Dwudziesty stycznia 1943 roku
Helena obudziła się tego dnia zlana potem. Śniło jej się, że to ona jest na miejscu Margot, że to ją Karl morduje z zimną krwią. Widziała, że nieopodal wszystkiemu przygląda się Fuhrer i przyklaskuje dłońmi odzianymi w grube, skórzane rękawice. Zerwała się z łóżka i stanęła przy otwartym oknie pozwalając otulić się lodowatym podmuchem wiatru. Była szósta rano, na dworze wciąż panowała ciemność. Widziała jedynie czubki drzew, jodeł i sosen jakie rosły w pobliskim lesie. Przetarła oczy i zamknęła okno otulając się ciaśniej ciepłym szlafrokiem. Wciąż nie mogła przestać myśleć o przerażająco realistycznym koszmarze. Tak dawno nie myślała o Margot, a musiało jej się to przytrafić akurat dziś, w dzień spotkania z Führerem. Na samą myśl poczuła ścisk w żołądku. Żadna z jej koleżanek nie mogła nawet marzyć o czymś takim. Herbata z Hitlerem - roześmiała się na tę myśl. Strach przerodził się w radość.
Kiedy siedziała przy kuchennym stole, patrzyła na Karla znad filiżanki z herbatą. Jego twarz nie okazywała żadnych emocji, z uwagą czytał poranną gazetę. Od kiedy Helena zeszła na śniadanie minęło już dobre pół godziny, a nie zamienili ze sobą jeszcze ani słowa. Jego spokój przenosił się też na Helenę, obserwowała na przemian Karla i grube dłonie Anny, która zaczynała sprzątać ze stołu. W pewnej chwili Heckmann nagle wstał i wyszedł z kuchni w skupieniu. Tak jak i ona był już myślami na Voßstraße 6.
*
- Obergruppenführer – Hitler uścisnął serdecznie dłoń Karla, ale szybko przeniósł wzrok na Helenę. – To nasz gość specjalny? – zapytał, uśmiechając się szeroko. Podał jej dłoń odzianą w skórzaną, grubą rękawicę, której widok przeszył Helenę nieprzyjemnym dreszczem – były identyczne jak te, które widziała w swoim koszmarze. Hitler wzbudzał strach, on sam i atmosfera jego gigantycznego gabinetu.
- Helena, mein Führer – głos jej zadrżał, ale dzielnie stała na baczność obok Heckmanna.
W budynku było równie zimno jak na dworze, co spowodowane było nocną awarią, której nikt do tej pory nie naprawił, chociaż zegarek wskazywał już dobrych kilka minut po dziesiątej.
- Przepraszam za ten chłód – rzucił zirytowanym tonem Hitler. - Ci idioci nie umieją naprawić ogrzewania! Naród płaci za ich edukację, a oni bawią się już pół dnia ze zwykłym piecem – odparł kąśliwie i wzniósł oczy ku sufitowi, jakby chciał poskarżyć się nieżyjącym już rodzicom gdzieś w zaświatach. - Mam nadzieję, że nie zmarzniecie – dodał już spokojniejszym głosem i wskazał ręką na dwie stojące naprzeciw siebie kanapy zapraszając tym samym gości do zajęcia miejsc.
– Zanim przejdziemy do konkretów Heckmann, masz jakieś nowe wieści? Kontaktował się z tobą Eichmann?
– Tak – odparł Karl spokojnie. – Rozmawiałem z kilkoma osobami na temat cyklonu. Potrzebujemy większych ilości. Eichmann twierdzi, że to wyjątkowo skuteczna metoda.
– Wspaniale – odpowiedział Hitler, z satysfakcją rozciągając wargi w drwiącym uśmiechu. – Spotkaliśmy się dzisiaj, by omówić twoją nową pracę. Przez lata byłeś cenionym lekarzem, a potem walczyłeś na froncie o życie naszych żołnierzy. Jednak cieszę się, że jesteś teraz w SS. Goebbels zapewniał mnie, że mogę ci zaufać. Od jedenastego maja będziesz w Auschwitz-Birkenau. Pasuje? - Führer nie czekał jednak na odpowiedź Karla. Kontynuował: – Znasz Hoessa, jest tam komendantem. Powie ci wszystko na miejscu. Ciągle pojawiają się jakieś przeklęte choroby. Może to podludzie, ale też chorują, a jak wszyscy wymrą, to na kim będziemy testować leki? Firmy już narzekają, że więźniowie są za słabi do badań. Ciągle problemy, nie dogodzisz! – Hitler zaśmiał się pogardliwie.
Helena słuchała tej rozmowy z coraz większym przerażeniem. Zmarszczyła brwi, kiedy Führer mówił o „wykańczaniu podludzi". Jego słowa były zimne, brutalne, wręcz nieludzkie.
– Pamiętaj, Heckmann – dodał Hitler, kładąc swoją żylastą dłoń na kolanie Heleny – kobiety, dzieci, starcy. Kto ci wpadnie w ręce, masz ich wyeliminować. Twój ojciec teraz naprawdę przyczyni się do ratowania niemieckiego narodu.
– To znaczy...? – Helena spytała, ledwie słyszalnie, czując, jak jej głos załamuje się pod ciężarem strachu. Hitler odchylił się na kanapie, patrząc na nią z lekkim uśmiechem.
– Tata ci nie powiedział? Nasze obozy to wybitne przedsięwzięcia. Dachau, Auschwitz, jeszcze kilka innych. Nie lubisz Żydów, prawda?
– Tak, mein Führer. Ani Żydów, ani Romów, ani Polaków. Nie lubię nikogo poza naszą aryjską, jedyną czystą i godną rasą - Helena wyrecytowała wyuczoną przez lata formułkę.
– Spodoba ci się tam, Heckmann – kontynuował Führer. – Poza tym, moje gratulacje, naprawdę dobra robota z cyklonem. Bez niego nic by się nie udało.
Karl, zarumieniony z dumy, słuchał słów Führera, ale Helena czuła, że nie jest w stanie znieść tego, co słyszy. Szok i niedowierzanie uderzyły w nią jak młot. Oto jej ojciec, człowiek, którego znała całe życie, był odpowiedzialny za te zbrodnie. Był mordercą, nie tylko Margot, ale teraz też innych ludzi – całych grup, społeczności. Przez resztę spotkania nie odezwała się ani słowem. Siedziała w ciszy, słuchając o komorach gazowych, rozstrzeliwaniu, głodzeniu, eksperymentowaniu. To miała być jego nowa praca – to była tajemnica, którą tak długo przed nią ukrywał.
Gdy po trzech godzinach wrócili do domu, Helena wybiegła do swojego pokoju, przerażona i wstrząśnięta. Nie mogła uwierzyć jak wiele radości przynosiło im mówienie o mordowaniu innych. Wiedziała, że Żydzi są źli, że trzeba ich odgradzać od aryjczyków, ale w życiu nie przypuszczałaby, że tak ma to wszystko wyglądać. Czuła jak krew pulsuje jej w skroniach. W głowie miała tornado myśli. Chciała wierzyć, że Karl Heckmann na pewno nie zajmuje się dostarczaniem gazu do obozów i, że nie będzie mordował ludzi. Nie, nie, nie.
Bez zastanowienia rozerwała kopertę od Hildegard, nie mogąc już znieść ciężaru tajemnic. W tej samej chwili rozległ się głośny dźwięk dzwonka.

CZYTASZ
W uścisku Hitlera
Ficção HistóricaPoznaj wojnę ze strony oprawców, przenieś się do Berlina zawładniętego przez nazistów i zobacz jak daleko może posunąć się człowiek... Berlin, 1942 rok: Dwudziestoletnia Helena Heckmann dorasta wśród swastyk, w otoczeniu bezwzględnych rodziców i...