Postukała kilka razy drukarkę, która po na oko piątym uderzeniu wydała z siebie dziwny pomruk. Wciągnęła papier do środka i po chwili wypluła go z zapisanym już tekstem. Dziewczyna wzięła kartkę i jeszcze raz przeczytała jej zawartość. Sięgnęła po nożyczki i zaczęła wycinać tekst różnymi partiami, później posmarowała fragmenty klejem i przykleiła do brystolu. Oceniającym wzrokiem przejrzała cały gotowy plakat, który przygotowywała specjalnie na wybory do samorządu.
Rodzice uważali, że powinna kandydować, a jej jakoś specjalnie to nie przeszkadzało. Wątpiła, że wygra i bardzo dobrze. Nie widziało jej się ślęczeć przed całą szkołą na każdym apelu i mówić te wszystkie nudne rzeczy, przez które sama zasypiała. Dla świętego spokoju skleciła te trzy plakaty, a w poniedziałek przyklei je gdzieś w szkole.
Na każdym był ten sam napis głoszący „GŁOSUJ NA ZUZANNĘ REDĘ Z KLASY 2C" plus kilka zdań o tym, co chciałaby zmienić w szkole. Napisała jakieś podstawowe bzdury, które wpadają w ucho, gdzieś sypnęła brokatem, a gdzieś indziej domalowała uśmiechniętą buźkę i gotowe.
Odłożyła prace na biurko jedna na drugiej i zaczęła sprzątać materiały, których używała. Wyłączyła też z prądu tę nieogarniętą drukarkę i schowała pod biurko, gdzie zwykle stała, by nie zajmować miejsca z wierzchu czy w szafach. Kiedy skończyła oparła się pośladkami o brzeg blatu i założyła ręce na piersi, myśląc jak wymigać się od sprzątania szaf w całym domu.
Jej mama uznała, że ten sobotni poranek jest do tego idealny. Można w spokoju przejrzeć zimowe ubrania i zamienić je na miejsce letnich. Już widziała te smutną godzinę, którą będzie spędzała na przymierzaniu starych ubrań i butów, a później odkładaniu ewentualnie tych za małych czy znoszonych.
Drzwi skrzypnęły, a do środka zajrzał ojciec Zuzi. Uśmiechnął się do córki i podszedł do biurka, oglądając zrobione plakaty. Pokiwał głową z zadowoleniem.
– Ładne. Mogłaś tylko dać więcej postulatów, żeby zaciekawić wyborców. Dobrze wiesz, że bycie w samorządzie dobrze wygląda w podaniu na studia, Zuziu – potarł jej ramie i odłożył prace.
Czasem miała wrażenie, że jej rodzice myśleli, iż kandyduje co najmniej na prezydenta Polski, a nie tylko na przewodniczącą bandy licealistów.
Usłyszeli wołanie z salonu, więc spojrzeli na siebie w tym samym momencie i jęknęli jednocześnie. Jeśli coś łączyło Zuzę z ojcem to stanowczo niechęć do jesiennych porządków. Ociągając się, udali się do innego pomieszczenia, w którym na podłodze siedziała matka dziewczyny – ładna blondynka w związanych włosach ubrana w ciepłą szarą bluzę – otoczona górami ciuchów, ułożonych w jakieś dziwne kupki, których podział najpewniej tylko ona rozumiała.
– No wreszcie jesteście! – zaświergotała i obróciła się bardziej w stronę rodziny, by było jej wygodniej. – Tu są twoje ciuchy, Zuzia, a tu twoje, Tomku. Przejrzyjcie co zostaje, a co oddajemy. – Widząc, że rodzina tylko z przerażeniem obserwuje ubrania, wywróciła oczami. – No już ruchy, ruchy.
Siedzieli tak przez kolejne dwie godziny, z traumą do końca życia. Siedemnastolatka wyrzuciła może z dwie dziurawe koszulki i oddała jedną starą parę spodni, co tylko dobiło ją bardziej. Tyle czasu, żeby pozbyć się tych trzech rzeczy...
Po wszystkim odpoczywała w pokoju, czytając lekturę zadaną na przyszły tydzień. „Cierpienia młodego Wertera" same w sobie już przysparzały jej cierpienia. Tak jakby już ta sobota nie była tragiczna od samego rana. Przerzuciła kolejną stronę, kiedy poczuła łaskotanie w stopę. Nie patrząc w tamtym kierunku, wyciągnęła szczupłą dłoń zakończoną jasnozielonymi paznokciami i zaczęła drapać brzuszek Stworka. Słysząc głośne mruczenie, uśmiechnęła się pod nosem.

CZYTASZ
Sąsiedzi
Truyện NgắnW jednym bloku mieszkać może zaskakująco wiele różnych osobowości. Na parterze gówniarz grający na flecie po ciszy nocnej, pod piątką dziwna para studencików hodujących podejrzane rośliny, a na samej górze zagorzały chrześcijanin i jego kundel. Wśr...