Był zły.
Zapomniał tej durnej parasolki i musiał moknąć na deszczu, na obrzeżach Wrocławia z daleka od swojego mieszkania. Nigdy więcej nie będzie już ludziom pomagał, bo co dostawał w zamian – mokrą bieliznę i strąki zamiast włosów.
Wyciągnął telefon i po raz kolejny sprawdził godzinę, która zmieniła się tylko o minutę od ostatniego razu. Gdzie podziewała się ta idiotka?
Usłyszał samochód, więc myśląc, że ktoś ją podwiózł, obrócił się idealnie w momencie, gdy przejeżdżające auto wjechało w błotnistą kałużę i obryzgało go od stóp aż do pasa. I pojechało sobie dalej, a Maciek z niedowierzaniem i rosnącą irytacją strzepnął błoto z butów.
– Jak jeździsz, frajerze! – zakrzyknął jeszcze za samochodem i zacisnął dłonie w pięści.
Żeby było śmieszniej niebo przecięła błyskawica, a chłodny podmuch wiatru podwiał jego czarną bluzę. Objął się ramionami i wzdrygnął z zimna. Niby miesiąc temu skończyły się wakacje, a już marzł. Jego mieszkanie był jak cholerne igloo, bo spółdzielnia uznała, że jeszcze za wcześnie, by włączyć kaloryfery.
Pierdolenie.
Chciał lato jak najszybciej z powrotem. Jesień i zima były wymysłem szatana, nieważne co kto mówił. W nosie miał ładne widoczki, kiedy jedyne co czuł to bez obezwładniające zimo i chęć wskoczenia do gorącego jacuzzi. Jak już będzie bogaty, wyjedzie do jakieś Afryki czy innego cholerstwa byle było tam ciepło, a później będzie śmiać się z wyższością nad tymi, co w śniegu się babrają.
Świry.
– Cześć!
Odwrócił się. W jego stronę pędziła Aśka ubrana w jakiś różowy płaszcz i kalosze w kwiatki. Wyglądała jakby wyrzygała ją tęcza. Skrzywił się, widząc, że ubranie ma rozpięte, a wcale z zimna się nie trzęsie. Wiedźma.
– Trzy dychy – rzucił od razy i sięgnął do plecaka zarzuconego na ramię. Widział jak się skrzywiła, ale ostatecznie podała mu należytą sumę, a Maciek oddał jej opakowane w przezroczystą koszulkę wypracowanie z polskiego. Ze sztucznym uśmiechem zabrał pieniądze i bez pożegnania odszedł, naciągając kaptur jeszcze bardziej na twarz.
– Na pewno dostanę piątkę?! – krzyknęła jeszcze, więc wzdychając, odwrócił się, zaczynając iść tyłem.
– We mnie nie wierzysz? – udał oburzenie, na które wywróciła oczami. Pomachała, więc znowu ruszył przed siebie bogatszy o trzydzieści złotych.
Jeszcze drugie tyle i w końcu będzie mógł zrobić ten tatuaż. Pisanie za innych zadań domowych było całkiem opłacalnym zajęciem, zwłaszcza, że większość jego klientów była z młodszego rocznika, przez co mógł dawać im swoje stare wypracowania co najwyżej trochę przerobione. A nawet pisanie ich od początku jakoś mu nie przeszkadzało. Najczęściej ogarniał polski, czasami angielski i rzadziej hiszpański, z którego rzadko zadawali wypracowania, ale jak już to były beznadziejnie nudne.
Kichnął – nienawidził tej pogody – i podbiegł na przystanek autobusowy, pod którym się schował. Spojrzał na rozpiskę i aż westchnął uszczęśliwiony, że chociaż raz tego dnia miał szczęście. Autobus przyjeżdżał za parę minut, więc rozsiadł się na ławeczce i chuchnął rozgrzewająco na swoje dłonie. Oprócz Maćka był tam też starszy mężczyzna, wpatrujący się w niebo. Przypominał mu kogoś, więc od razu odwrócił głowę.
Spojrzał na swoje spodnie i aż jęknął, widząc jak wyglądają. Przypominał bezdomnego jeszcze bardziej niż normalnie. Oparł tył głowy o szybę przystanku i westchnął z wielką niechęcią.
CZYTASZ
Sąsiedzi
Short StoryW jednym bloku mieszkać może zaskakująco wiele różnych osobowości. Na parterze gówniarz grający na flecie po ciszy nocnej, pod piątką dziwna para studencików hodujących podejrzane rośliny, a na samej górze zagorzały chrześcijanin i jego kundel. Wśr...