Rozdział 42

16.7K 873 180
                                    

     Rano obudził mnie promyk słońca, który przedarł się przez gałęzie drzew. Przekręciłam się na drugi bok z nie małym trudem i otworzyłam oczy ziewając. Podniosłam się powoli do pozycji siedzącej i wygramoliłam spod ciężkiej kupki kołder i koców. Przeciągnęłam się i założyłam na stopy moje trampki które ktoś ułożył na grzejniku. Rozejrzałam się po cichym domku. Zdawało się, że nikogo tu nie ma. Złożyłam z powrotem kanapę i usiadłam na niej, nie wiedząc co dalej zrobić. Ponownie spróbowałam włączyć telefon, ale przypomniało mi się, że się rozładował, ciężko westchnęłam i podniosłam się z miejsca, podchodząc do okna. Sekundę potem usłyszałam ciche kroki za sobą. Obróciłam się i zobaczyłam ubraną Susan.

-Będę już jechać- powiedziałam do niej.

-Ale najpierw wypij szklankę herbaty.

 Przystałam na jej propozycję i skierowałam się za nią do kuchni. Po krótkiej rozmowie i wypitej szklance napoju stwierdziłam, że naprawdę muszę już iść. Obiecałam ją jeszcze odwiedzić i zakładając płaszcz wyszłam z domku. Wsiadając na moje Kawasaki myślałam jaką karę dostanę za swoje zachowanie. Rodzice na pewno się zdenerwowali. Jak tak teraz myślę, to nie ma dla mnie różnicy czy jesteśmy spokrewnieni, czy nie. Teraz jestem pewna, że są naprawdę moimi rodzicami i że ich kocham. Dlatego muszę wrócić do domu.

Zaparkowałam ścigacz na podjeździe przed domem i skierowałam się ku drzwiom. Wpatrywałam się w nie chwilę po czym z ciężkim westchnieniem, otworzyłam je i weszłam do środka. Zdjęłam płaszcz i buty. W domu panowała cisza. Pokierowałam się do salonu, gdzie znalazłam siedzących na kanapie rodziców. Tato obejmował mamę, a ta się w niego wtulała. Kiedy tylko mnie zobaczyła poderwała się z miejsca i podbiegła do mnie.

-Dani, córeczko, wróciłaś. Nie wiedzieliśmy gdzie jesteś, ani czy coś ci się stało, bardzo się o ciebie martwiliśmy.

-Domyślam się, przepraszam- powiedziałam, odciągając ją na długość ramion.

 Miała sine wory pod oczami, jakby nie spała całą noc i zmęczony wyraz twarzy. Naprawdę się martwili. Zalało mnie gorzkie poczucie winy.

-Przepraszam- powtórzyłam, ponownie ją przyciągając.

 Tato wstał ze swojego miejsca i podszedł do nas.

-Nie, to my przepraszamy. Wybaczysz nam, że nie powiedzieliśmy ci wcześniej?- powiedział.

Bez zastanowienia objęłam również jego wolną ręką i mocno do siebie przytuliłam.

-I tak zawsze będziecie moimi jedynymi rodzicami. Zawsze będę was kochać- odsunęłam się od nich o krok i powycierałam zbłąkaną łzę.-Przepraszam, że tak od was uciekłam, po prostu... to był dla mnie duży szok.

-Nic się nie stało, to było do przewidzenia. Kochamy cię ptaszyno- powiedział tato.- Możemy już o tym zapomnieć i cieszyć się wspólnym dniem?- spojrzał na mnie i na mamę.

-Tak- powiedziałyśmy równocześnie uśmiechając się do siebie.

Było wiadome, że dzisiaj już nie pójdę do szkoły i czas spędziłam bardzo przyjemnie z rodzicami, obdzwaniając powiadomionych przez rodziców znajomych, że żyję i jestem cała.

                                                               ***

     Następnego dnia, wszystko było już w jak najlepszym porządku. Z rodzicami nie rozmawialiśmy o adopcji unikając tego tematu jak ognia, a ja nie zadawałam zbędnych pytań o moich biologicznych rodziców. No bo, po co?

 Siedziałam przed telewizorem z rodzicami i oglądaliśmy razem jakiś głupi serial.

-Będę mogła iść nocować do Roksany?- zapytałam rodziców w trakcie przerwy na reklamy, robiąc przy tym słodkie oczka.

Stand & driftOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz