Rozdział 26

2.7K 203 38
                                    

W tej chwili starałem się nie wybuchnąć śmiechem. Na widok landryny. Ona dalej tego nie zmyła! I chyba o tym nawet nie wie... Patrzyła się na mnie jak na psychopatę. Odwróciłem głowę w przeciwnym kierunku by na nią nie patrzeć. Nie tylko dlatego, że nie chciałem się udusić ze śmiechu. Była też brzydka. Siedziałem sobie, opierając się o drewniany pal. Zerknąłem na zegarek. Piąta trzydzieści... Myślałem, że ko ja jestem takim szaleńcem, by wstawać tak wcześnie i przyjść pół godziny wcześniej... Jak widać jednak nie. Wyczułem aurę Sasuke zbliżającą się do nas. Ona dalej mnie irytowała. Czułem ją, ale to było jakby porównywać smak wody i soku. Tu Uchiha był wodą, a każda inna aura, którą wyczuwałem, była sokiem. Minęło kilka minut zanim doszedł do pola. Ja, spoglądając w jego kierunku, znów spojrzałem na różową, po raz kolejny wpadając w śmiech. On zerknął na mnie, a potem na nią. Pokręcił zrezygnowany głową, ale pod nosem się uśmiechnął. Ha! Podszedł do mnie i usiadł obok. Chwilę później już się do mnie przytulał. Haruno dostawała czystego szału, ale nie mogła mi nic zrobić. W końcu było ryzyko, że Sasuke też oberwie. Wyjąłem pudełko z przekąskami. Nie masz co robić i ci się nudzi? Idź coś zjeść. Masz co robić, ale ci się nie chce? Idź coś zjeść. Jedzenie jest rozwiązaniem na wszystko. Otworzyłem je i wziąłem dango. Zacząłem je powoli zjadać. Gdy Sasuke zobaczył, co mam, jego oczy zaczęły się świecić, więc wyciągnąłem drugie i mu je podałem. Nie wziął go, a zamiast tego zaczął je po prostu jeść, korzystając z tego, że przysunąłem je wystarczająco blisko. Do głowy natychmiast przyszedł mi obraz, w którym kot je człowiekowi z ręki. W sumie... Identyczna sytuacja. A podobno to ja jestem kotem... Sakurwa w tej chwili wpadła w furię. Widząc je twarz, taką nadmuchaną i czerwoną, w dodatku z tymi rysunkami, już nie mogłem wytrzymać. Zacząłem się śmiać jak opętany. Dostałem głupawki...
- Z czego do cholery rżysz, matole?! - krzyknęła wkurzona.
- Z niczego! - próbowałem powiedzieć między salwami śmiechu.
- No, właśnie widzę! Powiedz, mi z czego-
- Powiedział, że z niczego. - przerwał jej Sas. Ona od razu się uspokoiła i dostała fangirlu, bo Uchiha się do niej odezwał.
- Sasuke-kun~! No wiem, ale on się ciągle śmieje... - wyjąkała, udając nieśmiałą, by wzbudzić litość.
- Lubię jego śmiech. - rzucił w odpowiedzi i kontynuował jedzenie mi z ręki dango, gdy ja się dalej w najlepsze śmiałem, mimo zawstydzenia i ciepła, które przyszło po tym, co powiedział. Haruno po raz wyglądała, jakby miała wybuchnąć.
- Sasuke-kun~! On cię omamił! Tylko ci się wydaje, że to lubisz! Proszę, spraw by przestał. - mówiła, udając smutną.
~ Powiedziałbym, że szmata, ale w tym wypadku to raczej hybryda balonika i klauna, dwóch rzeczy, które idą ze sobą w parze. Wkurzona wygląda też trochę jak ta ciotka z Harrego Pottera, która odleciała jako balon... ~
Na komentarz Kuramy, zacząłem się jeszcze bardziej śmiać. W tej chwili bawiło mnie praktycznie wszystko. Każda najmniejsza i najgłupsza rzecz
- Mam powstrzymać go od tego? - upewnił się Sasuke. Wata cukrowa pokiwała energicznie głową. Uchiha powoli się podniósł, by siedzieć blisko, naprzeciwko mnie. Położył swoje dłonie na moich policzkach i nim się zorientowałem, jego usta były na tych, należących do mnie. Automatycznie przestałem się śmiać. Całował mnie powoli i z miłością. Z pewnością moja twarz przybrała kolor bardziej czerwony od pomidora. Nie byłem w stanie nic zrobić. Nawet go odepchnąć, co mogłem w przypadku Rena. A to, że nie dałem rady to już inna bajka. Jedynie mruczałem, bo moja kocia część postanowiła się odpalić. Nie łudziłem się, że Sas tego nie słyszy. Byłem wręcz pewny, że tak, bo kiedy zacząłem, on się uśmiechnął. Na szczęście inaczej było z landryną. Nawet jeśli mogłaby usłyszeć to w tej chwili była w zbyt wielkim szoku, by to do niej dotarło. Chwilę później przeniósł swoje ręce na moje uszy i je przykrył. W okolicy rozległ się cholernie głośny wrzask. Wiadomo, do kogo należał. Wata cukrowa upadła na zi... Nie, waty by było naprawdę szkoda... Szmata zemdlała. Jakimś cudem udało mi się ruszyć ręką i położyć ją na ramieniu Sasuke. Jednak dalej nie mogłem go odepchnąć. Uchiha jeszcze przez chwilę mnie całował. Potem podniósł mnie i usiadł tak, by to on opierał się plecami o drewniany pal, a ja o niego. Wziął z moich dłoni dango i jedne włożył sobie do ust, a drugim próbował mnie karmić, ale przez stan w jakim się znajdowałem, nie za bardzo mu to wychodziło. Odpuścił, schował je do pudełka i zaczął mnie głaskać po uszach. Mimowolnie zacząłem mruczeć. Nawet nie mogłem się starać, by to powstrzymać. Ciekawe, kto jest w większym szoku? Ja czy Haruno? Stawiam na siebie... Nie byłem w stanie określić ile czasu minęło, ale w końcu pojawił się Madara.
- Oha...yō? Co wam...? Co..? - pytał zdziwiony, patrząc to na mnie, to na różową. - Dobra...? W każdym razie świetna robota, młody! - dopowiedział, patrząc się tym razem na Sasuke.
- Hn. Wiem. - rzucił spokojnie. - Pocałowałem go. - dodał z triumfem, obejmując mnie ramionami i przytulając.
- Serio? Jeszcze lepiej! Wspaniale, że się wam układa... Ale wiesz, że teraz nie są w stanie jakkolwiek trenować? - Przepraszam... - mruknął cicho młodszy Uchiha.
- I dlatego cię lubię! Nie jesteś śmieciem jak tamta dwójka... Widać po oczach, że ich uczucia nie są szczere... Dobra. Koniec pogaduszek. Wstawaj, będziesz trenował. Chociaż jeden. - powiedział Madara i odwrócił się, idąc na środek pola. Sasuke powoli wstał, pocałował mnie w czoło i pobiegł za nim. Cały czerwony sięgnąłem po swoją wodę i wziąłem kilka łyków. Muszę się... Odstresować? Włożyłem rękę do kieszeni. Miałem w niej coś. Okazał się to być niezmywalny marker, którego zapomniałem wyjąć z kieszeni. Spojrzałem na landrynę, a na mojej twarzy pojawił się szatański uśmiech. Podszedłem do niej i zacząłem poprawiać wczorajsze rysunki. Starałem się zostawiać jak najwięcej tuszu, by nie dało się go zmyć. Dodałem też kilka nowych, również na szyi. Gdy zabrakło mi miejsca, wróciłem do poprawiania. Robiłem to dopóki nie skończył się marker. Oglądałem przez chwilę swoje dzieło, gdy nagle ktoś mnie podniósł. Był to Sasuke, bo dziadek stał kawałek dalej w zasięgu mojego wzroku.
- To twoja sprawka? - zapytał Madara, a ja tylko się uśmiechnąłem. On westchnął i pokręcił głową.
- Świetnie rysujesz. Dlatego powinieneś poprosić mnie, bym to zrobił. Nabazgrałbym coś jej i by wyglądała naprawdę źle. - powiedział. Rzeczywiście... Mogłem tak zrobić... Podciągnąłem rękaw i spojrzałem na zegarek. Była prawie ósma.
- Hey, chodźmy na ramen, Naru. - zaproponował Sasuke. Obróciłem się i popatrzyłem na niego z świecącymi oczami.
- Też z wami idę. - oznajmił dziadek. Więcej osób do stawiania mi ramenu!
~ Nie możesz dzisiaj go jeść. ~
~ Czemu? ~
~ Już wyczerpałeś tygodniowy limit. ~
Po usłyszeniu słów Kuramy załamałem się.
- Cholerny demon i ta jego dieta. - wymamrotałem pod nosem. Poczułem jak ktoś głaszcze mnie po głowie.
- Już dobrze. Jest wiele rzeczy, które możesz zjeść zamiast ramenu. Jeśli chcesz to ci coś ugotuję. - pocieszał mnie młodszy Uchiha. Madara przyglądał się nam uważnie, próbując dowiedzieć się o co chodzi, bo nie był w temacie.
- Chodźmy już. - powiedziałem i pociągnąłem Saska za rękę. Już mam gdzieś, że ciągle odruchowo zdrabniam jego imię.
~ Ha! Przyznałeś się, że to robisz! ~
~ Nie słyszę cię... ~
~ Nie udawaj! ~
~ Coś przerywa nam łączność... Chyba tracę zasięg... ~
~ Takie rzeczy są tylko przy rozmowie telefonicznej! ~
~ Wjeżdżam w tunel... ~
Zawstydzony wyciszyłem lisa. Już ciągnąłem za rękę Uchihę, chcąc iść dalej, ale usłyszałem jęki. Nie! Nie! Nie! Odwróciłem się i okazało się, że landryna się budzi. Sasuke, gdy tylko to dostrzegł, zmazał z twarzy wszystkie uczucia, zakładając pokerface. Różowa powoli wstała i spojrzała na nas. Madarę ominęła wzrokiem, na Uchihę zerknęła z uwielbieniem, a na mnie otwarcie gapiła się z nienawiścią. Gdy zobaczyła, że trzymam Saska za rękę, rzuciła się w moim kierunku.
- Ty cholerny idioto! Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyczała, łapiąc mnie za bluzę i podnosząc do góry. Czemu jestem taki lekki...
- Ty śmie... - nie kontynuowała. Podłożyłem jej moje ostrze do szyi. Kątem oka zauważyłem jak dziadek odciąga powoli Sasuke, aż nie byli w odległości około dwudziestu metrów. Patrzyłem się spokojnie na Haruno. Na swoich policzkach widziałem niebieskie światło. Było naprawdę widocznie przez półmrok, który panował w tym miejscu o tej godzinie. Różowa puściła mnie, a ja jakimś cudem zatrzymałem się w powietrzu. Widziałem jak drży ze strachu. Cofała się szybko, aż się w końcu potknęła. Cały czas bacznie obserwowałem każdy jej ruch, jej aurę i jej chakrę. W tej chwili nie była w stanie ukryć przede mną czegokolwiek. Nagle ktoś mnie pociągnął, a ja wylądowałem w jego ramionach.
- Nie marnuj na nią czasu i energii. Chodź, mieliśmy iść do Ichiraku - powiedział Sasuke. Zaczął mnie delikatnie ciągnąć w stronę wioski. Posłusznie za nim podążałem. Madara też się ruszył, bo miał nam przecież towarzyszyć. Landryna, której strach najwidoczniej już przeszedł, podążała wkurzona za nami. W końcu dotarliśmy do knajpki i usiedliśmy na miejsca. Ja siedziałem obok Saska, a koło mnie rozsiadł się Madara. Chyba nie trzeba mówić, gdzie usiadła Sakurwa... Zamówiliśmy jedzenie i zaczął się jazgot. Haruno cały czas gadała o tym, jak bardzo ona kocha Sasuke. Po kilkunastu minutach dostaliśmy dania. Miałem nadzieję, że już będzie spokój... Wiadomo jak się to zawsze kończy, gdy mam nadzieję, prawda?
- Sasuke-kun~! Czuję się taka samotna, tak jedząc~. Usiądę ci na kolana, dobrze~? Wiem, że tego chcesz~! - gdy słyszałem to coś, dostawałem furii. Chcę ją zatłuc...! Trzeba tylko poczekać na okazję...! „Zginęła jak shinobi.". To będzie napisane na jej grobie...! Nikt nic nie będzie wiedział o tym, jak zdechła. Znów mnie ktoś nagle podniósł. No ja wiem, że jestem lekki, ale nie za dużo tego noszenia? Nie jestem rzymskim cesarzem by mnie tak czcić... Nie ta kultura. Okazało się, że osoba, która mnie podniosła to był, oczywiście, Sasuke. Nie wytrzymał już z tym czymś. Też bym nie dał rady. Między Madarą a ścianą było jedno wolne miejsce. Usiadł na nim, a mnie posadził sobie na kolanach. Starałem się powstrzymać rumieńce na policzkach, ale to było niemożliwe, przynajmniej dla mnie. Serce biło mi szybciej niż zwykle. A ten zgniły cukierek znów dostał furii. Zrezygnowany, oparłem się o Uchihę, a ten automatycznie mnie przytulił. Mimo, że ona tu jest... Jest miło. Muszę wypożyczyć sobie książki o uczuciach. Nie chcę niczego zepsuć...

Egzystencja ~ Naruto FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz