Rozdział 20

3K 215 8
                                    

~~~~Pov. dalej Sarutobi~~~~
Wąż, który pojawił się na horyzoncie zaczął kierować się w stronę wioski. Od razu rozkazałem ewakuację wszystkich cywili. Martwiłem się o ich życie. Orochimaru jest naprawdę niebezpieczny.
- Już rozumiem czemu zwołałeś u siebie zebranie pięciu Kage. Zakładam, że ich celem nie będzie jedynie Konoha? - stwierdził Kazekage. Mimo, że na pierwszy rzut oka nie było widać żadnych uczuć na jego twarzy, to w oczach dało się dostrzec zmartwienie. Podobnie było u reszty.
- Zawołajmy ich. - zaproponował Raikage. - Może żaden z nich nie jest jōninem, ale ich pomoc się przyda. Poza tym zdobędą trochę doświadczenia.
Miał na myśli swoich podopiecznych, których wzięli ze sobą. Mizukage zabrała ze sobą Negurę Karatachi, córkę Czwartego Cienia Wody - Yagury Karatachi. Tsuchikage przyprowadził swoją wnuczkę Kurotsuchi, A swojego młodszego przyszywanego brata - Killera B, a Kazekage trójkę swoich dzieci. Gdy reszta zgodziła się z prośbą Raikage wysłałem kilkoro ANBU po utalentowanych młodzieńców. Zjawili się prawie natychmiastowo. Wśród nich była dwójka jinchūriki. Sakryfikant ośmioogoniastego Killer B i sakryfikant jednoogoniastego Sabaku no Gaara. Było widać, że są silni, dlatego zaufałem reszcie Kage i starałem się nie martwić. Dobre słowo. "Starałem się"... Co jeśli któryś z nich zginie?
~~~~Pov. Narrator~~~~
Blondyn wrócił do domu. Kręciło mu się w głowie. Jego zmysły były zaćmione, co dawało mu pewnego rodzaju ulgę, bo nie musiał znosić nadmiernego hałasu czy zapachu. Jednak z drugiej strony martwiło go to, gdyż nie wiedział co się dzieje. Po dostaniu się do środka mieszkania skierował się do sypialni. Chciał zmienić zawstydzający go strój na coś bardziej komfortowego. Wszedł do niej, ale nie przebrał się. Coś go rozproszyło. Wachlarze, wiszące teraz na ścianie i czekające by je użyć. Wziął je w swoje małe dłonie. Sporo osób byłoby zszokowanych, że w ogóle jest w stanie je utrzymać. Nagle przez jego ciało przeszła fala ogromnego bólu. Padł na kolana, a jego oczy utraciły swój blask i zostały przysłonięte zbyt długą grzywką. Za oknem coraz wyżej na niebie wznosił się krwawy księżyc.

Tymczasem grupa shinobi wyruszyła w kierunku wielkiego węża. Przyłączyli się do nich Uchiha, wraz z Sasuke, którego spotkali po drodze, kierującego się w tą samą stronę, co oni. Oczywiście od początku był z nimi potomek klanu Chinoike. W końcu nikt nie mógł stwierdzić, że kontrola krwi i żelaza w niej zawartego była słabą umiejętnością. Nie minął moment, a Hokage został otoczony barierą i oddzielony od reszty. Przed nim stał Wężowy Sannin. Po krótkiej, nic nie znaczącej wymianie zdań Orochimaru użył kinjutsu. Ściągnął z zaświatów Pierwszego i Drugiego Hokage, Mito Uzumaki oraz Madarę Uchihę. To miała być ciężka walka. I tak na początku było. Sandaime już zamierzał użyć zakazanej techniki, gdy Raikage mu przerwał, przebijając się przez barierę i wyciągnął kunai z głowy czerwonowłosej kunoichi. Mito od razu zmieniła kierunek ataku, odzyskując swoją wolną wolę.
- Nie marnuj bezsensownie życia, staruchu. Po prostu wyciągnijmy im kunaie, które ich kontrolują. - powiedział A, trochę nabijając się z Trzeciego Cienia Ognia. W końcu, co to za ogień, który tak łatwo da się zgasić?

Mały dzieciak biegł przez wioskę. Goniło kilku wrogich shinobi, którzy chcieli go schwytać. Jeden z nich wyglądał naprawdę dziwnie. Przypominał z wyglądu węża albinosa.
- Nigdy mnie nie złapiecie! - wykrzyczał szatyn z upartą miną. Na jego nieszczęście przed nim pojawił się tęgo wyglądający mężczyzna i złapał go za kołnierz.
- Mogę się z nim troszkę pobawić? - zapytał patrząc na białego. Gdy tamten otwierał usta, by odpowiedzieć, przerwano mu.
- Nie. - to była tylko krótka chwila. Mimo tego tęgo facet pierw stracił rękę, w której trzymał dzieciaka, a kilka sekund później został poćwiartkowany na malutkie kawałki. Oczy małego szatyna zostały przysłonięte czyjąś ręką, by nie musiał widzieć czegoś tak obrzydliwego i mieć traumy do końca życia. Ta osoba odwróciła go w pewnym kierunku i wydała jedno polecenie. "Uciekaj". Chłopak zdając sobie sprawę z powagi sytuacji pognał w nakazanym kierunku. Zanim odbiegł kątem oka dostrzegł długie, blond włosy. 
Po kilku minutach biegu dobiegł do miejsca, w którym był jego dziadek.
- Konohamaru?! Co się stało i czemu nie ewakuowałeś się za moim rozkazem?! - Sarutobi od razu naskoczył na niego. Był zmartwiony i jego wnuczek wiedział o tym, dlatego chłopak w ogóle nie martwił się tym, że na niego krzyczy. Już miał zacząć tłumaczyć, gdy przerwał mu ogromny huk i trzesąca się ziemia. Shinobi już chcieli ruszyć w tym kierunku, gdy przerwał im głos.
- Nie dacie im rady... Oprócz niego są tam również jego uczniowie. Wszyscy... - nie powiedział nic więcej, bo na ziemi pojawiły się znaki i gdyby nie szybka reakcja Mito zabiłyby go. Dzięki niej skończył jedynie nieprzytomny.
- C-czyli ten b-blondyn p-przeze mnie z-zginie? - wyjąkał szatynek. Był wdzięczny tamtej osobie za ratunek, dlatego tam przybijała go wieść o jego śmierci.
- Blondyn?!- krzyknął zszokowany Sarutobi. „Naprawdę... Ten chłopak ma talent do pakowania się w kłopoty” pomyślał. Bez namysłu ruszył w kierunku hałasu. Reszta, nie mając wyboru, ruszyła za nim.
- Jaki blondyn? - zapytał Hashirama. Zawsze był ciekawski. Dlatego teraz chciał wiedzieć co się dzieje, szczególnie, że przed chwilą zmartwychwstał. Jego ciało, tak jak reszty ożywionych osób, składało się wyłącznie z obumarłych tkanek. Normalnie byłoby to niemożliwe, ale chciał wrócić do życia. Znał możliwości leczniczych jutsu i wiedział, że jeśli znajdą Tsunade, to się uda. Nie miał pojęcia, że jego wnuczka jest w wiosce. Mito niestety nie mogła leczyć przez to, że teoretycznie była dalej martwa.
- Naruto... - odpowiedział dosyć cicho Sarutobi, lekko wahając się przy nazwisku, jednak po ponaglającym pomruku dokończył. - Uzumaki.
- Oh? Uzumaki? Więc nie musisz się o nic martwić. Widzisz ten księżyc, prawda? Mamy krwawą pełnię. Jeśli się pospieszymy to jestem pewna, że będzie dalej żywy. - powiedziała Mito, tym samym uspokajając Trzeciego Hokage. Jednak ich spokój nie trwał długo, bo po chwili wbiegli w ulicę, która była pełna krwi i zmasakrowanych ciał wrogów. Oczy Konohamaru od razu zostały zakryte. Takie widoki nie są zdrowe. Nawet dla dorosłych. Kierowani hałasem dotarli na plac. Zastana sytuacja zszokowała wszystkich. Nienazwany przestępca, który dopuścił się ataku na Konohę i przerażał nawet Orochimaru, stał trzęsąc się ze strachu. W jego oczach była desperacja. Patrzył się prosto na stojącego przed nim chłopaka. Blondyn dalej był w stroju służki, tylko różnica była taka, że teraz był cały we krwi. Jego długie, gęste i puszyste włosy unosiły się i wirowały. Wokoło niego było od groma biało-czarnych łańcuchów Kongō Fūsa. Jego białka stały się neonowo żółte, a tęczówki pozostały krystalicznie błękitne. Jedyna różnica tkwiła w tym, że świeciły, a nawet płonęły niesamowitym blaskiem w tych kolorach. Były pełne szaleństwa. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest w kompletnym braku jakiejkolwiek kontroli. I, że jest niebezpieczny.
- Widzisz? Mówiłem. To JA tu jestem PANEM. - głos Naruto przerażał i jednocześnie hipnotyzował. Gdyby, nie to, co teraz powiedział, wszyscy myśleliby, że jest dziewczyną.
- Pamiętasz, Hiruzen, co mówiłam? - gdy przytaknął kontynuowała. - Odwołuję to. Nie będzie dobrze. Jest potomkiem trzonu klanu Uzumakich. No i jeszcze jest kilka czynników, które na to wpływają, ale... mamy przewalone. Znaczy wy macie, jeśli nie uda mi się go ogarnąć. - powiedziała, uśmiechając się jakby nic się nie stało. Ruszyła w kierunku chłopaka, który już pozbawił życia albinosa. Aktywowała Nieugięte Łańcuchy Pieczętujące. Niebieskooki dostrzegł ją, a mimo tego nie ruszył się. Nie wykonał żadnego ruchu dopóki nie zbliżyła się zbyt bardzo. Wtedy zaatakował ją w taki sposób, by mieć pretekst do odskoczenia od niej jak najdalej. Ona wzniosła barierę tym samym izolując resztę shinobich od nich. Była wyciemniona i nie przepuszczała dźwięków. Mito widziała, że Naruto nie chce walczyć, ale jego wszystkie instynkty, na których blondyn naprawdę polegał, zmuszały go to tego przez krwawą pełnię. Zauważyła również w jego oczach brak jakiegokolwiek zaufania nawet do siebie. Zbliżała się do chłopaka. Nie chciał jej zabić, co zdecydowanie ułatwiało pracę. Gdy już przy nim stała po prostu go przytuliła.
- Wszystko będzie w porządku. Już dobrze. - obiecała, a kiedy odwzajemnił uścisk, pozbawiła go przytomności. Spojrzała w niebo, na krwawy księżyc. Czyli ich symbol. Symbol woli wiru Uzumakich.

Egzystencja ~ Naruto FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz