Nie był zbyt wyspany. Nie obudził się nawet sam. Około dwunastej do jego pokoju wpakowała się rozpromieniona ciotka, a za nią rodzice patrzący na niego mało przychylnie. Ciągle mieli mu za złe ten tatuaż, a teraz jeszcze zapomniał wstać wcześniej na przyjazd rodzinki.
To wina jego nie była, bo przyjechać mieli po południu, a nie z samego rana. I jeszcze tak bezczelnie go budzili.
Rozespany nastolatek podniósł głowę z miękkiej poduszki i mrużąc oczy, uniósł się ledwo do siadu. Od razu poczuł dłonie zakończone długimi paznokciami w różowym oczojebnym kolorze na swoich policzkach. Na lewym nawet miał odbity ślad poduszki. Włosy były nierozczesane i w każdą stronę; prezentował się gorzej niż normalnie, ale ciotka Agnieszka chyba problemu z tym nie miała.
– Och, Maciuś, śpiochu ty, cioci nawet nie wyszedłeś przywitać! – Wytarmosiła go jak starą maskotkę, a później przycisnęła jego głowę do swojej pokaźnej piersi.
Ciotka była... okej, ale nienawidził tych jej łap wszędzie włażących i mokrych buziaków na pożegnanie.
– Hej, ciociu – mruknął ledwo, dusząc się mocnymi perfumami najpewniej z jakiegoś straganu.
– I tyle? Tylko to masz mi do opowiedzenia? Tyle żeśmy się nie widzieli! Mikołaj się stęsknił za tobą i Olunią już, będziecie mieli dzisiaj trochę czasu poplotkować, ale najpierw wszystkie groby obejdziemy!
Siłą woli powstrzymał się od jęknięcia. Był pierwszy listopada, znany również, jako Wszystkich Świętych. Ciotka Aga i jej syn, a kuzyn bliźniaków – Mikołaj wpadli na co roczny obchód pomników. Wczoraj, gdy spędził cały wieczór na włóczeniu się po mieście – a Olka pewnie świetnie się bawiła na tej swojej żałosnej imprezce, jak to nazywał w myślach – rodzice pojechali do rodzinnego miasta taty i Agi będącej jego młodszą siostrą, by również odwiedzić groby bliskich, a dziś zebrali się razem i przyjechali do Wrocławia.
Maciek najchętniej wyszedłby tylko wieczorem, gdy wszystkie znicze na cmentarzu zostałyby zapalone, a atmosfera stała się taka wyciszająca. Nie mógł nic poradzić, że uwielbiał w tym dniu przesiadywać po zmroku na cmentarzysku.
Co do Mikołaja będącego jego kuzynem... zaczęli dogadywać się w miarę z wiekiem, bo gdy byli jeszcze mali i głupi – bardziej niż teraz – to wyrywali sobie włosy z głowy na swój widok i niekoniecznie była to tylko metafora. Dziewiętnastolatek był całkiem wyluzowany, starał się żyć pełnią życia. W pewien sposób mogli być całkiem podobni, tak troszeczkę. Maćka jednak tak okropnie bolało, że na stówę znowu to u niego będzie spać kuzyn, któremu będzie musiał odstąpić łóżko będące jego świętą przestrzenią. W tym roku nie chciał się poddać i postanowił zawalczyć o swoje wyrko, a niech sobie tamten na podłodze śpi, a co!
– Jej – odparł, nawet nie ukrywając braku entuzjazmu.
Ciotka jednak tego nie zauważyła, bo radośnie paplała przez kolejne kilka chwil, aż w końcu państwo Tracz zaproponowało jej kawę. Wyszli z pokoju, zostawiając Maćka, który postanowił zwlec się z łóżka i ubrać, bo paradowanie przy ciotuni w samych gatkach i koszulce mu się nie widziało. Spojrzał jednak najpierw na telefon i prychnął, widząc wczesną godzinę.
Zastanowił się dwa razy, czy później będzie chciało mu się przebierać z domowych ciuchów i znając siebie, wiedział, że nie. Wyciągnął więc z szafy od razu ciemne materiałowe spodnie i jedną z kilkunastu najnudniejszych na świecie bluz bez zamka. Taka była z niego modna istota, że uznał, iż połączenie ciemnozielonych spodni z bordową bluzą to dobry wybór.
Zaczął się ubierać, a gdy nasuwał już pierwszą nogawkę dolnej garderoby do pokoju wparował Mikołaj, który jak gdyby nigdy nic padł na jego łóżko. Minęła dopiero chwila, w której Maciek wywrócił oczami, rzucając mu pobłażające spojrzenie, nim wzdychając jak umierający człowiek, blondyn odezwał się.
CZYTASZ
Sąsiedzi
Short StoryW jednym bloku mieszkać może zaskakująco wiele różnych osobowości. Na parterze gówniarz grający na flecie po ciszy nocnej, pod piątką dziwna para studencików hodujących podejrzane rośliny, a na samej górze zagorzały chrześcijanin i jego kundel. Wśr...