25. Maciek, Zuzia i Olek

1.8K 217 520
                                    

Maciek wysuszył swoje włosy i z zadowoleniem obejrzał nową fryzurę, którą zdecydował sobie sprawić na święta. Odłożył suszarkę, za to sięgnął po szczotkę i przeczesał dwukolorowe kosmyki. Połowa z nich była zielona, a druga część czerwona. Może było to jeszcze bardziej dziwaczne niż zwykle nosił, ale podobało mu się.

Słysząc pokrzykiwania matki wołającej go ciągle do pomocy przy rozstawianiu jedzenia, wywrócił oczami. Przeczesał nową fryzurę raz jeszcze, tym razem palcami i poprawił koszulę, jaką rodzice kazali mu przyodziać. Kołnierzyki nie były jego bajką, więc rozpiął pierwsze dwa guziczki, przez co ubranie stało się bardziej znośne.

Wyszedł w końcu z łazienki, którą blokował od ponad pół godziny, robiąc zmiany na głowie. Zaciekawiony i głodny reakcji rodziny udał się do kuchni, gdzie biegała cała gromada ludzi.

Ojciec pomagał matce z krojeniem warzyw na ostatnią z sałatek, ciotka Aga trzymała w rękach jakąś gazetę i czytała wszystkim ich horoskopy, chociaż raczej nikt nie zwracał na nią uwagi w świątecznym szale.

Maciek zaciągnął się wspaniałym zapachem świątecznych wypieków i potraw. Widząc gotujące się uszka, których jego matka była mistrzynią, uśmiechnął się w duchu, znowu czując się jak mały Maciuś czekający na tę właśnie potrawę z wielkim zniecierpliwieniem.

– Za ile jemy? – zagadnął, podchodząc do wielkiego gara z barszczem. Łyżką nabrał trochę i posmakował, idealnie kiedy matka trzepnęła go po łapach.

– Poczekaj na wszystkich – powiedziała ostro. – Zjemy jak przyjadą dziadkowie.

Jęknął. Obydwoje zawsze wszędzie się spóźniali, a on już był niebywale głodny, a takie przebywanie w kuchni będącej tego wigilijnego popołudnia bombą zapachową skutkowało burczeniem w żołądku. Głośnym.

Matka wywróciła oczami i przyjrzała się twarzy syna, zaraz przenosząc wzrok wyżej na jego nowe włosy.

– Czemu to mnie już nawet nie dziwi? – westchnęła i poklepała go ramieniu, wracając do gotowania.

Maciek postanowił, że ucieknie z tego pomieszczenia, bo nie był pewny ile wytrzyma. Minął ciotkę, odczytującą prognozy dotyczące jego znaku zodiaku, a słysząc o dwójce dzieci w niedalekiej przyszłości nawet się uśmiechnął.

Miał całkiem dobry humor.

Minął korytarz i nie oglądając się nawet na drzwi naprzeciwko tych jego, wszedł do siebie. Mogło to być zaskakujące, ale Święta Maciek lubił. Właściwie były jedyną rzeczą, jaka wynagradzała mu tę nieszczęsną zimę. Cały jego pokój tonął w ozdobach typu figurki reniferów czy kule śnieżne – matka miała na ich punkcie bzika, a Kolorowemu jakoś to nie przeszkadzało.

Zawsze lubił swój pokój, ale wtedy był po prostu idealny.

Nie zdziwił go widok Mikołaja stojącego przy ścianie ze zdjęciami. Tracz zamknął drzwi i podszedł do biurka, na którym przysiadł. Kuzyn ciągle przyglądał się zdjęciom, a zwłaszcza jednemu, które niedawno jeszcze swoje miejsce miało w zamkniętej szufladzie.

Maciek majtał nogami nad ziemią, obserwując blondyna. Chłopak w końcu obrócił się z uśmiechem do siedemnastolatka, podchodząc do niego i siadając po jego lewej stronie. Trzeba było już tylko mieć nadzieję, aby biurko się nie zerwało. Mikołaj spojrzał na młodszego z dziwacznym uśmieszkiem.

– Opowiesz mi co się zmieniło od mojej ostatniej wizyty?

Maciek uśmiechnął się tajemniczo pod nosem. Przejechał językiem po przednich zębach i wzruszył ramionami.

SąsiedziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz