25. ,,Ona jest moja!"

444 38 38
                                    

– Proszę, odczepię się jeśli będziesz chciała, ale chodź ze mną, dotrzymam słowa.

Chwilę wpatrywałam się w jego głupią gębę i nie wiedziałam kompletnie co zrobić. Z jednej strony byłam stanowczo na nie, a z drugiej może poszłabym z nim i w końcu dałby mi spokój? Druga wersja minimalnie wygrała z pierwszą, bo przecież nie będę się zastanawiać wieczność. Dam mu minutę na powiedzenie tego, co mu tam nie odpowiada i zawijam z powrotem na aulę.

– Obiecujesz, że się odjebiesz i nie knujesz czegoś? – spytałam.

– Tak, obiecuję – odpowiedział Mark.

– Liv, chcesz iść z tym debilem? – spytał ze zdziwieniem Toby.

– Niestety, może w końcu da mi spokój – przewróciłam oczami.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł – zawahał się.

– Nie martw się, wszystko będzie dobrze – zapewniałam go.

– Będę się martwił, miej telefon przy sobie i dzwoń od razu, gdy zauważysz coś podejrzanego.

Uśmiechnęłam się tylko i wyszłam wraz z Markiem.

– Dobra, gadaj – powiedziałam.

– Tutaj? Wyjdźmy na zewnątrz – zmarszczył się, po czym wyszliśmy przed budynek.

– Słuchaj, nie mam czasu na twoje wymysły. Masz dosłownie dwie minuty na przedstawienie mi twoich wypociny.

– Dobra, jak już mówiłem, to bardzo ważna sprawa.

– Nie wątpię – jebało na odległość sarkazmem mojej wypowiedzi.

– Liv... podobasz mi się... naprawdę, proszę, daj mi szansę.

– Co? – zaśmiałam mu się w twarz.

– Kurwa, mówię serio – w jego głosie usłyszałam nutę agresji.

– No dobra, spoko. To wszystko? Mogę już wracać? – olałam go totalnie.

– Kocham cię kurwa, zrozum to! - podniósł ton.

– Ale ja ciebie nie, daj mi spokój Mark.

– To wszystko przez tego dupka – Tobiego, gdyby nie on... przecież to skończony debil, nie widzisz tego Liv?

– Nie, jedynego debila, a zarazem dupka mam przed sobą.

– On nie jest ciebie wart, zostaw go, ja będę traktował cię jak księżniczkę...

– Ymm? – w tym momencie poczułam wielkie zażenowanie.

– On cię zrani prędzej, czy później – przekonywał mnie do siebie.

– Dobra, koniec tego – spojrzeliśmy w prawo, naszym oczom ukazał się Toby.

– Spierdalaj stąd, ona jest moja! – zaczął Mark.

– Tak? To bardzo ciekawe – powiedział z pogardą Toby.

– Mark, odczep się w końcu, ja kocham Tobiego i nie zmienisz tego – powiedziałam gniewnie.

– Jeszcze mnie popamiętacie – powiedział Mark, po czym odszedł szybkim tempem.

– Mam nadzieję, że nic ci nie zrobił – upewnił się Toby.

– Nie, spokojnie, dobrze, że jesteś – przytuliłam go. – A teraz chodźmy, bo ktoś ogarnie, że nas nie ma.

Po moich słowach ruszyliśmy w stronę auli, mieliśmy nadzieję, że nikt nie zauważył naszego wyjścia. Kiedy już dotarliśmy, w pomieszczeniu nikogo nie było.

– Kurwa – burknęłam. – I co teraz?

– Aż tyle czasu to zajęło? - zdziwił się brunet.

– Sama nie wiem, lepiej stąd idźmy, bo będzie przypał. Sam wiesz jaka jest nasza wychowawczyni.

– Tyle, że jak zwiniemy, to może być gorzej.

– Wyjebane – byłam już cała w nerwach, zapewne przez sytuację z Markiem.

– Tam są! – usłyszeliśmy zanjomy krzyk.

– Co jest kurwa... – powiedziałam pod nosem, po czym naszym oczom ukazał się Mark z wychowawczynią.

– Teraz to już nie mamy wyjścia, trudno – powiedział z oburzeniem Toby.

– W sumie to jest – szepnęłam. – Dzień dobry.

– No ja nie wiem, czy taki dobry. Gdzie byliście podczas apelu?! – podniosła ton.

– Proszę panią, ja się bardzo źle poczułam.

– Nie obchodzi mnie to zupełnie – odparła kobieta.

– Niech da pani jej spokój, ona prawie zemdlała – ciągnęliśmy dalej te kłamstwa, ale na marne.

– Do dyrektora, marsz! – rozkazała.

– Dobrze, pójdziemy – zaczął Toby. – Ale muszę zaznaczyć, że Marka też nie było.

– Mark, czy to prawda? – spytała facetka.

– Nie – powiedział z drżącym głosem, widać było, że nie umiał kłamać.

– Kogo ty chcesz dziecko oszukać, bo na pewno nie mnie, idziesz razem z nimi, w tym momencie!

Od jej bezsensownych krzyków rozbolała mnie tylko głowa, baba serio ma problem ze sobą. Poszliśmy w kierunku gabinetu, aż dostrzegłam chytry uśmiech Tobiego.

– Panie przodem – powiedział do mnie Mark i wskazał na drzwi.

– No właśnie, więc wchodź – odezwał się Toby, a ja parsknęłam śmiechem.

– Dobra, słuchajcie, chyba żadne z nas nie chce mieć problemów, więc powiedzmy, że dyra nie było – zaproponował Mark.

– Już myślałem, że nie umiesz logicznie myśleć, ale może jest w tobie nadzieja – burnął Toby.

– Dobra, chodź Toby, zwijamy – powiedziałam i lekko pociągnęłam go za bluzę.

Poszliśmy do szafek, aby wyciągnąć potrzebne książki i wziąć kurtki. Wychodząc, usłyszeliśmy czyjś głos.

– Cześć...

You make me crazy [cz. 1&2] [Ticci Toby]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz