24.

260 10 0
                                    

Pov. RM

Pustka. Cisza. Brak kogoś. To teraz czuliśmy całą resztą. Niby nikt się nie przejmował i próbował żyć dalej, ale w głębi duszy nadal nie mogliśmy znieść tych wszystkich narastających emocji. Jimin, J-Hope, Suga i V szwendali się z kąta w kąt, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Ja wraz z Jinem próbowaliśmy jakoś podnosić ich na duchu, no bo od czego są przyjaciele, ale i to nie pomagało.

Siedziałem wraz z Jinem na kanapie w naszym domu i obydwoje pragnęliśmy skupić się na tym co oglądamy. Bez skutku.

- Jak myślisz, jest teraz szczęśliwy? - zapytał ni z gruszki ni z pietruszki.

- Hej, ziom on wcale nie umarł - spróbowałem go jakoś pocieszyć, ale widząc jego szkliste oczy nie mogłem tego znieść i pozwoliłem chłopakowi, by ten się we mnie wtulił.

- To dlaczego tak się teraz czuję? - zapytał pełnym gorzkich łez, głosem.

Nie zniosłem tego i sam popuściłem kilka łez. Było to dla nas zbyt trudne. Często, gdy czytam w internecie opinie na nasz temat ludzie myślą sobie, że nic między nami nie ma i to wszystko robimy tylko dla interesu, a to totalna bzdura. Traktujemy siebie wzajemnie jak bracia i, gdy jedno z nas się odłączy, odczuwa to cała reszta.

- Musimy się wziąć do kupy stary - otarłem jego twarz ręką - Żyć dalej.

- Ech... - westchnął i wstał z kanapy - Idę do sklepu, idziesz ze mną?

- Jasne, już idę.

Przed wyjściem założyliśmy czapki i ciemne okulary, by fanki przypadkiem nas nie rozpoznały i rzuciły na nas jak wygłodniałe lwy.
Szliśmy ulicą w ciszy, która była na tyle ciężka do przerwania, że nikt nie odważył się jej przerwać.
Doszliśmy na miejsce i obydwoje rzuciliśmy się na nasze ulubione produkty. Żelki, chipsy, lody, ciastka i inne słodycze trafiły w ciągu 5 minut do naszego wózka.

Odszedłem do osobnej alejki, by wziąć jeszcze kilka rzeczy, a gdy wróciłem z powrotem ujrzałem Jina, tylko tym razem, siedzącego w wózku, otoczony wszystkimi zakupami i jedzącego żelki misie.

- Hej stary, powaliło? - spojrzał na mnie dziwnie i znowu wrócił do jedzenia - Ej, wstawaj, no już, nie rób z siebie pięcioletniego dzieciaka.

- Jin chce jeść. Jin zje to, co będzie chciał i kiedy chciał.

Słysząc to zrobiłem mentalnego face palm'a i chwyciłem za wózek i jechałem dalej. Pakowałem kolejne produkty do naszego "automobilu" jak to nazwał mój przyjaciel, dopóki nie usłyszałem donośnego głosu za sobą.

- Ej! Wy dwaj w wózku! - odwróciłem się i zobaczyłem niskiego i pulchnego ochroniarza - Stać! - słysząc to zaśmiałem się i popędziłem szybko wraz z naszym pojazdem przed siebie.

Jin widząc faceta za nami, chwycił za okrągłe opakowanie czekoladek i udawał, że kieruje kierownicą, przy okazji śmiejąc się histerycznie. Biegaliśmy w kółko, za każdym razem o mały włos nie natykając się na ochroniarza. Czuliśmy się jak w pościgu ze Scoobie'go Doo. My wybiegaliśmy jedną alejką obok, a ów "osiłek" właśnie dojrzał nas z tej na lewo od nas. W pewnym momencie zdyszany facet, wyciągnął walkie-talkie i rzucił:

- Posiłki!... Potrzebne są posiłki! Dwójka chuliganów w północnej części alei... - mówił z przerywanym oddechem.

Jakby na pstryknięcie za nami zaczął biec drugi facet. Wyglądem przypominającego raczej smerfa niż ochroniarza. Wybuchnąłem jeszcze tylko większym śmiechem i sprawnie wyminąłem obu wraz z automobilem. Szkoda tylko, że pare metrów dalej nie zauważyłem ogórka leżącego na drodze i najeżdżając na niego z wielką prędkością, zryliśmy twarze o podłogę. My: Ja, Jin i nasz wózek, który obalił się na bok i wyleciała z niego cała zawartość wraz z Jinem.

Podniosłem chłopaka szybko z ziemi i trzymając jego dłoń pociągnąłem w stronę wyjścia. Wybiegając jeszcze zza drzwi sklepu, potknąłem się o krawężnik i ciągnąc za sobą przyjaciela upadliśmy jeden na drugiego.

- Emm... - Zaczerwieniony Jin, nie wiedząc co zrobić patrzył mi się głęboko w oczy.

- Ekhm - odkaszlnąłem głośno i próbowałem wstać, ale zatrzymały mnie czyjeś miękkie usta na moich.

Lekko zdziwiony, a z drugiej strony zachwycony, oddałem pocałunek i włożyłem delikatnie chłopaki rękę we włosy, na co ten jak poparzony odskoczył ode mnie.

- Ja... Ja nie powinienem... - widać było, że łzy zbierają mu się do oczu - Przepraszam! - krzyknął i zaczął szybko biec przed siebie.

- Jin! - próbowałem go jeszcze jakoś zawołać, ale on był już za daleko. Patrzyłem jak to co uważałem za najważniejsze znika mi z oczu za budynkiem.

You are my everything [j.jk]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz