22.1. Maciek

1.2K 172 359
                                    

Drobny uśmiech towarzyszył mu, gdy wracał z randki z Julkiem. Było miło, zwłaszcza gdy minęło te pół godziny niezręcznych powitań i pytań o wszystko, i nic. Dziewiętnastolatek miał ognisto-rude włosy, krótko przystrzyżone i naprawdę niebieskie oczy – nie jakiś tam lekki błękit, te jego widać było z daleka. Ubierał się dość swobodnie i w sumie jak większość chłopaków w ich wieku. Elementem, który zwracał największą uwagę – prócz oczu oczywiście – był mały pieprzyk tuż pod prawym okiem, który zauroczył Maćka.

Połowę spędzonego czasu przesiedzieli w kawiarni, jaką zaproponował Tracz, a później nie robili nic specjalnego – włóczyli się po mieście, czasami przysiadając w jakichś ciekawszych miejscach.

Było przyjemnie, spokojnie, a sam Julek był przeokropnie uprzejmy, przez co nawet Maćkowi zaczynało się robić głupio w niektórych chwilach, gdy przekląć mu się zdarzało.

Jako że Maciek to Maciek, to zdarzało się dość często.

Tracz w końcu uznał, że trzeba nazywać rzeczy po imieniu, więc zaczął w myślach ich wyjście nazywać właśnie randką. To jak na randkę przystało, Julek próbował troszkę więcej niż zwykły kolega. Na najodważniejszą rzecz zdobył się, ujmując dłoń różowowłosego.

Gdy znalazł się w domu, poszedł do kuchni po coś do picia. W pomieszczeniu standardowo znalazła się jego matka. Szatynka opierała się pośladkami o blat, popijając herbatę. Zamyślone spojrzenie wbijała w lodówkę przed nią. Maciek zwrócił na siebie jej uwagę dopiero, kiedy stanął centralnie przed jej twarzą z uniesioną brwią. Kobieta uśmiechnęła się i odepchnęła syna ręką, znowu wlepiając wzrok w ten sam obiekt.

– Co ty robisz? – spytał, wlewając wodę do czajnika.

Włączywszy urządzenie, które zaczęło delikatnie buczeć, oparł się kilka centymetrów w bok od matki i również spojrzał w to samo miejsce, co ona. Z założonymi rękoma na piersi przyglądał się kilkunastu magnesom i zdjęciom przedstawiającym ich rodzinę oraz znajomych. Zastanawiał się poniekąd, o co chodziło jego własnej matce, skoro gapiła się w lodówkę jak w obraz, a dokładniej dzieło sztuki.

– Myślę.

Maciek westchnął i wywrócił oczami. Wyciągnął kubek z szafki i włożył do niego jedną saszetkę herbaty, kiedy w końcu zdecydował, którą wypije spośród kilku opakowań, jakie traczowie posiadali. Postawił na malinową. Znowu oparł się obok rodzicielki, tym razem gapiąc się na nią z powątpiewaniem.

– I do czego doszłaś, patrząc na tę lodówkę, mamo?

Kobieta zmrużyła oczy, upiła łyk z kubka i spojrzała na syna z dziwną miną.

– Za ile dasz się przekupić, by wziąć na siebie winę za zepsucie lodówki? – Maciek uniósł aż brwi.

– Zepsułaś lodówkę? Niby jak, do cholery? – zapytał z niedowierzaniem, ale i silnym rozbawieniem.

– Macieju, język! – Wywrócił oczami. Oczywiście musiała użyć jego pełnego imienia. Jeśli go w ogóle kochała, to było to niedopuszczalne. – No wiesz, coś trzeszczała, więc pomajstrowałam tu i tam-

– I zepsułaś tu i tam – dokończył, prychając.

– Nie pyskuj!

Wywrócił oczami. Zalał sobie herbatę i podśmiewując się z mamy pod nosem, wyszedł z kuchni. Przeszedł korytarzyk i miał już wejść do swojego pokoju, ale przypomniał sobie słowa Zuzi i niechętnie odwrócił się na pięcie. Wgapił się w drzwi należące do Oli i już prawie nacisnął klamkę, by w końcu pogadać jak brat z siostrą, ale dotarły do niego strzępki rozmów zza drewnianej płyty.

SąsiedziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz