Rozdział 17

18.7K 1K 25
                                    

     Wyszłam wkurzona ze szkoły i skierowałam się na parking. Wsiadłam na motocykl i sprawdziłam telefon. Dwa nieodebrane połączenia od mamy. Zadzwoniłam do niej i odebrała po pierwszym sygnale.

-Halo?- zapytałam do słuchawki rozglądając się dookoła.

 Parking był prawie pusty, stały tu tylko trzy auta, pewnie należące do nauczycieli.

-Danielle? Gdzie ty się podziewasz?! Wiesz która jest godzina? Miałaś być w domu dwie godziny temu. Już myślałam, że coś ci się stało! Prawie chciałam dzwonić na policję!

-Spokojnie mamo. Zostałam tylko w szkole za karę po lekcjach.

-Co? Coś ty znowu narobiła- usłyszałam w słuchawce jej ciężkie westchnienie.

-Sorry mamuś, siła wyższa. Opowiem ci jak wrócę do domu.

 I rozłączyłam się. Przymknęłam na chwilę oczy i próbowałam się uspokoić. Ta godzina wykończyła mnie psychicznie. Cholerny pan Chambers i Derek. Że niby złamałam mu nos i muszę ponieść tego konsekwencje. Westchnęłam głęboko i otworzyłam oczy. Odpaliłam silnik, założyłam kask i wyjechałam z terenu szkoły.

  Po drodze myślałam, jak to pan Chambers był wspaniałomyślny i pozwolił nam siedzieć samym w klasie, gdy on załatwiał jakieś „ważne sprawy”. Podczas jego nieobecności musiałam się bardzo starać, żeby nie złamać temu idiocie czegoś jeszcze. Przez godzinę musiałam wysłuchiwać jego paplaniny jaki to on jest fajny i że powinnam dziękować mu, że ze mną rozmawia. Zacisnęłam mocniej dłonie na manetkach motocykla.

  Z każdym przejechanym metrem, coraz bardziej się uspokajałam. I w mgnieniu oka znalazłam się przed domem. Weszłam do środka, zostawiając motocykl w garażu, rzuciłam plecak przy schodach i weszłam do kuchni. To chyba moje ulubione miejsce w tym domu. W środku siedziała już mama. Popijała latte i czytała jakieś czasopismo. Podniosła głowę i jej wzrok spotkał się z moim.

-Więc?

-Więc…

-Czemu zostałaś za karę po lekcjach?

-Cóż. Przywaliłam takiemu jednemu Derekowi i złamałam mu nos.

-Serio? Znowu?

-Czynił mnie i moim ustom niestosowne aluzje... lubię to słowo.

-Jakie?- zapytała mama zbita z tropu.

-Aluzję. Aluzję, aluzję, aluzję. Albo wyfiletować i konsternacja.

-A co to ma do rzeczy?

-Nic.

-Nic?

-Kompletnie nic.

-Rozumiem... zaraz, nic nie rozumiem. Co z tobą dziewczyno jest nie tak?- zapytała mama łapiąc się za głowę.

-Geny, nic innego- odpowiedziałam spokojnie.- Krew z krwi i w ogóle, takie tam gadanie.

-Taak. Więc, zostałaś tylko po lekcjach?

-Taa, ale dyrektor chyba się pokapował, że jak Derek się nie odwali, to nie będzie miał lekkiego życia. Tak przy okazji szkoły, po co nam tyle książek? A potem wszędzie słychać, jak to lekarze mówią o dzieciach z krzywymi kręgosłupami. Wszystko ma swoje przyczyny. I skutki. Czemu Lincoln zniósł niewolnictwo?

-Bo...o... co?!

-No wiesz, sprawić sobie takiego niewolnika to by była frajda. Nosiłby mi książki, karmił mnie, robił za mnie lekcję...- wypiłam trochę kawy mamy.- Dodałabyś więcej cukru- mruknęłam.

-I pewnie też za ciebie oddychał? Bardzo fascynująca rozmowa, doprawdy...

-O, o! Ten wyraz też lubię! Doprawdy... a mówiłam ci już kiedyś, jak bardzo nienawidzę słowa nagle?

-Tak, chyba z tysiąc razy. A teraz wynocha mi stąd i idź do swojego pokoju, albo podręczyć tatę. Muszę zrobić obiad.

-Zdrajca!- usłyszałyśmy z salonu, a potem krótki bieg taty.- Niestety, ale nie będę mógł zabawić cię rozmową ptaszyno. Muszę załatwić coooś... w gabinecie. Takie tam bardzo ważne sprawy dorosłych. Wiesz jak jest.

Popatrzyłam na niego załzawionymi oczami.

-Jasne, zawszę tak mówicie.

-Nie dramatyzuj, kochanie- powiedział do mnie mama i przytuliła mnie mocno.

-A potem tylko będziecie zamykać mnie w piwnicy, żebym nie paliła wam zup i żebym nie kręciła się dookoła, tak?- zapytałam naburmuszona.

-Nie smuć się kochanie. Pogodziliśmy się już z tym, że nie uwolnimy się od ciebie aż do śmierci. I ten dom chyba nie ma piwnicy- powiedział tato również mnie przytulając.

-Ma, w salonie, na lewo od drzwi jest tajne przejście... Same pająki i szczury, fuj.

-Naprawdę?- zapytała mnie mama.

-Nie, przejście jest, ale piwnica jest ładnie wysprzątana i jest tam siłownia i w ogóle. No i drzwi są w przedpokoju.

-Super- powiedział tato.

Oboje już się ode mnie odsunęli.

-Może by tak wybrać się gdzieś razem, żeby utwierdzić mnie w przekonaniu, jak bardzo mnie kochacie? Może być jezioro, słyszałam, że niedaleko stąd jest wielki akwen i można tam wynająć lub kupić domek. Z chęcią wyjadę z wami na weekend- uśmiechnęłam się szeroko.- A i może mogłaby pojechać z nami Roksana?

-Co tylko chcesz- powiedziała mama ze śmiechem odsuwając się ode mnie.

Chwilę potem tato zrobił to samo.

-Już nie czujesz się taka poszkodowana?- zapytał.

-Nie już mi lepiej- powiedziałam i z szerokim uśmiechem poleciałam do swojego pokoju. Cofnęłam się jeszcze na chwilę do kuchni i posłałam rodzicom szczery uśmiech.

-Ale wy wiecie, że nie musicie mi niczego udowadniać? I tak wiem że mnie kochacie. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym odpuściła wam jezioro.

Mój uśmiech się poszerzył i poleciałam na górę. Wcześniej tylko usłyszałam śmiech rodziców i ciche „wiemy”.

Będąc już u siebie, usiadłam wygodnie w fotelu i wyjęłam telefon. Wybrałam numer Ashtona, taki szczegół, że nie mam pojęcia skąd tam się znalazł, i zadzwoniłam do niego. Odebrał po drugim sygnale.

-Halooo?

-Hej Ashton, masz plany na dzisiaj?

-Cóż, tak właściwie to zwolniło mi się popołudnie, a co? Stęskniłaś się za mną?

-Tak, bo chodzi właśnie o to. Wcale nie mam zamiaru dawać ci korepetycji.

-Korepetycje? Z czego mogłabyś mi je dawać?

Ludzie trzymajcie mnie, co za kretyn.

-Przetłumacz mi to co teraz powiem, a odwołam korepetycje. Ashton est chauve et dormir dans le ski.

-Yyy, Ashton... jest...- zapadła chwila przerwy i- no dobra jestem kompletnie lewy z francuskiego.

-Przyjdź do mnie dzisiaj, to spróbuję cię czegoś nauczyć.

-No dobra, ale szczerze, wolałbym spotkać się w innych okolicznościach.

-Domyślam się- powiedziałam i się rozłączyłam.

Stand & driftOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz