Rozdział 29

19.7K 872 44
                                    

      Otworzyłam sklejone powieki w momencie, kiedy rozbrzmiał dźwięk budzika. Chcąc jeszcze trochę pospać, chwyciłam pierwszą lepszą rzecz która wpadła mi w ręce (w tym wypadku poduszkę) i rzuciłam w uciążliwy przedmiot. Budzik spadł z szafki, a poduszka wylądowała na nim. Dźwięk został jedynie stłumiony i chcąc, nie chcąc, po 5 minutach nieustającego dzwonienia, w końcu postanowiłam ruszyć mój leniwy acz zgrabny tyłek. Zwlekłam się z łóżka i wyłączyłam natręta, odkładając go na miejsce. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że powinnam szykować się do szkoły. Przeciągnęłam się i z jękiem skierowałam w stronę szafy.

  Gotowa na rozpoczęcie kolejnego dnia, zeszłam na dół i rzucając plecak pod drzwi frontowe, ruszyłam do kuchni na śniadanie. Wodzona za nos kuszącym zapachem weszłam do pomieszczenia i zastałam stojącego za kuchenką Daniela, który właśnie smażył naleśniki. Mmm... takie jak u babci.

-Dałeś kakao?- zapytałam siadając na stołku przy wyspie i wsłuchując się w cicho grające radio.

-Oczywiście, że tak- powiedział z udawanym oburzeniem.

 Nałożył kilka placków na talerz i podstawił pod mój nos. Resztę zostawił dla śpiących jeszcze rodziców. Sam też nałożył sobie kilka i usiadł koło mnie.

-Jakieś plany na dzisiaj?- zapytałam, biorąc pierwszego gryza.

 Spojrzał na zegarek i odpowiedział:

-Za godzinę jestem umówiony – i przysięgam na paczkę moich żelków pod poduszką, że mówiąc to zarumienił się!

-Tak trzymaj chłopie- powiedziałam i ze śmiechem poklepałam go po ramieniu.- I co? Myślisz że coś z tego będzie?

-A co ma być?- zapytał szybko.

-Będzie- zawyrokowałam z szerokim uśmiechem.- No wiesz, bardzo bliska znajomość. O cholera, spóźnię się do szkoły!- zawołałam i wybiegłam z kuchni.

 Założyłam buty i w drodze do drzwi ubierałam kurtkę i plecak. Pożegnałam się z kuzynem i wybiegłam z domu.

  Pogoda dokazywała, ptaszki śpiewały, a słońce świeciło przez kolorowe liście na drzewach i inne tego typu gówno. Jednymi słowy, idealna jesienna pogoda. Wróciłam się więc do środka i zgarniając kluczę mojego kawasaki pobiegłam do garażu.

  Po niecałych 10 minutach, równo z dzwonkiem wpadłam do szkoły. Zaklęłam pod nosem i popędziłam do klasy od fizyki. Wpadłam do środka i grzecznie przeprosiłam za spóźnienie. Usiadłam na swoim miejscu w lewym tylnym rogu klasy i patrzyłam się przez okno.

-Perrault!- zawołał nauczyciel.- Wynik?- zapytał i wskazał ręką na tablicę po swojej prawej, na której widniało zadanie.

-1500N- odpowiedziałam szybko.

 Nauczyciel mnie pochwalił i kazał brać ze mnie przykład. Uśmiechnęłam się pod nosem i słuchałam jak dalej prowadzi lekcję. Nawet lubiłam fizykę. Pan Wood czasem żartował na lekcji, ale jak ktoś mu podpadnie, to nie zostawi na nim suchej nitki. Nie to, że baliśmy się go, tylko czuliśmy coś w rodzaju szacunku. Niektórzy nauczyciele nie potrafią poradzić sobie z młodzieżą, a on ma po prostu twarde zasady i nie da dobą pomiatać. Na moje szczęście uczę się bardzo dobrze, więc nie ma mi nic do zarzucenia.

                                                                 ***

     Po skończonej lekcji, ruszyłam na poszukiwania Roksany. Nie widziałam jej przez cały weekend i chciałam się z nią przywitać.

  Szłam korytarzem pod klasę w której prawdopodobnie miała lekcję, ale wcześniej wpadłam na Mathewa.

-Cześć, Danielle- powiedział podchodząc do mnie.

Stand & driftOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz