Rozdział 7

4.2K 291 36
                                    

Biegłem przez wioskę uciekając przed Tsunade. Uparta była. Goniła mnie już od ponad godziny. Zmieniłem kierunek, by biec w stronę budynku administracyjnego. Zaledwie po kilku minutach udało mi się tam dotrzeć, a nie byłem zbyt blisko. Cóż, sanninka to sanninka, trzeba trzymać tempo, żeby mnie nie dorwała. Dostałem się do środka i zwinnie omijając wszystkie przebywające w budynku osoby, dostałem się do schodów. Usłyszałem krzyki i piski ludzi, których unikała. A jednak opłaca się być małym! Nie musiałem jakoś specjalnie się starać by minąć ludzi. Wbiegłem na pierwsze piętro. Ruchy Senju były dla mnie doskonale słyszalne. Poruszając się korytarzem jednocześnie przyglądałem się drzwiom. Jest! Biuro Hokage! Bez namysłu wbiegłem do środka mówiąc „dzień dobry”. W gabinecie byli jonini. Prawdopodobnie jakieś spotkanie. Bez problemowo przedostałem się między nimi i wydostałem oknem, po lewej stronie gabinetu. Skierowałem się na drzewa po prawej stronie już mając w głowie dalszą drogę ucieczki. Idealnymi miejscami by ją zgubić będą te, które są najbardziej zatłoczone. Ja przedostanę się przez nie bez problemu, a ona przez swoją niezwinność i duże rozmiary już nie. Poza tym jest sanninką, co oznacza, że jest rozchwytywana i na pewno, ktoś jej przeszkodzi. Nie minęła chwila, a usłyszałem huk rozwalanych drzwi. I później dźwięk niszczonego szkła. Całej masy niszczonego szkła. Z zaciekawieniem cofnąłem się. Łapiąc się parapetu zajrzałem przez rozbite okno do środka. Na ziemi leżała sanninka z kilkunastoma skaleczeniami, a w koło niej gromady przezroczystych odłamków. Rany nie były głębokie. Leżała patrząc się tępo w sufit. Chyba nie wierzyła w to co się stało. Zaczęła się powoli podnosić.
-Babuniu, ty naprawdę musisz przejść na emeryturę. - powiedziałem rozbawiony. Jej mina zmieniła się natychmiastowo w czystą furię. Rzuciła się w moim kierunku, tym razem używajśc chakry by przyspieszyć. Nie zdążyłem uciec. Owinęła swoje ramię w około mojego brzucha, zaciskając je na tyle mocno, żebym nie mógł się wymknąć. Zacząłem się szarpać. I cały plan diabli wzięli.
-Babuniu no! Puść mnie! - próbowałem przekonać ją ciągle się szamocząc.
-Jeszcze czego! Wracamy na trening. - powiedziała stanowczo. Ja nie odpuszczałem. I nagle do głowy wpadł mi świetny pomysł. Tylko muszę odwrócić jej uwagę od siebie...
-Tsunade? Co znowu? - usłyszałem głos Sarutobiego. Po tonie jasne było, że rozmowa troche potrwa. Zacząłem walczyć z moją kurtką. Tsunade od samego początku ignorowała moje wyrywanie się, więc nie zauważyła, że coś kombinuję. Ona serio myśli, że wrócę na trening? W zimę? Ja sobie bałwany zbuduję, ożywie je i stworzę dużo iglo. I zrobię z tego drugą Konohę. Taką lepszą.
~Nie umiesz ożywiać... ~
Dalej ignorowałem lisa. W końcu jeszcze nie wróciłemu do domu. A może byłbym już pod kołderką z jedną z moich największych miłości i dorównującym jej pod tym względem łóżeczkiem... Udało mi się poluzować kurtkę. Zacząłem powoli wysuwać ręce z rękawów. Dalej się sztucznie szamotałem. Wyciągnąłem jedną rekę i już miałem zabrać się za drugą, ale usłyszałem całkiem interesujące mnie informacje.
-Co? Jak to? Ktoś zaatakuję Konohę? Kto niby? - dopytywała Tsunade. Nie za bardzo w to wierzyła.
-Nie wiem... Ale jestem pewny, że ma to związek z niedawnym, nagłym zniknięciem Orochimaru.  - odpowiedział Sandaime. Miałem zamiar im się przysłuchiwać, ale ktoś mi przeskodził.
-Dobrze Hokage-sama, Tsunade-sama, ja wiem, że to ważny temat, ale czy to dobry pomysł, by poruszać go przy dziecku? - powiedziała kobieta. Skądś ją kojarzyłem. Zmrużyłem oczy patrząc na nią. Miała włosy upięte w kucyk w kolorze ciemnego blondu, fioletowe paski na policzkach i czarne oczy. Zapamiętam. Na początku do osób będących w biurze to nie dotarło. Ona jako jedyna zwróciła na to uwagę. Chwilę później wszyscy się na mnie patrzyli.
-No to... - zaczęła Senju, lecz ja jej przerwałem.
-No to ja sobię idę do domu, jeśli myślisz, że zaciągniesz mnie na trening to się grubo mylisz, ja sobie idę do łóżeczka pod kołderkę, a jak przyjdziesz po mnie lub kogoś wyślesz to nie odpowiadam za uszczerbek na zdrowiu lub utratę życia. Do widzenia. - zasypałem ich potokiem słów i z szybkością, jakiej nie powstydziłby się żaden shinobi wyjąłem drugą rękę z rękawa. Wyswobodziłem się z chwytu blondyny, zostawiając jej moją kurtkę i nie zwalniając wyskoczyłem oknem. Tym razem nie skoczyłem na drzewa, a w stertę śniegu znajdującą się na dole po tym jak ktoś odgarnął ją z chodnika. Co tam, że będę przeziębiony. Łóżko wzywa! Wyladowałem bez większych problemów. Nawet gdyby takowe wystąpiły śnieg uratowałby mnie. Kochany biały puch~ Nie tylko wymówka do wszystkiego, ale też jedna z najlepszych rzeczy na tym świecie. Można używać go do żartów, bić się na śnieżki, STWORZYĆ WŁASNĄ KONOHĘ, ulepić bałwana i tak dalej. No jak tu śniegu nie kochać. Biegłem ulicą do domu. Do łóżeczka. Po co w ogóle z niego wychodziłem? Mogłem włożyć głowę w śnieg i rozchorować się. Po bliżej nieokreślonym czasie biegu byłem w domu. Pierwsze co zrobiłem to rozebranie się. A przynajmniej zdjęcie butów i odstawienie ich na miejsce. Kurde... Zmarzłem. Od razy wziąłem się za rozstawianie morderczych pułapek. Kiedy skończyłem było ich od cholery. Znajdowały się wszędzie. Oprócz sypialni. Wszedłem do środka i przestawiłem łóżko w najbardziej odległy od drzwi kąt pokoju przy okazji robiąc przemeblowanie. Zasłoniłem rolety. Zgarnąłem wszystkie poduszki, koce, kołdry i tym podobne. Zbudowałem fortecę. Będzie tam cieplutko~ Resztę pokoju obstawiłem pułapkami. Wpakowałem się do środka twierdzy i wyciągnąłem książkę z szafki będącej częścią łóżka. Położyłem się, odpaliłem lampkę i zacząłem czytać.

~~~~Godzina później~~~~

Obudził mie huk odpalanej pułapki. Przysnęło mi się.
-Z tego co pamiętam pułapka mogąca wyzwolić taki hałas była... - wymruczałem pod nosem. Zacząłem trzeć oko. Niby to szkodliwe, ale to już przyzwyczajenie. Nie minęło pięć sekund, a ktoś rozwalił mi fortecę. Patrzyłem na to półprzytomnym wzrokiem. Przechyłem głowę na bok przyglądając się temu co zostało z mojego przytulnego kącika. Spojrzałem na wkurzoną Senju.
-Z tego co widzę pułapka mogąca wyzwolić taki hałas była tutaj. - powiedziała dokańczając zdanie. Odpowiedziałem niezrozumiałym pomrukiem. Sam nie wiedziałem co znaczył. Mój wzrok z sanninki przeniósł się na szczątki fortecy, potem na nią i znów na szczątki.
Wstałem powoli owinięty w koc, podszedłem do okna i je otworzyłem wcześniej podnosząc rolety. Skierowałem się w stronę łóżka, ale nie położyłem się na nie spowrotem. Ustałem przed Tsunade dalej trąc oko. To trochę uzależniające. Jak zaczniesz to już nie możesz przestać... Podniosłem głowę i spojrzałem na sanninkę.
-No więc... - próbowała coś powiedzieć, ale nie zdążyła. Po prostu zamachnąłem się i uderzyłem ją z całym impetem, a ona wyleciała przez okno. Mam cela. Ignorując wszystko i fukając pod nosem rzuciłem się na łóżko. Owinąłem się wszystkim co na nim było. I w ten sposób król fortecy stał się jej częścią. Ale... nie jestem pewny czy można to dalej tak nazywać. Teraz to raczej był mur obronny. No to tak. Tylko już ten tekst z tym władcą nie brzmi tak spójnie.
~No widzisz? Nie można mieć wszystkiego. ~
~No. Nie można. ~
Miałem kompletnie gdzieś osoby, które Senju tu ze sobą zgarnęła. Wiem, że były. Czułem ich aurę. Nie zwracając na nich uwagi po prostu zasnąłem.

Egzystencja ~ Naruto FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz