13. Olek

1.3K 177 304
                                    

Siedział w łazience i z niedowierzaniem oglądał swoją twarz. Miał bladą, właściwie już białą, skórę, prócz tego czerwone usta i sztuczną krew wokół nich. Po namowach Zuzia mu odpuściła i nie musiał chociaż mieć tych fałszywych kłów, które były okropnie niewygodne. Przebrał się za wampira, a raczej jego podróbkę. Z pleców zwisała mu długa peleryna, czyli czarna zasłona z piwnicy Olki, a pod nią miał już swoje ciemniejsze ciuchy – bluzę i spodnie. No i jak oczywiście każdy prawdziwy wampir nosił okulary na czubku nosa.

Zuzia lubiła robić takie małe charakteryzacje, więc to ona zajęła się nim, Olą i sobą. Szatynka została przebrana za umierającą pannę młodą. Ale że była to wersja maksymalnie domowa to miała na sobie starą i z tego, co mówiła lekko przyciasną sukienkę do ziemi z koronki, a na głowie kiczowaty, wielki welon z chińczyka. Reda ubrudziła jej twarz tą samą krwią, co u Olka, a pod nią znajdywał się wręcz idealny makijaż, który dziewczyny sporządziły wspólnymi siłami, wymieniając nazwy tylu kosmetyków, o których chłopak istnieniu pojęcia nie miał. Do dziś.

No właśnie! On też miał konturowanie, przez które wyglądał jeszcze straszniej, bo wydobyło mu ono ostrzejsze rysy. Przypominał trupa, dzięki mocnemu wychudzeniu twarzy.

Sama Zuza była czarownicą. Szatę miała z tej samej zasłony, co olkowa pelerynka. Na głowie również kapelusz z chińczyka, a na twarzy dorobiła paskudną brodawkę. Wymalowała sobie twarz tak, że jej podbródek wyglądał na jakiś taki bardziej wysunięty i szpiczasty, właśnie w typie czarownicy.

I w sumie nie wiedział, czy razem wyglądali bardziej strasznie, zabawnie, czy po prostu idiotycznie.

Pocieszyło go to, że inni znajomi Olki nie olali jej prośby i również się przebrali. Wiadomo, niektórzy bardziej, a niektórzy mniej spektakularnie. Kostiumy były naprawdę różnorodne – od klauna z horroru, przez jakieś straszydła, po zwykłe wąsy kota domalowane na twarzy.

– Gdzie są twoi rodzice tak w ogóle? – zagadnęła Tracz zaciekawiona Zuza.

Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i podała jednemu chłopakowi przenośny głośniczek, by połączył go ze swoim telefonem. Chwilę później z głośników popłynął polski rap. Olek skrzywił się, bo jego bajka to nie była, ale co on biedny mógł.

– U dziadków – wzruszyła ramionami.

– A Maciek? – zapytał. Obie dziewczyny na niego spojrzały, tylko z trochę inną miną.

Olka odchrząknęła.

– Nie wiem, mam to gdzieś. Ważne, że go tu nie ma i nie psuje zabawy, prawda?

Uśmiechnął się tylko lekko i upił wody z butelki stojącej na stoliku obok. Reda dziwnie popatrzyła na przyjaciółkę, ale zaraz sama sięgnęła po sok. Stali więc pod ścianą jak te dwa kołki, gdy szatynka pobiegła do większego pokoju, gdzie rozgościli się ich znajomi. Oni zakotwiczyli się w kuchni, na razie nawet się nie odzywając.

– I co w sumie będziemy robić? – spytał koleżanki, która chwilę wcześniej otworzyła lodówkę i czegoś w niej zawzięcie szukała.

– Słuchać muzyki z nadzieją, że Kowalski się nie doczepi, pić tanie piwo – podała jedno Olkowi, wyciągnięte z lodówki; oboje upili trochę ze swoich puszek – a później proponuję zamknąć się w łazience i obejrzeć jakiś horror.

Zaśmiał się, pokiwał głową, zgadzając się.

– Dobry plan.

Godzinę później jakimś cudem przeteleportowali się do pokoju, gdzie była większa liczba osób. Wszyscy rozgościli się wokół kanapy, dwóch foteli i kwadratowego stołu na środku. Na nim stało trochę przekąsek, kilka piw, soków, cola i inne takie. Uwagę jednak jego zwracały ozdoby halloweenowe – część kojarzył sprzed kilku lat, gdy bawił się tego dnia z bliźniakami, a część była nowa, jak na przykład wielka ceramiczna dynia, z której wydobywało się światło, dzięki ustawionemu w środku podgrzewaczowi. Oprócz tego były okazjonalne babeczki z wizerunkiem duchów na wierchu, a jedyna jasność dobiegała z kilkunastu świeczek i tej wielkiej dyni. Było naprawdę klimatycznie.

SąsiedziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz