Na peronie tłoczyły się setki, o ile nie tysiące osób. Żydzi, Romowie, członkowie ruchu oporu. Przerażona Sara stała sama wśród przerażonych matek z małymi dziećmi na rękach, wśród starców, którzy prawie upadali przy każdym popchnięciu. Myślała o matce, żałowała, że jej nie posłuchała. Może teraz wszystko wyglądałoby inaczej. Myślała też o Thomasie i członkach ruchu, bała się o ich bezpieczeństwo. Nagle ktoś z tłumu zaczął do niej machać i wykrzykiwać jej imię. Sara rozglądała się gorączkowo, aż nagle dostrzegła Sterna, aptekarza. Mężczyzna z trudem przepchnął się do Sary i mocno ją przytulił szepcząc do ucha, że wszystko będzie dobrze. Dziewczyna wtuliła się w niego i cicho zaszlochała.
- Po śmierci twojego taty, obiecałem Marcie, że zawsze kiedy ty i Frederick będziecie potrzebować pomocy, ja się wami zajmę. Saro twoja matka...
- Wsiadać! – ryknął jeden z SS-mannów i popchnął stojącą tuż przy wejściu do wagonu, Sarę. Przewróciła się na schodku i z pomocą Sterna wsiadła do środka. Siedzieli razem, a wokół tłoczyli się ludzie, których koszmar dopiero się zaczynał. Aptekarz nie dokończył swojej myśli, wstał i ustąpił miejsca ciężarnej kobiecie, która z trudem usiadła obok Sary, a sam stanął wśród rozpaczających tłumów, którzy modlili się, płakali, krzyczeli i błagali.
Po kilkunastu godzinach drogi, wewnątrz wagonu zaczął unosić się odór ludzkich fekaliów, słychać było płacz małych, głodnych dzieci i matek, które rozpaczały, bo nie mogły ich nakarmić. Czasami słychać było łkanie mężczyzn, którzy czuli, że jadą na śmierć, którzy wiedzieli, że nie będą w stanie obronić swoich rodzin. Sarze wydawało się, że podróż nigdy się nie skończy. Na podłogę coraz częściej padali martwi ludzie. Ci, którzy siedzieli przy drzwiach starali się dostrzec przez szczeliny w deskach, gdzie są, ale widzieli tylko lasy. Pociąg zatrzymywał się od czasu do czasu i słychać było otwieranie się drzwi innych wagonów, ale tym razem, nad ranem kolejnego dnia, pociąg zatrzymał się na dobre. Ludzie patrzyli po sobie przerażonym wzrokiem. Jeden z mężczyzn wyjrzał przez szparę i wypowiedział jedno słowo, które wywołało w wagonie spory zamęt: Auschwitz.
- To już koniec, tu jest nasz koniec – wyszeptała kobieta siedząca obok Sary i zaniosła się płaczem. Dziewczyna podniosła wzrok na wycieńczonego Sterna, który posłał jej ciepłe spojrzenie. Z zewnątrz dobiegał dźwięk szczekania psów i krzyki, SS-mannów. Wreszcie drzwi wagonu zostały otwarte, a Niemcy zaczęli wyganiać stłamszonych, na wpół żywych ludzi. Na samym końcu wysiadła Sara. Widok, który ujrzała ją zmroził Na rampie znajdowały się dziesiątki SS-mannów ze wściekłymi psami gotowymi rzucić się na każdego kto koło nich przechodził. Więźniowie nie przypominali ludzi, raczej manekiny, stwory z innej planety, wychudzone, wyniszczone, przerażone, nieobecne, ubrane w brudne, stare pasiaki. Stern objął Sarę ramieniem i z niepokojem rozglądał się dookoła. Nie mógł w to uwierzyć, to nie mogła być ziemia, tego nie mogli robić ludzie.
- Witamy w Auschwitz- Birkenau. Tutaj wchodzi się bramą, a wychodzi kominem, zapamiętajcie to sobie – wykrzyknął jeden z SS-mannów, a po chwili głośno się roześmiał – Kobiety na prawo, mężczyźni na lewo! Schnell! – ryknął. Po tych słowach na rampie rozległ się jeden płacz i krzyk, matek tracących synów, córek tracących ojców, żon, które traciły mężów. Stern nachylił się znów do jej ucha.
- Musisz przeżyć Saro, musisz dać świadectwo... - po tych słowach dotknął jej ręki i skierował się do tłoczących się z boku mężczyzn. Została sama, zdana tylko na siebie. Powoli zaczęła kierować się na prawo, do reszty kobiet. Szła z opuszczoną głową starając się zapanować nad łzami. Zupełnie nie zauważyła kiedy ukazały jej się męskie, lśniące oficerki. Podniosła głowę i zobaczyła człowieka ze spokojnym wzrokiem. Dostrzegła białe rękawiczki SS-manna, który pogwizdując pod nosem doskonale znane Sarze melodie wskazywał raz na prawo, raz na lewo. Prawo- życie, lewo- śmierć. Kiedy wreszcie nadeszła jej kolej, Mengele rzucił na nią okiem i wskazał szybko prawo. Nie miała pojęcia kim jest ten człowiek, który z taką łatwością odbiera ludziom życie. Nie miała też pojęcia, że ten sam oficer, pewnego dnia zniszczy jej życie...
Idąc ku smutnym zabudowaniom w towarzystwie przerażonych ludzi, wiedziała, że Russel miał rację mówiąc, że niewielu ludziom udaje się być szczęśliwym, nie nienawidząc żadnej innej osoby, narodu czy wyznania. Kiedy weszła do przebieralni, ogolono jej piękne kasztanowe, niegdyś lśniące włosy, zostawiając łysą, miejscami poranioną od żyletki głowę. Dostała brudny pasiak i wytatuowany na przedramieniu numer, który stał się jej nazwiskiem, imieniem i datą urodzenia na najbliższe miesiące, a może nawet na całą wieczność. Wiedziała, że nie ma już Sary Klein, teraz był tylko numer, jej nowa tożsamość, z którą musiała żyć, pośród dymu, płaczu i milionów pojedynczych, ludzkich dramatów, które tworzyły jedną, historyczną i przerażającą całość. A to wszystko przez odrazę jednego do drugiego człowieka.
W momencie postawienia nogi na terenie obozu, straciła wiarę, ale resztki nadziei nadal się w niej tliły, niczym gasnący ogień w kominku ich londyńskiego domu.
CZYTASZ
W uścisku Hitlera
Historical FictionPoznaj wojnę ze strony oprawców, przenieś się do Berlina zawładniętego przez nazistów i zobacz jak daleko może posunąć się człowiek... Berlin, 1942 rok: Dwudziestoletnia Helena Heckmann dorasta wśród swastyk, w otoczeniu bezwzględnych rodziców i...