Leżałem na łóżku gapiąc się w sufit. Tak bardzo mi się nic nie chciało. Przez moją głowę przebiegały niezliczone myśli. Układałem sobie wszystko co się działo. Od momentu spotkania z Kuramą do teraz jedynym ciekawszym wydarzeniem było zamordowanie człowieka szantażującego Itachiego, a i tak zrobił to Lis. Odzwyczaiłem się od takich rzeczy, co? Kiedy próby zamordowania mnie ustały to zrobiło się nudno. Wziąłem poduszkę i ją przytuliłem dalej się gapiąc na sufit. Był niezwykle ciekawy. Taki biały. Taki fajny. Przemaluję go. Podniosłem się i usiadłem na łóżku. Przyciągnąłem poduszkę do siebie jeszcze mocniej.
- Jutro poniedziałeeek... Będę musiał iść do Akademii... Nie chcę... Ale wtedy nie zostanę ninja... - burczałem pod nosem prawie płacząc. Jak ja kochałem na wszystko narzekać. Pokręciłem głową i wziąłem się do roboty. Po chwili byłem gotów do wyjścia. Muszę zanieść Renowi materiały. Mam nadzieję, że nie będzie zbyt dużo chodzenia. Spojrzałem na adres z kartki, którą mi dał. On ma tu dom? Myślałem, że będzie mieszkał w hotelu. Dla podróżujących rzemieślników jest to całkiem wygodne, bo niektóre oferują specjalne pracownie. Ale przynajmniej nie jest tak daleko...
Wziąłem tylko to, co było mi potrzebne i wyszedłem z domu. Powolnym krokiem szedłem przez wioskę. Przyglądałem się ludziom, każdemu człowiekowi z osobna. Wiedziałem o nich sporo. Większość informacji sam znalazłem obserwując ich. Inne usłyszałem w cudzych rozmowach. Ruszyłem w stronę parku. Ładnie wyglądał w zimie. Mogłem iść skrótem, ale miło się przez niego idzie. Jedynie trzeba było uważać, by się nie poślizgnąć. Niby ścieżki zostały odśnieżone, ale w niektórych miejscach był lód lub mocno zbity śnieg, więc o upadek nie było trudno. Kilkanaście minut później byłem przed domem Rena, który był naprawdę ładny. Miał ogrodzenie z drewna, a przed domem rosły płaczące brzozy. Była o nich wzmianka w jednej z książek, które czytałem. Nazywano je Youngii. Sam dom był zbudowany starannie w stylu klasycznym. Jednak nie opanował mnie jakiś szczególny zachwyt. Umiem rysować ładniejsze. I będę mieć ładniejszy. Jak mi nie wyjdzie bycie ninja to będę architektem. Nim podszedłem do bramki z budynku wybiegł Ren i otworzył mi furtkę ma podwórko. Uśmiechnął się lekko i kiedy tylko wszedłem wziął ode mnie karton z materiałami.
- Chodź! - powiedział z entuzjazmem i złapał za dłoń ciągnąc mnie w kierunku domu. Dorosły facet jest bardziej optymistyczny niż ja, taki dzieciak? Super. Pozwoliłem mu się zaprowadzić do budynku.
- Nie musisz zdejmować butów. - rzucił łapiąc mnie w pasie i podnosząc, nie dając mi wystarczająco czasu bym zdążył o tym choćby pomyśleć. Co on taki napalony? Przyszedłem dać mu materiały do pracy. Ja bym się nie cieszył tym, że muszę pracować.
- Zapłata jest w kartonie w sakiewce. - mruknąłem. W odpowiedzi pokiwał głową. Po chwili dotarliśmy do jego pracowni. Podszedł do biurka i postawił mnie obok niego. Grzebał trochę w kartkach i, w końcu, wyciągnął kilka kartek. Były to projekty wachlarzy z różnymi ilościami ostrzy.
- Zdecydowałeś się na jakieś zdobienia? - zapytał.
-... - nie odpowiedziałem. Cholera! Zapomniałem!
- Zapomniałeś? - dopytał. To źle. Czyta ze mnie jak z otwartej książki.
~ Hah. ~
~ Co? ~
~ Hahah. ~
~ No co?! ~
~ Osoba z legendarną pamięcią... Hah. ~
Westchnąłem cicho. Nagle Ren podał mi ołówek i kartki. Przechyliłem lekko głowę na bok i spojrzałem na niego pytającym wzrokiem. Zaraz to machanie łbem wejdzie mi w nawyk i będę jak Mimikyu. W sumie kolory się zgadzają...
- Muszę zająć się obróbką materiałów, więc masz czas, by coś wymyślić. Dasz radę to narysować, prawda? - powiedział z uśmiechem. W odpowiedzi tylko pokiwałem głową i wziąłem od niego przybory. Usiadłem w rogu kanapy stojącej niedaleko biurka i wziąłem się za rysowanie. Minęło kilkanaście minut gdy wyczułem niebieskowłosego stojącego przy mnie.
- Ile ostrzy ma mieć jeden wachlarz? Masz dosyć dużo materiałów, więc starczy na duże ilości.
- Czternaście... - mruknąłem nie odwracając wzroku od kartki. Ren nie odpowiedział, ale pokiwał głową. Określanie, jakie ruchy ktoś wykonuje po samej aurze jest naprawdę wygodne.
~~~~Pov. Ren~~~~
Kiedy pytałem Naru o ilość ostrzy, a on nawet na mnie nie spojrzał zrobiło mi się... smutno. Cholernie mnie do siebie przyciągał. Nieświadomie. W dodatku moje dōjutsu na niego nie działało. Byłem w stanie jedynie wyczuć żelazo znajdujące się w jego krwi. Kiedy próbowałem w najmniejszy sposób kontrolować ją ta miałem wrażenie jakby już była pod czyjąś władzą. To dziwne. Wróciłem z powrotem do obrabiania materiałów. W mojej głowie ciągle krążył blondyn. Uczucia, które teraz do niego żywię, pojawiły się, gdy tylko go zobaczyłem. Co bym zrobił, jeśli nie podszedłby do mojego straganu? Kiedy na niego po raz pierwszy spojrzałem przestałem czuć się samotny, tak jaki byłem od momentu wybicia mojego klanu. I w momencie, w którym zobaczyłem jego oczy stałem się ich niewolnikiem. Były niebem. Niebem, które nie zmienia się w gwieździste w nocy. Niebem, w którym zawsze jest dzień i słońce. Usłyszałem szelest kartki. Uzumaki stał tuż koło mnie. Jak? Kiedy? Nie słyszałem... Nawet nie wyczułem ruchu... Z moim dōjutsu... Wszystkie moje instynkty mówią, że jest niebezpieczny. Coś tak uroczego niebezpiecznym? Nie... Po prostu zbytnio się o nim zamyśliłem. Wyciągnął rękę w moim kierunku i pokazał to co było na kartce. Rysunek był śliczny. Nie sądziłem, że potrafi AŻ TAK dobrze rysować. Byłem w stanie dostrzec wszystkie detale na wachlarzu. Pokiwałem głową i posłałem mu uśmiech. Wziąłem papierek i położyłem go na szafce, która była niedaleko stanowiska.
- Idź do domu. Chcę skończyć te wachlarze dla ciebie jak najszybciej, a teraz i tak nie masz nic do roboty. Muszę się skupić i nie mogę ci poświęcić wystarczająco uwagi. - powiedziałem ukrywając mały smutek. Lubiłem jego towarzystwo.
- Zostanę i popatrzę. Mogę, prawda? - mruknął. On jest kotem, czy jak? Słodkie...
- Oczywiście! Po prostu nie chciałem byś się nudził. Jeśli masz ochotę to zostań. - odpowiedziałem z uśmiechem. Byłem naprawdę zadowolony. Szczęśliwy. On przyciągnął jedno z wielu krzeseł w tym pokoju i ustawił je tak, by mógł patrzeć co robię. Tylko tyłem na przód. Usiadł na nim okrakiem i oparł się brodą o oparcie. Jak ja bym chciał zamienić się miejscami z tym krzesłem... Czy ja jestem zazdrosny o jakieś cholerne krzesło?! Uspokoiłem się i skupiłem na pracy. Chciałem zrobić wszystko perfekcyjnie. Musiałem zrobić wszystko perfekcyjnie dla niego. On zamierzał być shinobim. Jeśli wachlarze miałyby choćby najmniejszą wadę, mógłby zostać zraniony. Nawet nie koniecznie przez wroga, a przez samego siebie. Jestem całkiem nadopiekuńczy, co? Ale nie mogę pozwolić by coś mu się stało... Lepiej skupię się na pracy...
~~~~Pov. Naruto~~~~
Przyglądałem się i zapamiętywałem dokładnie co i jak robi. Miałem wrażenie, że stara się aż nadto, albo nawet popisuje. Irytowało mnie to tym bardziej, że wyczuwałem w jego aurze skoki emocji. Takich jak złość, zawzięcie, nadopiekuńczość. To ostatnie szczególnie było skierowane na mnie. Czułem to. Może jednak nie powinienem zostać? Nie no... Wkurza mnie to, ale rzemieślnictwo może się okazać przydatne i mimo tego, że nie chcę się teraz na tym skupiać to patrzenie na to, co robi może mi się później przydać.
~~~~Kilka godzin później~~~~
Wracałem do domu. Tą samą drogą, którą przyszedłem do Rena. Zapadał już mrok, więc to była idealna okazja by wyjść. Jeśli posiedziałbym dłużej, mógłby zaproponować mi nocowanie, a on z tego co zauważyłem jest całkiem uparty. Ale i tak by ze mną w tym nie wygrał. Idąc przez park wpadłem na pomysł wpadnięcia do Ichiraku. Po prostu skręciłem w jedną z bocznych alejek. Musiałem iść tylko prosto. Dlatego kochałem ten park. Wystarczy zmienić kierunek w odpowiednim momencie i już jesteś tam, gdzie chcesz. A przynajmniej tak jest w moim wypadku. Stąd mogę się dostać do miejsc, których potrzebuję.
Kilkanaście minut później byłem u celu. Siedziało tam kilka osób. Shinobich. Posiadali opaski. Jednak mało mnie obchodzili.
- Ohayō, staruszku! - rzuciłem uśmiechając się. Staruszek skinął głową i zajął się pracą. Usiadłem kilka miejsc dalej od ninja. Kilka miejsc. I siedziałem w samym rogu. I dobrze. Nie musiałem czekać nawet chwili, by Ayano do mnie podeszła.
- Naru-chan! Miło cię widzieć! To co zwykle, prawda? - mówiła z entuzjazmem. Ona i staruszek to nieliczni ludzie, których lubię.
- Tak. Gorącą czekoladę. Gorzką. - odpowiedziałem. Wyczułem na sobie czyjeś spojrzenia. Nie dziwiłem się. Dzieciak proszący o gorzką gorącą czekoladę, która przeważnie jest słodka.
- I two jewst swiła mwłodwłości! - powiedział jeden z ninja, widocznie pijany, rzucając się na mnie i przytulając.
- Guy, zostaw go... - powiedziała kunoichi. Też była pijana. Ale jak widać piła z umiarem, bo zachowała trzeźwość w jakimś stopniu. Facet tylko coś wyburczał w odpowiedzi. Ja w tej chwili starałem się opanować i zatrzymać morderczą intencję. W pewnym momencie koleś po prostu mocniej mnie ścisnął, a ja już nie wytrzymałem i w chwilę go powaliłem. Po okolicy rozszedł się charakterystyczny trzask łamanej kości. Złamałem mu rękę. Trudno. Jego wina. Próbował coś jeszcze krzyczeć o sile młodości o tym jaka jest wspaniała, ale było to na tyle niezrozumiałe, że większość tu obecnych tego nie zrozumiała. Oprócz mnie. Jestem cholerną alfą i omegą w sprawach związanych z szyframi i innymi językami.
~ I ktoś tu mówi całkiem podobnie jak się go obudzi po dłuższej drzemce. ~
~ Sugerujesz coś?? ~
~ Nie, skądże. ~
Nie zamierzałem wkurzać futrzaka. Jeszcze by się na mnie zemścił. Na treningu. Albo robiąc go zbyt intensywnym nawet dla Uzumakich, albo nie ucząc mnie ninjutsu nawet po tym jak wyczuję aurę Uchihy. Siedziałem na swoim miejscu. Oparłem się o blat i przyglądałem się co staruszek i siostrzyczka Ayano robią. Grzywka zbyt długich włosów opadła mi na oczy, ale po prostu to zignorowałem. Korzystając z tego zerknąłem na ninja. Patrzyli się na mnie z niemałym szokiem. Szczególnie shinobi z srebrnymi włosami sprzeciwiającymi się prawom grawitacji. Jego oczy było w tej chwili wielkości spodków do filiżanek. Całkiem śmiesznie. Ey... Nie... O cholera to są jonini. Powaliłem jonina i złamałem mu rękę na oczach innych... Kurde. Nie nakablujcie na mnie do Hokage, okay? Chwilę później podeszła do mnie Ayano z ogromnym kubłem gorącej czekolady. Wziąłem go, zapłaciłem i się pożegnałem z nią oraz staruszkiem. Nie znam umiaru, co? Dalej czułem na sobie spojrzenia ninja. Wiedziałem, że będzie przypał jeśli to się wyda. Ale szczerze to mam w to wywalone. Jestem w depresji. Jutro poniedziałek. Jutro muszę iść do Akademii. Idąc opustoszałą ulicą westchnąłem całkiem głośno.
- Trudno... Ostatni rok... Przetrwam... Już i tak za dużo wagarowałem... Nie mogę sobie na to więcej pozwolić, bo nie zdam przez frekwencję... - mruczałem pod nosem co chwilę biorąc kilka łyków czekolady tak, aby dopić ją zanim dotrę na miejsce. I po raz kolejny westchnąłem. Zatrzymałem się przed budynkiem, by popatrzyć na niego przez chwilę, a potem wdrapać się po schodach do mojego mieszkania. Po wejściu do środka ogarnąłem się i położyłem się spać zupełnie ignorując myśli o nieodrobionej pracy domowej.
![](https://img.wattpad.com/cover/196633060-288-k470104.jpg)
CZYTASZ
Egzystencja ~ Naruto FanFiction
FanficNaruto przewyższa inteligencją wielu swoich rówieśników. Zwiódł wszystkich udając ciągle śmiejącego się idiotę. Nikt nie zna jego prawdziwej twarzy... lecz może komuś uda się ją w końcu ujrzeć? YAOI ALERT To ff to yaoi. Jeśli nie lubisz to po prost...