Rozdział 52

19.2K 812 73
                                    

     Ashton odprowadził mnie pod dom, żegnając się ze mną długim, czułym pocałunkiem. Z uśmiechem wślizgnęłam się do domu i skierowałam do siebie na górę. Pierwszym co robiłam po znalezieniu się w pokoju było odszukanie telefonu. Co nie było trudne z powodu migającego na czerwono ekranu, który świadczył o resztkach energii urządzenia. Chwyciłam komórkę w dłoń i starając się nie paść na twarz, na ziemię i nie zasnąć, napisałam Christopherowi wiadomość, że jestem cała i zdrowa w domu. Kiedy tylko nacisnęłam: wyślij, podłączyłam telefon do ładowania i nie myśląc nawet o ubieraniu piżamy, zdjęłam przez głowę sukienkę i w bieliźnie rzuciłam się na łóżko. Leżąc jak długa na kołdrze, natychmiast zamknęłam oczy i zasnęłam.

                                                             ***

     Następnego dnia rano za oknem dało się słyszeć cudne ćwierkanie ptaków, którego ani trochę nie miałam ochoty słuchać. Z głośnym jękiem, trzymając usilnie kołdrę, przewróciłam się na drugi bok i tym sposobem znalazłam się na podłodze. Westchnęłam głośno na tę nieprzyjemną pobudkę i powoli podniosłam się do pionu, przy okazji podtrzymując się szafki nocnej, ponieważ zakręciło mi się w głowie. Czułam się, jakbym między oczami miała piłeczkę pingpongową. Nie myśląc wiele ruszyłam do garderoby skąd wzięłam szlafrok i poszłam do łazienki. Starałam się nie spoglądać w lustro, bo wiedziałam, że to co zobaczę nie będzie dla mnie miłym widokiem o poranku. Odkręciłam wodę pod prysznicem i wskoczyłam do niego. Lodowate krople smagały moje ciało, dopóki nie ogrzały się, a wtedy zaczęłam myć namydloną gąbką poszczególne części ciała.

  Gdy skończyłam, wyszłam spod prysznica i wytarłam się do sucha ręcznikiem. Po wszystkich zabiegach, takich jak suszenie włosów i nakładanie balsamów na ciało założyłam czystą bieliznę, a na nią szlafrok. Wychodząc z łazienki pokierowałam się do łóżka, obok którego, na ziemi leżały moje kapcie. Przy okazji sięgnęłam do szuflady szafki nocnej po tabletkę na gardło, ponieważ niemiłosiernie bolało. Chwyciłam znalezioną na podłodze, pałętającą się gumkę do włosów i związałam je w luźny kok.

  Zeszłam na dół i pierwszym co zrobiłam było pokierowanie się do kuchni. Szklanka chłodnego soku pomarańczowego była jedynym co przełknęłam. A kiedy w końcu postanowiłam się ogarnąć, wróciłam do siebie. Założyłam rurki i luźną bluzkę, nakładając delikatny makijaż. Wtedy usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.

  Podeszłam do telefonu, odłączyłam go od ładowarki i spojrzałam na wiadomość .

 Nieznany numer:

„Dzisiaj, godzina 18. Wyścig tam gdzie zwykle."

  Uśmiech wypłynął na moją twarz. Szybko skończyłam malować rzęsy i zbiegłam na dół. Posmarowałam sobie kanapkę nutellą i starałam się ją zjeść bez krzywienia. Nie miałam pojęcia dlaczego tak bardzo bolało mnie gardło.

  Do moich uszu dobiegł dźwięk dzwonka do drzwi, następnie kroki i głośne krzyki. Zaciekawiona odłożyłam niedojedzone śniadanie na talerz i pokierowałam się w stronę zamieszania. Widok który zobaczyłam całkowicie mnie zaskoczył, choć nie powinien. Francis i Christopher stali w drzwiach mojego domu, głupkowato się uśmiechając i poddając się dziwnemu zachowaniu mamy. W sumie, to jej naturalne zachowanie. Bo gdy tylko ich zobaczyła , postawiła cały dom na nogi. Nawet tato przyszedł ze swojej kryjówki, gdzie co rano o tej samej porze znika. Wracając do mamy, to ściskała chłopców, przytulała ich i całowała, mówiąc jak to dawno ich nie widziała, a tato zadowolił się jedynie uściśnięciem dłoni i męskim klepaniem po plecach, któremu towarzyszyły szerokie uśmiechy. Oczywiście, gdy byliśmy w domu, to mówiliśmy w ojczystym języku, więc chłopcy nie mieli problemów ze zrozumieniem.

Stand & driftOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz