Wyszła z domu pod pretekstem posiedzenia w bibliotece miejskiej i poszukania ciekawych książek. Nie oddaliła się jednak nawet za daleko, bo doszła do parku jakieś dziesięć minut drogi od osiedla. Zwyczajnie chciała sobie odpocząć, powdychać świeże powietrze, a przy okazji omijała ją właśnie kłótnia rodziców o jakieś bzdety, bo nie było nic gorszego niż słuchanie ich wrzasków o nic.
Gdyby tylko nie to, że popsuł się laptop rodziców, przez co nie mogli wejść na edziennik, to pewnie właśnie siedziałaby w domu, kując za wsze czasy. Nie wyszłaby nawet wczoraj na ten festyn z Olką i Olkiem. Nigdzie by w sumie już nie wyszła przez najbliższy czas.
Swoją drogą zawsze tak trochę bawiło ją, że przyjaciele mieli tak podobne imiona. Nie wiedziała, co było z nią nie tak, gdy była w młodszym wieku, bo czasami zdarzało jej się mylić i nazywać Olę Olkiem i na odwrót. Teraz już na szczęście takich problemów nie miała, bo chyba by ją oboje udusili. Bolesna śmierć jakoś jej nie fascynowała.
Było koło dwunastej w południe, gdy zasiadła na jednej z ławeczek i bez większego sensu przyglądała się otoczeniu. Wyciągnęła słuchawki i telefon, włączając swoją playlistę z piosenkami z początku lat dwutysięcznych. Pałała dziwną miłością przepełnioną nostalgią do tych utworów. Urodziła się w końcu na początku tego wieku, więc muzyka ta towarzyszyła jej od dzieciństwa. Jeśli chodziło o polskich artystów oczywiście nie mogło zabraknąć chociażby głosu Dody i jej chyba najbardziej znanego utworu.
Wkrótce z nogami podciągniętymi do siebie, z przymkniętymi oczami nuciła „Nie daj się", pozwalając powiewom wiatru smagać jej nagie przedramiona. Korzystając z prawdopodobnie ostatnich cieplejszych dni miała na sobie tylko zwyczajną koszulkę na ¾ rękaw. Nie chciało jej się nawet malować i przykrywać jakichś niedoskonałości cery. Trudno, postraszy dzieci najwyżej.
Wiedziała, że w poniedziałek czekał ją sprawdzian z hisu, ale nie mogła przejąć się nim mniej. Chyba po raz pierwszy od dawna. Napływ większej swobody spadł na nią, gdy olała w cholerę te wybory na przewodniczącego. Nie mogła też zaprzeczyć, że nie całkowicie sama na to wpadła, bo co to, to nie. Maciek jej pomógł, samemu prawie nie schodząc na zawał, a później jeszcze zabrał na to ciastko.
Nie wiedziała, czy wierzyła w przeznaczenie, czy przypadek, ale gdy ławka zaskrzypiała, bo ktoś widocznie na niej usiadł, prawie pisnęła, widząc, że swoimi myślami wywołała wilka z lasu.
Maciek z nietęgą miną gapił się w swoje buty, zachowując jakby w ogóle jej nie widział, w co jednak wątpiła, bo wokół były wolne przynajmniej dwie ławki. Nie wiedziała nawet zbytnio jak się zachować, więc wyciągnęła tylko słuchawki z uszu, a gdy uniosła głowę, powstrzymała się od wzdrygnięcia. Chłopak patrzył na nią z dziwnie nienaturalnym uśmieszkiem.
– Doda? – zapytał i mimo chyba jego nie najlepszego humoru, Zuzia słyszała rozbawienie w jego głosie.
A co tu niby śmiesznego było. Przecież to była świetna babka, a jej przynajmniej jedną piosenkę znał każdy chociażby przypadkowo.
– Skoro wiesz, że to ona, to mamy na tej ławce chyba nie tylko jednego fana – zauważyła z uszczypliwością.
Maćkowi drgnęły wargi, ale ostatecznie wzruszył ramionami i wygodniej oparł się plecami o obdrapaną ławkę. Ciemnozielona farba odchodziła już z niej znacznie, a pojedyncze wystające drzazgi czekały tylko, żeby wbić się komuś w tyłek.
Jesienne słońce biło w nich z całą mocą i podczas gdy Zuzia pociła się w swojej cienkiej koszulce, Maciek wydawał się niewzruszony, siedząc w wyglądającej na grubą bluzie. Nie wachlował się nawet ręką, gdzie ona najchętniej by ściągnęła z siebie ciuchy na środku parku. Nie mogła udawać, że to jego zachowanie było normalne.

CZYTASZ
Sąsiedzi
KurzgeschichtenW jednym bloku mieszkać może zaskakująco wiele różnych osobowości. Na parterze gówniarz grający na flecie po ciszy nocnej, pod piątką dziwna para studencików hodujących podejrzane rośliny, a na samej górze zagorzały chrześcijanin i jego kundel. Wśr...