób swoje, tato. Masz rację. Trzeba się ich pozbyć — stwierdziła, jej głos był nienaturalnie spokojny, niemal obojętny. — To było chwilowe zaćmienie. Głupie, irracjonalne współczucie - Heckmann zamilkł, patrząc na nią, jakby dopiero teraz dostrzegł, kim się stała. Na jego twarzy pojawił się triumfalny uśmiech.

- Wreszcie zmądrzałaś — powiedział, a w jego oczach zatańczyła duma. Wrócił do swoich poszukiwań i chwilę później uniósł ręce w geście zwycięstwa. — O, są i moje spinki!

- Kiedy wyruszasz? — zapytała chłodno.

- Dziś o szóstej wieczorem, spod Kancelarii, ale teraz jadę jeszcze do pracy po ostatnie dokumenty - Helena ponownie wzięła gazetę do ręki, ukrywając za nią swoją twarz, ale obserwowała go uważnie. Jego energiczne ruchy, podniecenie w głosie, błysk w oku, gdy mówił o swoim wyjeździe, sprawiały, że czuła do niego narastający wstręt.

- Słyszałeś, że Goebbels ogłosił Berlin miastem wolnym od Żydów? — rzuciła, jakby mimochodem. Heckmann uniósł głowę i parsknął.

- Oczywiście! Ale że dopiero teraz... To powinno być zrobione na samym początku wojny. Sam mu to mówiłem, ale nigdy nie słuchał — odpowiedział, po czym spojrzał na nią, jakby chciał wyczytać coś z jej twarzy. — Myślałem, że zmieniłaś zdanie co do Żydów po spotkaniu z Hitlerem. Nie wyglądałaś wtedy na przekonaną.

- Och, tato... Czytam gazety, słucham radia. To konieczne, macie rację. Zostałam oddana Hitlerowi, więc ufam jego działaniom — powiedziała tak pewnym tonem, że nawet Heckmann wytrzeszczył oczy ze zdumienia.

- Niesamowite... — pokręcił głową. — Już się bałem...

- Czego się bałeś? – spytała z uśmiechem.

- Że cię straciłem – westchnął i pocałował Helenę w czoło.

- Nigdy mnie nie stracisz tatku, Żydzi obchodzą mnie tyle co zeszłoroczny śnieg – odparła z lekko wymuszoną pogardą. Po spotkaniu z Führerem nic nie było już takie samo.

- Moja krew! — zawołał z radością, wychodząc z pokoju. Kiedy wyszedł opadła na fotel, wstrzymując oddech. W środku czuła się rozdarta. Każde jej słowo, każdy gest były częścią większej maskarady. Zgrywanie posłusznej córki, która ślepo wierzyła w słuszność ojca, stało się jej codziennością. Ale to, co działo się w jej duszy, było zupełnie inne.

Karl poszedł wprost do sypialni i zakładając koszulę, stanął przed lustrem prężąc się w poszukiwaniu dawnej, wysportowanej sylwetki. Za dwa miesiące miał skończyć pięćdziesiąt lat. Zawsze mówił, że wiek to dla niego tylko liczba, ale obserwując swoje ciało zauważył jak bardzo się zmienił. Niegdyś był wysportowanym, umięśnionym mężczyzną, a teraz dostrzegł, że jego dawne ciało zanikało, a w miejsce wysportowanej sylwetki pojawiały się fałdy tłuszczu. Nie był otyły, ale na pewno daleki od dawnej, atletycznej sylwetki. Brzydziło go to, że ludzie o siebie nie dbali, zapuszczali się. Nie brał pod uwagę, że w dużym stopniu do ich stanu przyczyniała się wojna, dla niego najważniejsza była higiena i czystość. W końcu był szefem departamentu czystości rasowej, to zobowiązywało. Zapiął guziki śnieżno-białej koszuli i założył mundur. Anna kończyła pastować jego oficerki, kiedy on pakował ostatnie dokumenty.

O piątej wieczorem do rezydencji przyjechał nowy szofer, Niklas, aby zabrać Heckmanna pod Kancelarię Rzeszy. Helena, odprowadzając ojca, czuła ulgę. Przez miesiąc miała być wolna od jego obecności, od codziennego udawania. Uśmiechnęła się, gdy ten pocałował ją w policzek.

— Opiekuj się domem i bądź grzeczna — powiedział, klepiąc ją po plecach.

— Oczywiście, tato — odpowiedziała, machając mu na pożegnanie. Patrzyła, jak jego samochód znika z podjazdu, a jej usta wykrzywił lekki, satysfakcjonowany uśmiech.

W uścisku HitleraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz