XXVII

332 22 3
                                    

Mercedes Johanna zatrzymał się z piskiem opon na jednej z ulic warszawskiej Woli. Ludzie spokojnie przechodzili ulicą nie podnosząc wzroku. Łapanki stały się nieodłączną częścią codzienności mieszkańców. Po chwili nadjechały kolejne samochody, zastawiając wyjścia z ulicy. Wybuchła panika, wrzaski i desperackie próby ucieczki. Ludzie taranowali się, aby wbiec do sklepów, których właściciele musieli zamykać drzwi przed twarzami błagających o schronienie. Matki za wszelką cenę chciały ukryć dzieci, ale było już za późno. Z ciężarówek wybiegło kilkunastu SS-mannów, a Johann, zaciągając się papierosem i popijając wódkę ukrytą w kieszeni munduru, wysiadł z samochodu. Stanął pod ścianą jednego z budynków, obserwując, jak ludzie zostają ustawiani w rząd. Ich histeria rosła z każdą sekundą, wrzaski niosły się echem, wywołując u Engela ból głowy. To, co kiedyś budziło w nim wstręt, teraz stało się codziennością. Przeklinał w myślach, nie chcąc dłużej tego przedłużać. Uniósł dłoń, a SS-manni, jak marionetki, przeładowali pistolety.

- Eins, zwei... drei! – krzyknął, opuszczając rękę i dając znak do akcji. To był jeden, szybki gest, który pozbawił życia kilkudziesięciu niewinnych ludzi, znajdujących się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze. Odszedł na bok, gdzie wziął kolejny łyk wódki.

– Kurwa... – zaklął, krzywiąc się. Nie wiedział, że za jego plecami jeden z młodych SS-mannów siłuje się z zaciętym pistoletem. Chłopak stał przed trzęsącym się staruszkiem, który cicho modlił się zaciskając dłonie. Wokół leżeli już sami martwi, których krew powoli zalewała chodnik. Młody SS-mann mocując się z magazynkiem klął siarczyście, aż w końcu został gwałtownie odepchnięty. Engel wyjął z kabury własny pistolet, odbezpieczył i bez mrugnięcia okiem strzelił w tył głowy, wciąż modlącego się staruszka przerywając jego modlitwę na słowach: jako i my odpuszczamy naszym winowajcom....

- Jesteś kurwa, nieudacznikiem – wycedził Engel i wsiadł z powrotem do samochodu, który zabrał go do biura, gdzie ludzkie życie było tylko literami w niekończących się tabelach. Z każdą chwilą jego brutalność przybierała na sile, zaczynając przypominać te same cechy, które dostrzegał w Heckmannie. 

W uścisku HitleraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz