7. Olek

1.7K 188 346
                                    

Leżał cały wieczór, gapiąc się bezmyślnie w sufit. Jak zwykle nie mógł zasnąć, ale niczym nowym to dla niego nie było. Tym razem jego głowę zaprzątało chociażby to, żeby nie zapomnieć i pójść po szkole odebrać tort z cukierni. Wojtek kończył piętnaście lat, więc Olek wraz z tatą mieli zamiar zrobić mu małe przyjęcie, o ile można było tak nazwać trzyosobowe posiedzenie oparte na wcinaniu tortu i oglądaniu ulubionych filmów jubilata.

Myślał też przez chwilę o dzisiejszej debacie, na której nie pojawiła się Zuzia. Dwa dni wcześniej jeszcze specjalnie przypinał jej plakaty, a dziś dziewczyna znikła bez słowa. Olka truła mu głowę – żeby nie powiedzieć czegoś innego – jakby on miał na to jakikolwiek wpływ. Wypisywała do niego wzburzona, bo jak blondynka tak mogła. Olać debatę i wszystkich. Olkowi nawet nie chciało się sugerować, że może coś jej wypadło, bo pewnie nie otrzymałby żadnej satysfakcjonującej odpowiedzi od zirytowanej dziewczyny.

Była też trzecia myśl, najbardziej upierdliwa, i jak najczęściej w ostatnim czasie dotyczyła Maćka. Zastanawiało go, co też jego przyjaciel robił w bibliotece z jakimś pierwszakiem. Nie mógł jakoś uwierzyć, że pomagał mu z lekcjami, no bo, kurcze, to był Maciek. Wolał samemu zrobić za kogoś zadanie i zgarnąć pieniądze.

I tak, oczywiście, że Olek wiedział o „interesie" przyjaciela. Sam mu powiedział jeszcze w pierwszej klasie, gdy wpadł na ten cudowny pomysł. Niekoniecznie go popierał, ale skoro Niebieski właśnie tego chciał, to kim on był, by prawić mu kazania.

Było też coś w rodzaju podpunktu w myśleniu o Maćku – wiązało się z rozmową, którą usłyszał w windzie. Kowalski jasno mówił o „nauczce" dla ludzi, którzy ośmielą się przyjść na Marsz Równości w te sobotę. Z początku nawet nie pomyślał o tym, co później z przerażeniem wpadło mu do głowy, ale kiedy został sam na sam ze sobą i swoimi dziwnymi myślami, to uderzyło w niego tak idiotycznie boleśnie.

Bo co, jeśli Maciek zechce iść tam w sobotę i spotka Mateusza Kowalskiego?

Przecież mężczyzna i tak go nienawidził, a gdyby jakimś cudem pośród tłumu dojrzał Tracza, rozpętałoby się piekło. Zresztą na podstawie tego, co zdążył usłyszeć w windzie i bez z spotkania z kolorowowłosym zapowiadało się na rozróbę w centrum miasta.

Może powinien to komuś powiedzieć? Nie wiedział tylko komu i co dokładnie, zresztą wątpił, by ktoś mocniej się tym przejął. Chociaż... był Maciek, który przecież mógł być jakoś zagrożony.

O ile w ogóle się wybierał.

Może głupio zakładał, ale po tym co czasami słyszał od kolegów o Maćku, mógł się spodziewać takiego kroku. Na Marsz chodziły przecież nawet heteroseksualne osoby, więc to chyba nie dziwne, że tak myślał.

Zasnął dopiero po kilku godzinach bicia się z myślami. Na tym samym zajęciu minął mu cały czwartkowy poranek, kiedy siedział na lekcjach tylko ciałem. Duchem był gdzieś daleko – na sobotnim wydarzeniu. Zmęczony wszystkim ułożył głowę na ławce, kiedy akurat nauczyciel angielskiego omawiał jakieś zadanie. Była to lekcja rozszerzona tego języka, więc oprócz kilkunastu znajomych mu twarzy z mat-fizu dostrzegał też mniej więcej połowę niekoniecznie już tak znanych osób z biol-chemu. Tak się składało, że w grupie była również Zuzia Reda, siedząca samotnie w ławce przed nim i patrząca się przez okno, przy którym siedzieli.

Miał dość tego, że w jego głowie było pełno obrazów jednego i tego samego człowieka, więc postanowił zająć się innym.

Olka pewnie również będzie zadowolona, gdy dowie się o co chodziło z Redą. Wysunął się trochę na krześle i kopnął butem w nóżkę jej krzesła. Za pierwszym razem nie zareagowała w ogóle, za drugim drgnęła na krześle zdziwiona, a za trzecim obróciła się ze zdenerwowaną miną, aż Olkowi zrobiło się głupio.

SąsiedziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz