1. Zuzia

3.1K 257 709
                                    

Wydawało jej się, że przymknęła oczy tylko na chwilę, dosłownie na minutkę, zmęczona nauką, ale obudziła się niestety już rano, kiedy promienie słoneczne przebijające zza okna zakuły ją w oczy.

Była prawdopodobnie spóźniona.

Przerażona tym, że może się nie wyrobić uznała, że ten raz nie zje śniadania. Wrzuciła wszystkie książki do żółtego plecaka, postanawiając, że pouczy się już w autobusie. Pobiegła umyć zęby i twarz, a później byle jak się pomalowała, tak żeby było. Trudno, ten raz wszyscy zobaczą demona.

Ubrała ciepły żółty sweterek, bo zrobiło się już zdecydowanie chłodniej, a do tego ciemne dżinsy. Zabrała plecak i wybiegła, po drodze przeczesując włosy szczotką, którą później rzuciła na szafkę, biegnąc do przedpokoju. Omal nie przewróciła się o własne nogi pędząc na łeb, na szyję.

– Zuzanno! Nie zostawiaj tak rozwalonych rzeczy, idź i odłóż szczotkę! – krzyknęła za nią mama, gdy dziewczyna wypadła na korytarzyk. Założyła, właściwie wskoczyła, znoszone botki z zeszłego roku i lżejszą kurtkę, bo pogoda przestała ich rozpieszczać, a nad Wrocławiem od kilku dni wisiały tylko te głupie nikomu niepotrzebne chmury.

Spojrzała na zegarek wiszący w kuchni i skrzywiła się nieznacznie, widząc, że do przyjazdu autobusu zostało dziesięć minut, gdy sama droga zajmowała szybkim tempem tyle samo czasu.

– Przepraszam! Nie mam czasu! Kocham was!

Wypadła z mieszkania, chyba nawet nie domykając drzwi i popędziła na schodach na złamanie karku. Olka miała na późniejszą godzinę, więc Zuzia szła sama, co było dość rzadko spotykane. Jednak można było zażartować, że spotkała namiastkę przyjaciółki, a dokładniej mówiąc jej brata. No to było chyba za łagodne określenie to spotkanie, bo biegnąc tak szybko, wpadła na niego, kiedy wychodził z klatki. Widocznie nie tylko ona była na ostatnią chwilę.

– Co do kurwy? – wrzasnął, gdy razem padli na ziemię.

Już zawstydzona chciała przepraszać, ale wtedy nastolatkowie usłyszeli niezadowolone cmokanie. Z klatki wyszedł sąsiad – sklepikarz spod dziewiątki z tym swoim jamnikiem. Wiecznie nie w humorze z wielkim piwnym brzuchem. Na drzwiach miał naklejkę z przekreśloną tęczą i napisem „stop homopropagandzie" i kilka mocno nacjonalistycznych haseł. Ludzie go nie lubili, a ona im się nie dziwiła.

– Panie Tracz, proszę w imieniu całego osiedla, by nie hańbił pan swoim obrzydliwym językiem naszych uszu. Takie rzeczy to nie u porządnych chrześcijan – prychnął mężczyzna i podrapał się po brzuchu.

Nigdy nie lubił brata Olki, widać było, co o nim myślał. Zuzia kiedyś zastanawiała się o co mogło mu chodzić i doszła do wniosku, że to chyba przez to, iż trochę wyróżniał się wyglądem z tłumu. Uczepił się go praktycznie, od kiedy wprowadził się na osiedle dwa lata temu. Zaczepiał, komentował jego wygląd i zachowanie, a Maciek miał to w głębokim poważaniu. Albo zupełnie ignorował faceta, albo odpowiadał mało przyjaznym komentarzem.

– Panie Kowalski, proszę w swoim imieniu, żeby pan nie otwierał więcej tych nieumytych ust, bo stoi pan kilka metrów ode mnie, a czuję aż tutaj. No i niech pan nauczy swojego kundla, by nie srał na środek klatki. – Uśmiechnął się idiotycznie i wesoło mruknął: – Do widzenia.

Odwrócił się i odszedł. Zuza zacisnęła usta, żeby się nie roześmiać i pobiegłam za Maćkiem. Obróciła się jeszcze przez ramię. Kowalski obserwował plecy chłopaka i komentował coś pod nosem, zaciskając dłonie w pięści. Dziewczyna zrównała kroku z Niebieskim, ale nie zdążyła się nawet odezwać.

– Uważaj trochę jak chodzić – rzucił, nawet na nią nie patrząc. Nie powiedział tego jakoś wrednie, to... po prostu Maciek.

Zawstydzona pokiwała głową. Spojrzała na zegarek i z rezygnacją kopnęła pobliski kamień. Oczywiście, że musiała się spóźnić, bo jakby inaczej. Kątem oka dostrzegła, że chłopak też nie był zadowolony. Chyba nie uśmiechało mu się ponad dwadzieścia minut drogi w jej towarzystwie. Auć.

SąsiedziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz