XII

376 25 0
                                    

Helena wyjęła z koperty trzy rzeczy. Zdjęcie, złożony w kostkę dokument i małą karteczkę z numerem telefonu do domu Hildegard w Monachium. Czuła, jak serce wali jej w piersi, a dłonie zaczynają drżeć. Co to wszystko miało znaczyć? Przez chwilę nie wiedziała, co powinna zrobić, co jako pierwsze wziąć do ręki. Myśli gnały w szaleńczym tempie, jakby każda sekunda zwlekała ją głębiej w niepewność. W końcu złapała jako pierwszą złapała fotografię i podeszła do okna. Potrzebowała więcej światła. W pokoju było już ciemno, włączyła lampę, której jasne światło oślepiło ją na moment.

Zobaczyła Hildegard z noworodkiem w dłoniach i stojących nad nią, bardzo smutną Margot i roześmianego Karla. Ten widok wstrząsnął nią do głębi. Patrzyła na tę scenę, jakby to był sen, koszmar, z którego nie może się obudzić. Kim było niemowlę? Czemu na dole znajdował się rok urodzenia Heleny, skoro wtedy Hildegard nie urodziła dziecka? Myśli kotłowały się w jej głowie, aż w końcu pojawiło się coś, czego nie chciała przyjąć do wiadomości.

Odwróciła fotografię w nadziei na jakąkolwiek wskazówkę, potwierdzenie jej domniemań.

Z tylu widniał napis: Matka to jedyna osoba na świecie, która Cię pokochała, zanim jeszcze Cię poznała - J. H. Pestalozzi. Zawsze cię kochałam Heleno, choć nigdy nie mogłam cię poznać.

– Nie, nie, nie... – szeptała, jakby powtarzanie tych słów mogło zatrzymać bieg wydarzeń. Jak mantra, jak próba powstrzymania rosnącego w niej przerażenia. To nie jest możliwe. To nie może być prawda. Czuła, jak serce przyspiesza, a tętno dudni jej w uszach. Wzrok jej padł na widok za oknem, ale w rzeczywistości nie widziała nic. Wszystko wokół zdawało się wirować, zlewać w jeden chaotyczny obraz. Fotografia wysunęła się jej z rąk, a Helena odruchowo sięgnęła po załączony dokument. Akt urodzenia. Ale nie ten, który widziała wcześniej. To był inny dokument, z różnicami, które wbijały się w jej świadomość jak ostrza. W dokumencie, który mieli w domu nie było oficjalnej pieczęci szpitala, a w rubryce widniało imię Margot.

Helena Magda Heckmann, urodzona 12 marca 1924 roku o godzinie 7:20. Imię matki: Hildegard, imię ojca: Karl.

Osunęła się na podłogę, wpatrując się w rubrykę z imieniem matki. Helenie zakręciło się w głowie. Czuła, jak jej ciało ogarnia gorąco, jakby coś w niej eksplodowało. Pot spływał po jej skroniach, a w głowie miała tylko jedno: To nie może być prawda. To nie może być prawda. Nawet nie wiesz jak bliska memu sercu jesteś - powtarzała w głowie zdanie wypowiedziane przez Hildegard. Nie wiedziała co ma zrobić. Nie mogła powiedzieć Heckmannowi, ale jak miała milczeć. On wiedział, wszyscy wiedzieli. Tylko dla siebie samej wciąż była prawdziwą tajemnicą. W jej umyśle pojawiła się burza myśli, chaos, w którym dominowało przerażenie i niedowierzanie. Jak mogła tego nie wiedzieć? Przez dwadzieścia lat swojego życia nie miała pojęcia, kim naprawdę jest. Oczy Heleny spoczęły na Margot. Twarz kobiety była pełna bólu i smutku. Dopiero teraz dostrzegła, jak nieszczęśliwa była przez cały ten czas. Zamknięta w swojej roli, żyjąca w cieniu kłamstwa. Schowała kopertę z numerem telefonu do szuflady, próbując powstrzymać chaos myśli. W dłoni kurczowo ściskała zdjęcie i akt urodzenia zastanawiając się co teraz.

Marta długo nie mogła się przekonać do tej decyzji, ale widząc stan Fredericka postanowiła działać. Nie liczyła na to, że Heckmann przyjmie ją z uśmiechem, a potem razem pójdą do jej chorego syna. Liczyła na choć jedną fiolkę leku, chociaż coś uśmierzającego ból, może jakąś wskazówka, cokolwiek co mogłoby pomóc. Wierzyła, że w Heckmannie tli się jeszcze trochę człowieczeństwa, że odnajdzie w nim chociaż trochę dawnego przyjaciela. Kiedy Karl usłyszał dzwonek wstał z fotela i z niezadowoleniem poszedł sprawdzić kto u licha miał czelność mu przeszkadzać. Był zmęczony i mimo że była dopiero szesnasta, chciało mu się spać. Nie spał całą noc, był tak zdenerwowany spotkaniem w Kancelarii, ale teraz ogarniało go nieopisane szczęście, dostał przydział do pracy, a Helena dowiedziała się prawdy o jego zadaniach z ust samego Hitlera. Kiedy otworzył drzwi cała radość uleciała z niego tak szybko jak się w nim pojawiła, już miał zamknąć drzwi przed jej nosem, ale Marta zatrzymała je nogą.

W uścisku HitleraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz