0. Maciek

6.5K 348 786
                                    

Był zły.

Zapomniał tej durnej parasolki i musiał moknąć na deszczu, na obrzeżach Wrocławia z daleka od swojego mieszkania. Nigdy więcej nie będzie już ludziom pomagał, bo co dostawał w zamian – mokrą bieliznę i strąki zamiast włosów.

Wyciągnął telefon i po raz kolejny sprawdził godzinę, która zmieniła się tylko o minutę od ostatniego razu. Gdzie podziewała się ta idiotka?

Usłyszał samochód, więc myśląc, że ktoś ją podwiózł, obrócił się idealnie w momencie, gdy przejeżdżające auto wjechało w błotnistą kałużę i obryzgało go od stóp aż do pasa. I pojechało sobie dalej, a Maciek z niedowierzaniem i rosnącą irytacją strzepnął błoto z butów.

– Jak jeździsz, frajerze! – zakrzyknął jeszcze za samochodem i zacisnął dłonie w pięści.

Żeby było śmieszniej niebo przecięła błyskawica, a chłodny podmuch wiatru podwiał jego czarną bluzę. Objął się ramionami i wzdrygnął z zimna. Niby miesiąc temu skończyły się wakacje, a już marzł. Jego mieszkanie był jak cholerne igloo, bo spółdzielnia uznała, że jeszcze za wcześnie, by włączyć kaloryfery.

Pierdolenie.

Chciał lato jak najszybciej z powrotem. Jesień i zima były wymysłem szatana, nieważne co kto mówił. W nosie miał ładne widoczki, kiedy jedyne co czuł to bez obezwładniające zimo i chęć wskoczenia do gorącego jacuzzi. Jak już będzie bogaty, wyjedzie do jakieś Afryki czy innego cholerstwa byle było tam ciepło, a później będzie śmiać się z wyższością nad tymi, co w śniegu się babrają.

Świry.

– Cześć!

Odwrócił się. W jego stronę pędziła Aśka ubrana w jakiś różowy płaszcz i kalosze w kwiatki. Wyglądała jakby wyrzygała ją tęcza. Skrzywił się, widząc, że ubranie ma rozpięte, a wcale z zimna się nie trzęsie. Wiedźma.

– Trzy dychy – rzucił od razy i sięgnął do plecaka zarzuconego na ramię. Widział jak się skrzywiła, ale ostatecznie podała mu należytą sumę, a Maciek oddał jej opakowane w przezroczystą koszulkę wypracowanie z polskiego. Ze sztucznym uśmiechem zabrał pieniądze i bez pożegnania odszedł, naciągając kaptur jeszcze bardziej na twarz.

– Na pewno dostanę piątkę?! – krzyknęła jeszcze, więc wzdychając, odwrócił się, zaczynając iść tyłem.

– We mnie nie wierzysz? – udał oburzenie, na które wywróciła oczami. Pomachała, więc znowu ruszył przed siebie bogatszy o trzydzieści złotych.

Jeszcze drugie tyle i w końcu będzie mógł zrobić ten tatuaż. Pisanie za innych zadań domowych było całkiem opłacalnym zajęciem, zwłaszcza, że większość jego klientów była z młodszego rocznika, przez co mógł dawać im swoje stare wypracowania co najwyżej trochę przerobione. A nawet pisanie ich od początku jakoś mu nie przeszkadzało. Najczęściej ogarniał polski, czasami angielski i rzadziej hiszpański, z którego rzadko zadawali wypracowania, ale jak już to były beznadziejnie nudne.

Kichnął – nienawidził tej pogody – i podbiegł na przystanek autobusowy, pod którym się schował. Spojrzał na rozpiskę i aż westchnął uszczęśliwiony, że chociaż raz tego dnia miał szczęście. Autobus przyjeżdżał za parę minut, więc rozsiadł się na ławeczce i chuchnął rozgrzewająco na swoje dłonie. Oprócz Maćka był tam też starszy mężczyzna, wpatrujący się w niebo. Przypominał mu kogoś, więc od razu odwrócił głowę.

Spojrzał na swoje spodnie i aż jęknął, widząc jak wyglądają. Przypominał bezdomnego jeszcze bardziej niż normalnie. Oparł tył głowy o szybę przystanku i westchnął z wielką niechęcią.

SąsiedziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz