XXV

191 11 0
                                    

Johann z samego rana wyjechał na ulice okupowanej Warszawy wraz z plutonem egzekucyjnym. Cały poprzedni dzień spędził nad kolejnymi listami pełnymi nazwisk Żydów z warszawskiego getta. Czuł, że jego kręgosłup nie wytrzyma kolejnego dnia siedzenia nad papierami, więc zadecydował, że jutro czas ruszyć w teren. Wstał z łóżka, zjadł szybkie i niezbyt smaczne śniadanie, założył mundur i przed samym wyjściem z domu wyjął z kieszeni małą butelkę wódki. Wziął spory łyk, skrzywił się i wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami. Pod kamienicą już czekał na niego drogi samochód z odsłoniętym dachem. Takimi Mercedesami jeździł tylko z Heckmannem, nie miał takich na własność, ale w Warszawie był kimś. Przyjechał z Berlina, wprost z Kancelarii Rzeszy, był współpracownikiem Goebbelsa i Heckmanna, więc w okupowanej Polsce, wśród mało doświadczonych SS-mannów budził respekt. Wsiadł do samochodu a kierowca, nie odwracając się, zapytał:

– Gdzie dziś, Herr Obersturmführer? - Johann zaciągnął się papierosem, wykrzywił usta w uśmiechu i odparł krótko:

– Tam, gdzie najwięcej ludzi

Silnik zawarczał, a pojazd ruszył ponurymi ulicami miasta.

*

Heckmann jak każdego południa odwiedzał baraki. Jego wzrok prześlizgiwał się po ciałach więźniów leżących na pryczach. Nie szukał już niczego konkretnego, oprócz bliźniąt do eksperymentów Mengelego. Kiedy wychodził z kolejnego baraku wszedł prosto na Josefa.

- Tu sobie spacerujesz, a ja cię szukam po całym obozie –odezwał się Josef, z nutą irytacji w głosie.

– Coś się stało? – zapytał Karl.

– Nie, ale praca czeka. – wzruszył ramionami i wskazał drogę do szpitala. – Idź już do dzieci ja zaraz przyjdę. Karl skinął głową i ruszył do dusznego, cuchnącego pomieszczenia z okratowanymi oknami. Na łóżkach siedziały nagie dzieci, ich ciała były wyniszczone eksperymentami. Podszedł do dziewczynki, siedmioletniej Romki, która drżała ze strachu. Dotknął jej brody, unosząc jej głowę do góry.

– Kiedy ktoś do ciebie podchodzi wypada na tę osobę spojrzeć – powiedział cichym, surowym głosem, tak jak często mówił do Heleny, gdy ta była młodsza. Wychudzona Romka podniosła niepewnie wzrok na ubranego w mundur i lekarski fartuch Karla.

– Przepraszam... – wyszeptała. Karl wzruszył ramionami i beznamiętnie zaczął mierzyć jej nos, brodę, wielkość oczu, dyktując wyniki pielęgniarce, która notowała wszystko w milczeniu. Nagle jeden z chłopców zerwał się z łóżka i pobiegł w stronę drzwi.

– Wujek! – wykrzyknął, a Karl spojrzał w stronę drzwi, w których stał Josef z chłopcem na rękach.

– Guten Tag – zaśmiał się Josef, stawiając chłopca na ziemi i mierzwiąc mu włosy. – Zabierz go - zwrócił się do pielęgniarki. Kiedy dziecko zostało wyprowadzone, Mengele podszedł do Karla.

– Jak idzie? – spytał chłodno Heckmanna, który nadal stał przy roztrzęsionym dziecku. – Pokaż się – Mengele popatrzył na dziewczynkę z uśmiechem. – Jak się czujesz? – spytał pilnie obserwując rany na jej ciele powstałe w wyniku eksperymentów.

- Dobrze, tylko boli – odparła kilkulatka, a Mengele musnął palcem jej nos. Josef dotknął brzucha dziewczynki, na którym były widoczne ślady zastrzyków. Dziecko załkało.

– To nic, nie ma się czego bać – powiedział miękkim, niemal kojącym tonem, wyciągając z kieszeni dwa cukierki i wręczając je dziewczynce. Uśmiechnęła się niepewnie. – Widzisz? Wszystko jest dobrze – roześmiał się, a Karl patrzył na niego z niedowierzaniem. Josef odwrócił się do pielęgniarki. – Daj jej zastrzyk z fenolu , nie przyda się dłużej, jest zbyt wycieńczona - odparł głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji i popatrzył na Karla.

- Dlaczego to robisz? –spytał cicho kiedy pielęgniarka podeszła do dziewczynki.

- Ten teatrzyk? – roześmiał się. - Dzieci wymagają innego podejścia, kiedy jesteś dla nich miły wzbudzasz ich zaufanie i wtedy możesz zrobić z nimi wszystko. Powinieneś to wiedzieć, to ty jesteś ojcem - roześmiał się, a Heckmann uniósł brew. - No, do roboty – poklepał go po ramieniu. Karl milczał, czując lodowaty dreszcz przebiegający przez jego ciało. Cwany lis... – pomyślał, obserwując, jak Mengele podchodzi do kolejnego dziecka z tym samym fałszywym uśmiechem i cukierkiem w dłoni.

*

Sara usiadła na materacu rozłożonym na zimnej, twardej podłodze piwnicy. Oparła się o wilgotną ścianę, a wokół niej unosił się zapach stęchlizny. W dłoni ściskała ołówek, a na kolanach miała kilka kartek papieru. Musiała zacząć spisywać raport dla Thomasa. W ciszy, która panowała w piwnicy, każdy szelest jej ołówka wydawał się jej głośny. Wiedziała, że raport musi być szczegółowy, musiał zawierać każde słowo, każdą informację, którą zdobyła od Heleny o Karlu Heckmannie. O jego brutalności, o jego związkach z nazistowską machiną śmierci. Pisząc, czuła, jak jej serce bije coraz szybciej. Karl Heckmann... – nazwisko, które budziło w niej nieopisany gniew. Zacisnęła zęby, powstrzymując łzy. Nie mogła się teraz załamać, musiała być silna. Ten raport był jej obowiązkiem. Czuła ciężar odpowiedzialności za informacje, które miała właśnie spisać. To, co usłyszała od Heleny, było szokujące i niebezpieczne, a każde zdanie, które miała napisać, mogło zaważyć na czyimś losie. Raport miała przekazać osobiście na ręce Thomasa jak tylko opuści dom Heleny. Mogło być to za tydzień lub dwa, czas nie był najważniejszy, miała wyciągnąć od córki Heckmanna jak najwięcej informacji. Pisanie raportu w tym mrocznym miejscu było dla Sary formą uwolnienia. Łzy napływały jej do oczu, gdy przypomniała sobie, jak wiele osób już ucierpiało przez ludzi takich jak Karl. Ale musiała to robić, nie tylko dla siebie, ale dla wszystkich. Sara poczuła nagły przypływ determinacji. Wiedziała, że jutro musi zdać raport wprost na ręce Thomasa.

*

Noc była wyjątkowo zimna, a blask księżyca przedzierał się przez gęste korony drzew, rzucając długie cienie na ziemię. Kiedy Helena zasnęła, Sara wyszła tylnymi drzwiami domu i stanęła przy wąskiej ścieżce prowadzącej do lasu. W tej chwili czuła, że jest w samym sercu niebezpiecznej gry. Nagle usłyszała szelest liści, a w mroku pojawiła się postać – to był Thomas. Przystanął na chwilę, rozglądając się, a potem ruszył w jej stronę.

– Saro – powiedział cicho, a w jego głosie brzmiało poważne napięcie. – Dobrze, że przyszłaś. Musimy być ostrożni, chodź – złapał ją za ramię i zaprowadził w głąb lasu. Nikt nie mógł ich zobaczyć. – Zaraz stąd wyjdziemy, ale najpierw musisz mi powiedzieć, co wiesz. - Sara wzięła głęboki oddech i przekazała Thomasowi plik kartek.

– Heckmann... – zaczęła, a jej głos drżał. – Nie jest tylko lekarzem. To potwór.

– Wiemy, że zajmuje się eksperymentami w obozach – odparł Thomas. - Ale co dokładnie wiesz o jego działaniach?

– Wiem od Heleny, że współpracuje z figurami takimi jak Eichmann. Wspomniała też o Josephie Mengele - z każdym kolejnym słowem wypowiadanym przez Sarę, Thomas był coraz bardziej zdziwiony.

- Nieprawdopodobne... - odparł i westchnął ciężko. – Dobrze Saro, rozmawiaj z nią dalej, z naszych informacji wynika, że Heckmann wraca za około dwa tygodnie. To twój czas. Wszystko, czego się dowiesz może być kluczowe dla naszej walki - Sara przytaknęła, czując, że każde słowo, które wypowiedziano w tym mrocznym lesie, ważyło więcej niż całe ich dotychczasowe życie. – Musisz być silna. - Thomas pochylił się w jej stronę, a jego głos był pełen powagi. Sara poczuła w sercu ciepło, ale i niepokój. W tej chwili, w mrocznym lesie, z dala od wzroku świata, ich losy połączyły się w jedną, skomplikowaną historię walki o przetrwanie.

W uścisku HitleraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz