Drobny uśmiech towarzyszył mu, gdy wracał z randki z Julkiem. Było miło, zwłaszcza gdy minęło te pół godziny niezręcznych powitań i pytań o wszystko, i nic. Dziewiętnastolatek miał ognisto-rude włosy, krótko przystrzyżone i naprawdę niebieskie oczy – nie jakiś tam lekki błękit, te jego widać było z daleka. Ubierał się dość swobodnie i w sumie jak większość chłopaków w ich wieku. Elementem, który zwracał największą uwagę – prócz oczu oczywiście – był mały pieprzyk tuż pod prawym okiem, który zauroczył Maćka.
Połowę spędzonego czasu przesiedzieli w kawiarni, jaką zaproponował Tracz, a później nie robili nic specjalnego – włóczyli się po mieście, czasami przysiadając w jakichś ciekawszych miejscach.
Było przyjemnie, spokojnie, a sam Julek był przeokropnie uprzejmy, przez co nawet Maćkowi zaczynało się robić głupio w niektórych chwilach, gdy przekląć mu się zdarzało.
Jako że Maciek to Maciek, to zdarzało się dość często.
Tracz w końcu uznał, że trzeba nazywać rzeczy po imieniu, więc zaczął w myślach ich wyjście nazywać właśnie randką. To jak na randkę przystało, Julek próbował troszkę więcej niż zwykły kolega. Na najodważniejszą rzecz zdobył się, ujmując dłoń różowowłosego.
Gdy znalazł się w domu, poszedł do kuchni po coś do picia. W pomieszczeniu standardowo znalazła się jego matka. Szatynka opierała się pośladkami o blat, popijając herbatę. Zamyślone spojrzenie wbijała w lodówkę przed nią. Maciek zwrócił na siebie jej uwagę dopiero, kiedy stanął centralnie przed jej twarzą z uniesioną brwią. Kobieta uśmiechnęła się i odepchnęła syna ręką, znowu wlepiając wzrok w ten sam obiekt.
– Co ty robisz? – spytał, wlewając wodę do czajnika.
Włączywszy urządzenie, które zaczęło delikatnie buczeć, oparł się kilka centymetrów w bok od matki i również spojrzał w to samo miejsce, co ona. Z założonymi rękoma na piersi przyglądał się kilkunastu magnesom i zdjęciom przedstawiającym ich rodzinę oraz znajomych. Zastanawiał się poniekąd, o co chodziło jego własnej matce, skoro gapiła się w lodówkę jak w obraz, a dokładniej dzieło sztuki.
– Myślę.
Maciek westchnął i wywrócił oczami. Wyciągnął kubek z szafki i włożył do niego jedną saszetkę herbaty, kiedy w końcu zdecydował, którą wypije spośród kilku opakowań, jakie traczowie posiadali. Postawił na malinową. Znowu oparł się obok rodzicielki, tym razem gapiąc się na nią z powątpiewaniem.
– I do czego doszłaś, patrząc na tę lodówkę, mamo?
Kobieta zmrużyła oczy, upiła łyk z kubka i spojrzała na syna z dziwną miną.
– Za ile dasz się przekupić, by wziąć na siebie winę za zepsucie lodówki? – Maciek uniósł aż brwi.
– Zepsułaś lodówkę? Niby jak, do cholery? – zapytał z niedowierzaniem, ale i silnym rozbawieniem.
– Macieju, język! – Wywrócił oczami. Oczywiście musiała użyć jego pełnego imienia. Jeśli go w ogóle kochała, to było to niedopuszczalne. – No wiesz, coś trzeszczała, więc pomajstrowałam tu i tam-
– I zepsułaś tu i tam – dokończył, prychając.
– Nie pyskuj!
Wywrócił oczami. Zalał sobie herbatę i podśmiewując się z mamy pod nosem, wyszedł z kuchni. Przeszedł korytarzyk i miał już wejść do swojego pokoju, ale przypomniał sobie słowa Zuzi i niechętnie odwrócił się na pięcie. Wgapił się w drzwi należące do Oli i już prawie nacisnął klamkę, by w końcu pogadać jak brat z siostrą, ale dotarły do niego strzępki rozmów zza drewnianej płyty.
CZYTASZ
Sąsiedzi
Short StoryW jednym bloku mieszkać może zaskakująco wiele różnych osobowości. Na parterze gówniarz grający na flecie po ciszy nocnej, pod piątką dziwna para studencików hodujących podejrzane rośliny, a na samej górze zagorzały chrześcijanin i jego kundel. Wśr...