Czekał przed salonem tatuażu i piercingu w jednym miejscu od dobrych dziesięciu minut. Na szczęście z tatuatorem umówiony był na za piętnaście minut, bo oczywiście spodziewał się, że będzie jak głupi czatował pod budynkiem, oczekując osoby, dzięki której w ogóle będzie mógł wykonać rysunek na ciele.
W głowie już miał ułożony wzór i nie mógł się doczekać, żeby zobaczyć efekt ostateczny. Podrygiwał z podekscytowania, a wszelkie mogące zniszczyć mu humor sprawy odrzucił na później.
Jak przystało na połączenie jesieni i Maćka zaczął wkrótce podrygiwać nie tylko z radości, ale i z zimna. Nienawidził tej pory roku w dalszym ciągu, więc jak ten głupek stał i pocierał zmarznięte ramiona.
Na horyzoncie dostrzegł niespiesznie zbliżającą się postać. Wywrócił oczami, bo już zaczynało brakować mu cierpliwości. Chwile później stanął przed nim szeroko uśmiechnięty mężczyzna z siwymi włosami na wszystkie strony i tatuażem smoka na szyi, który wychodził z pod kołnierzyka jego kurtki. O wiele więcej wzorów skrywało się pod ubraniem; od zawsze podobały się one Maćkowi. To mężczyzna mimo wszystko chyba zaszczepił w nim fascynacje wszelkimi modyfikacjami ciała.
– Boże, dziadku, dłużej się nie dało? – zamarudził jak małe dziecko, kiedy zaczęli wspinać się po schodach prowadzących do wejścia salonu.
Mężczyzna uniósł ręce i roześmiał się.
– Wyluzuj, Marcin.
Chłopak aż się zatrzymał i z oburzeniem spojrzał na dziadka, którego mina wskazywała, że nie wie o co chodzi wnukowi. Niebieskowłosy pokręcił głową i westchnął.
– Maciek, nie Marcin.
Mężczyzna udał zszokowanie, a zaraz później machnął na wnuka ręką i zaczął zręcznie piąć się po reszcie schodów.
– No przecież wiem, ale minę miałeś niezłą.
Czego on się innego mógł spodziewać. Władek Tracz był bardzo dziwnym staruszkiem. Z tymi wszystkimi tatuażami i kolczykami w sutkach – podobno na nie poleciała babcia – już się trochę wyróżniał, a tego wszystkiego dopełniało to, że miał świetną jak na ten wiek kondycję, a sportów uprawiał tyle, że czasami Maćkowi było wstyd za jedynkę z wuefu zrodzoną z nieprzygotowań.
W salonie powiedział dokładnie co i gdzie chce, rozsiadł się na fotelu i czekał, gdy jego tatuator gawędził sobie spokojnie z dziadkiem, który właśnie urabiał mężczyznę w średnim wieku. Dziadek nagle stał się jego opiekunem prawnym, w co facet im uwierzył, pozwalając podpisać zezwalające papiery.
Półtorej godziny później obserwował z zadowoleniem pajęczynę na swoim prawym łokciu. Całkiem prosty wzór, który zdecydowanie poprawił mu humor. Dziadek oczywiście też ocenił dzieło znawczym okiem i kiedy wyraził poparcie, Maciek miał wrażenie, że tatuator odetchnął. Prawie parsknął, ale powstrzymał się i pozwolił sobie tylko na nikły uśmieszek.
Po zapłaceniu i posłuchaniu standardowych informacji, wyszli z budynku. Dorosły od razu zaproponował jakąś pizzę, bo skoro tak dawno się nie widzieli, to w tym momencie spotkanie skończyć się nie mogło. Maciek nie miał nic przeciwko, nic a nic, bo z kim jak z kim, ale z dziadkiem od zawsze dobry kontakt miał. Gdy był mały przechwalał się rodzicom, że to on, a nie Olka był ulubieńcem staruszka.
Mężczyzna potwierdzić nigdy oczywiście tego nie mógł, ale Maciek wiedział swoje.
Weszli do najbliższej pizzerni, zajęli przytulne miejsce przy oknie wychodzącym na miasto. Zachodzące powoli słońce wpadało do pomieszczenia i oświetlało rozmawiającą dwójkę.
CZYTASZ
Sąsiedzi
Short StoryW jednym bloku mieszkać może zaskakująco wiele różnych osobowości. Na parterze gówniarz grający na flecie po ciszy nocnej, pod piątką dziwna para studencików hodujących podejrzane rośliny, a na samej górze zagorzały chrześcijanin i jego kundel. Wśr...