Rozdział 11

19.4K 1.1K 18
                                    

Leżałam tak, dopóki słońca nie przysłoniła chmura, która nie chciała sobie odlecieć. Otworzyłam oczy i spojrzałam w stronę skąd powinny grzać mnie promienie. Znajdowała się tam ogromna deszczowa chmura.

-Cholera- zaklęłam pod nosem i szybko się pozbierałam swoje rzeczy.

Podbiegłam do mojego motocykla i na niego wsiadłam. Założyłam kask i zawróciłam kierując się z powrotem na drogę asfaltową. Kiedy się na niej znalazłam, przyspieszyłam, a słysząc za sobą grzmot, aż podskoczyłam na siedzeniu.

-Nie dobrze- mruknęłam pod nosem.

Starałam się jechać najszybciej jak się da, ale deszcz zepsuł mój doskonały plan. Rozpadało się, a od wody asfalt tracił przyczepność. Musiałam zwolnić, aby nie wpaść w poślizg.

Zmrużyłam oczy i starałam się zobaczyć coś w ulewie, na marne. Od świata odgradzała mnie ściana deszczu i nie mam pojęcia, jak zobaczyłam tę starą drewnianą chatkę w lesie. Podjechałam powoli bliżej, nie chcąc rozpryskiwać błota, zeszłam z motocyklu i skierowałam się wolno w jej stronę. Motocykl zostawiłam pod daszkiem, co osłoniło go trochę od ulewy, a ja popędziłam do drzwi. Zapukałam kilka razy schylając się pod nadmiarem deszczu. Nikt nie otwierał, a ja cała już przemokłam. Zapukałam jeszcze raz i otworzyła mi starsza kobieta.

-P-przeprasza, że niepokoję, a-ale czy mogłabym u p-pani p-przeczekać tę ulewę, b-bo...

-Oj dziecko, wchodź szybko, bo się przeziębisz!- zawołała kobieta i wciągnęła mnie do środka.

-D-dzięk-kuję p-pani- wyszczękałam przez zaciśniętą szczękę.

-Szybko, ściągaj te ubrania, są całkowicie przemoczone! Zaraz dam ci jakiś koc do okrycia. Możesz mówić do mnie Susan, nie trzeba mi przypominać jaka jestem stara- uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie.

Kobieta pokierowała się do jednego z pokoików obok, pokazując, że domek nie był tak mały jak myślałam na pierwszy rzut oka. Niepewnie weszłam w głąb domku, wcześniej zdejmując buty i skarpetki, żeby nie robić mokrych śladów. Usiadłam w jednym z wygodnie wyglądających foteli i zagłębiłam się w jego oparciu.

Objęłam się rękoma i zaczęłam szczękać z zimna zębami. Jakbym wcześniej tego nie robiła, przeleciało mi przez myśl. Starsza kobieta weszła z powrotem trzymając w ręce tackę z dwoma kubkami.

-Pomogę Pani. Znaczy... Pomogę ci Susan- zaoferowałam i wzięłam od niej kubki. Ułożyłam na małym drewnianym stoliku pomiędzy fotelami. Susan przyszła chwilę później z tacką ciasteczek w jednej ręce i grubym kocem w drugiej. Wzięłam od niej koc z wdzięcznością i szczelnie się nim opatuliłam. Wzięłam kubek z herbatą i chętnie upiłam łyk. A przecież ta kobieta mogła być wariatką, albo mordercą, albo... miłą starszą kobietą.

Uśmiechnęła się do mnie znad swojego kubka i zapytała:

-Jak masz na imię dziecinko?

-Danielle- powiedziałam grzejąc dłonie.

-Powiesz mi co robiłaś w lesie w środku ulewy?

Zaśmiałam się cicho z tego, jak absurdalnie to brzmiało.

-Miałam wolne popołudnie, więc postanowiłam wybrać się na przejażdżkę i jak wracałam zaskoczyła mnie ulewa.

-Oj, biedulko.

-Gdybym dalej jechała, mogłoby dojść do wypadku- tłumaczyłam dalej.- Jestem Pani bardzo wdzięczna, że mnie Pani wpuściła.

-Ależ nie ma za co, poczęstuj się ciasteczkiem- wzięłam posłusznie jedno i ugryzłam.- I co, smakuje?

-Przepyszne- powiedziałam z pełnymi ustami, zaraz sięgając po kolejne.

-Wiesz jak to jest, rzadko miewamy z mężem gości. Dzieci dorosły i wyjechały, a my przenieśliśmy się do mniejszego domku- Wykonała ręką gest obejmujący pomieszczenie.- Czasem nie ma z kim pogadać- uśmiechnęła się smutno.

Zdjęłam koc, kiedy zrobiło mi się cieplej. W między czasie Susan rozpaliła mały ogień w kominku który szybko ogrzał cały pokój, a moje wierzchnie rzeczy suszyły się na wieszaku przy drzwiach.  Susan okazała się być przemiłym towarzyszem rozmów. Śmiałyśmy się i rozmawiałyśmy na różne tematy. 

Nie wiem po jakim czasie, ale spojrzałam w stronę okna. Przestało już padać, a słońce niemal już zaszło

-Rany, ale późno. Zasiedziałam się u Pani, znaczy u ciebie, a rodzice się pewnie martwią!- powiedziałam szybko wstając.

-Masz rację- westchnęła spoglądając na zegarek.- Jak ten czas szybko leci w dobrym towarzystwie.

-Będę się już zbierać. Pomóc ci umyć naczynia?

-Jestem stara, ale nie niedołężna- uśmiechnęła się i zapytała-Jak dojedziesz do domu?

-Mam swój... ścigacz- powiedziałam niepewnie, ubierając wygrzaną kurtkę i skarpetki. 

-Naprawdę?- zapytała szeroko otwierając oczy.- A wiesz? Kiedyś też miałam motocykl, to o ile się nie mylę był Harley Davidson.

Słysząc to od razu westchnęłam z podekscytowaniem.

-Razem z mężem kochaliśmy kiedyś jeździć na wycieczki. Może ci go kiedyś pokażę.

-Byłoby super- uśmiechnęłam się szczerze.- Będę się już zbierać- powiedziałam zakładając buty. Niestety  były jeszcze trochę mokre, więc zdecydowanie chciałam się szybko wrócić do domu.

Susan stanęła w drzwiach i pomachała mi.

-Jedź ostrożnie- zawołała.

-Na pewno będę.

-I odwiedź mnie jeszcze kiedyś, upiekę ciasteczka!

-Na pewno- zaśmiałam się.- Dziękuję za herbatę- dodałam.

Stand & driftOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz