X

406 28 8
                                        

Nowy rok zamiast przynosić dobre, zabierał. Drugiego stycznia Frederick był na skraju wykończenia. Marta byłaby w stanie poprosić o pomoc samego diabła byleby jej syn wyzdrowiał. Na zmianę z Sarą zajmowały się nim od rana do nocy, ale co mogły zrobić bez żadnej pomocy, bez leków w zimnym mieszkaniu, bez ogrzewania. Nie otwierały nawet okien, żeby do środka nie wpadało mroźne powietrze. Chociaż wiedziały, że Frederick nie da sobie rady, nie chciały dopuszczać do siebie tej informacji, cały czas wierzyły, że wyzdrowieje, że znów będzie je budził wesołym śmiechem, znów będzie biegał po mieszkaniu, bawił się z Sarą w chowanego.

- Saro, moja Saro – odezwała się Marta i zaczęła gładzić włosy córki leżącej na jej kolanach. – Tak bardzo was kocham. Gdyby było inaczej poszłabym do He... - ugryzła się w język, ale Sarę zaintrygowało co chciała powiedzieć.

- Do kogo? – nie chciało jej się wierzyć, że może mówić o Heckmannie, człowieku, który niegdyś był jej ukochanym wujkiem, jak lubiła go nazywać, a potem nie chciał pomóc jej ojcu, zmienił się w książkowego SS-manna, mordercę.

- Dawny znajomy, stare dzieje.

- Powiedz mi, słyszę, że coś się dzieje– Marta wzięła głęboki wdech i starała się powstrzymać łzy.

- Oj Saro, ludzie tak bardzo się zmieniają, są w stanie zrobić wszystko, zawrzeć pakt z diabłem dla pieniędzy i pozycji, dla władzy. Pamiętasz... pamiętasz może Helenę? – oczy Sary błysnęły, czyli jednak. Nie mogła zapomnieć tej blond dziewczyny, z którą spędziła najpiękniejsze chwile życia. Ich przyjęcia, zabawy. Z nikim innym nie udało się zbudować Sarze takiej samej relacji, żadna inna koleżanka nie mogła zastąpić Sarze Heleny, a Helenie Sary. Marcie serce ściskało się na wspomnienie tego dnia. Przenikliwy płacz kiedy mówiła córce, że już nigdy nie spotka się z przyjaciółką, gorzkie słowa Karla o tym, że nie mogą dłużej mieć ze sobą kontaktu. Żadnych Żydów pod jego dachem. Z dnia na dzień... Pamiętała Heckmanna jako życzliwego człowieka, kolegę jej męża, który zawsze był skory do pomocy, kiedy Sara złamała nogę, kiedy Max potrzebował pomocy przy naprawie samochodu. Byli nierozłączni, a nagle nastąpił przełom, nie było już Karla, nie było Heleny, była pustka.

– Byłabym w stanie teraz do niego pójść i błagać chociażby na kolanach, żeby pomógł Frederickowi. – łzy polały się po policzkach Marty. Przypomniała sobie ich wspólne urodziny, ciepły głos Karla, który brał je na barana, najpierw Helenę, potem Sarę i udawał kucyka, o którym obie marzyły. Uśmiechnęła się na to wspomnienie. Sara nawet nie zdawała sobie sprawy ile czasu poświęcili Heckmannowie na pozbywanie się jej rodziny z albumów i pamięci Heleny. Nikt nie mógł odkryć, że na zdjęciach tuż obok generała SS stoi Żyd, co z tego, że słynny profesor wykładający na Cambridge, wciąż tylko Żyd. Marta była jednak w stanie to zrobić, stanąć twarzą w twarz z Heckmannem, byłaby gotowa nawet umrzeć, chciała tylko żeby Frederick żył.

W uścisku HitleraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz