Rozdział 8

4.4K 293 66
                                    

Czułem jak ktoś mnie szturcha. Powoli otworzyłem oczy. Nade mną stała Tsunade. Nie była zbyt zadowolona. Wiedziałem, że mam do przewalone. Już mnie próbowała sięgnąć, ale się zatrzymała.
-Mnie z łóżka wyrzucisz? - zapytałem robiąc słodką minkę i wielkie oczka. Jak siłą nie zadziałało to pogramy na uczuciach.
-Tak. - powiedziała krótko.
-Mnie? Sierotę bez rodziny, którą nikt się nie opiekuje? No wiesz ty co? - mój głos był pełen zarzutu. No dawaj! Nabierz się! Senju zmarszczyła brwi. Gwałtownym ruchem odwróciła się skierowała w stronę wyjścia. Yatta! Już miałem kontynuować rozwijanie mojej umiejętności snu i lenistwa, gdy poczułem nagłe szarpnięcie.
-Skoro nie mogę cię wyciągnąć z łóżka na trening to zabiorę je razem z tobą. - powiedziała. W pokoju rozbrzmiał znajomy zgrzyt ciągniętego po podłodze mebla.
-Hej! Popsujesz mi podłogę! - zwróciłem jej uwagę. Ona w odpowiedzi tylko szarpnęła kołdrę, a mnie razem z nią. Po chwili trzymała mnie w niej jak w worku. Zabijcie mnie pls... Mam ćwiczyć w taki mróz? Nie chce mi się... Tsunade wyszła pokoju. Zauważyłem, że osoby, które były tu wcześniej zniknęły. W ogóle kto to był? Podeszła do drzwi od łazienki, otworzyła i mnie tam wrzuciła.
-Masz 10 minut. Inaczej wezmę cię tak jak jesteś. - powiedziała i zamknęła drzwi. No okej. Czyli muszę...
Zacząłem się ubierać. Jak dobrze, że mam w łazience czyste ubrania. Kiepsko by było, gdybym nie miał. A w ogóle... Kiedy ja sie w ogóle przebrałem?
~Podczas ustawiania pułapek. A co? ~
~Nie, nic. ~
~Naruto, jeśli chodzi o ten trening to naprawdę powinieneś się choć trochę postarać. ~
~Czemu? Nie chce mi się. ~
~Bo dopóki nie odczytasz aury Uchihy nie będę cię trenować, a chyba nie zamierzasz być totalnie bezbronny, prawda? ~
~Nie jestem bezbronny. ~
~Jesteś. Do tej pory oddawałeś mi kontrolę nad ciałem, jak w wypadku tej marionetki Danzo co miała sharingana. To nie jest dobre. Może dzięki twojej regeneracji skutki nie są zbyt widoczne, lecz w pewnym momencie, gdy zużyjesz za dużo mojej chakry, możesz już nie wstać z łóżka.
~Okay, okay. ~
Po tym jak się już całkowicie ogarnąłem, wyszedłem. Skierowałem się do salonu.
-Tak szybko? Zajęło ci to tylko 5 minut. - zmarszczyła brwi patrząc na mnie.
-No wiesz jak jest się jinchūriki kogoś, kto nienawidzi spóźniania i nie chce się mieć rozwałki we łbie to będąc kimś takim jak ja trzeba się uwijać tak szybko. - rzuciłem. Zerknąłem na osoby przebywające w pokoju. Okazało się, że nie opuścili mojego domu. Wszyscy zamarli. Chwilę później, gdy zdałem sobie sprawę co powiedziałem, zareagowałem podobnie.
~Brawo! Masz szlaban na drzemki w ciągu dnia, bo po spaniu w ogóle nie kontrolujesz języka. ~
Kiedy się ogarnąłem, co dzięki mojej psychice zajęło chwilę, odwróciłem się i pogwizdując wyszedłem z pokoju. Kilka minut później wędrowałem do bramy wioski. Spacerek po lasku, gdzie mogą wyskoczyć morderczy ninja, gwałciciele i pedofile zawsze dobry. Można kogoś zamordować i... to tyle. Inaczej nie opłaca się w ogóle wychodzić.
-Naruto! Czekaj! Nie opuszczaj wioski. - usłyszałem głos Sarutobiego. Zaraz obok byla Tsunade, kilka jōninów i ANBU. Spojrzałem na nich jakby mi powiedzieli, że ich rodzice to jednorożce, a księżyc jest z sera.
-Idę na spacer przewrażliwieni ludzie... - powiedziałem, dalej patrząc się na nich tym wzrokiem. Chwilę tak stałem. Odwróciłem się i witając się krótko z strażnikami wyszedłem za bramę. Nagle przede mną pojawiła się sanninka.
-Nie zapomniałeś o czymś? - zapytała.
-Nani? Nie przeszkadzaj. Idę na spacer mordować pedofili. - burknąłem.
-Co? - mina Senju wyrażała totalny szok.
-To co słyszałaś. Nie wiesz, że ten las jest przepełniony mordercami, gwałcicielami i właśnie pedofilami, szczególnie na wschodzie kraju? - mówiłem ciągle tym samym, obojętnym tonem.
-Jakoś ja nikogo takiego nie spotkałam - powiedziała.
- Serio? Na mnie przez cały czas się rzucają. Jak widać nie są zainteresowani w zestarzałych kobietach. Albo po prostu jesteś brzydka. Nie mi to oceniać. - mruknąłem trochę złośliwym tonem. Wkurzyła się. I dlatego kilka sekund później mnie już tam nie było. Znajdowałem się około stu pięćdziesięciu metrów dalej. Ah, ta prędkość shinobi. Taka przydatna~
Szedłem powoli między drzewami. Przyglądałem się im, zwierzętom, owadom i wielu innych rzeczach. Ciekaw jestem, czy ktoś inny widzi ten świat jak ja. Usłyszałem trzaski uderzanej o siebie broni. Skierowałem się w tym kierunku z czystego zaciekawienia. Już dawno przekroczyłem ten tak zwany „pierwszy stopień do piekła”. I to niejednokrotnie. Byłem naprawdę ciekawską osóbką. Dosłownie osóbką... Taką niską... I małą... Jak zepsuć sobie humor? Przypomnieć sobie jakim małym sie jest w porównaniu do rówieśników. Tym bardziej jeśli jest się wiekiem w szóstej klasie, a wysokością w trzeciej...
Wyszedłem na polankę, z której dobiegał hałas. Zauważyłem oddział ANBU walczący z ludźmi w czarnych płaszczach w czerwone chmurki. Nawet fajne te płaszcze. W pewnym momencie spostrzegłem, że jeden z oddziału nie miał szans na unik czy blok miecza, którym miał zostać przepołowiony. Nie myśląc wiele w chwilę znalazłem się przed nim i zablokowałem cios kunaiem. Do moich uszu dobiegł dźwięk łamanej stali. Koleś władający orężem odskoczył na kilka metrów. Ja tylko wypuściłem z ręki kunai, który pękł podczas upadku. Na bandażach owiniętych wokół miecza pojawiła się krew. Na twarzy osoby dzierżącej go widziałem szok. Żyjący miecz? Samehada...? Chciał się na mnie rzucić lecz jego partner powstrzymał go.
~Nie patrz się na niego! ~
Wysłuchałem polecenia Kuramy. Co jak co, ale kiedy on jest tak przejęty przeciwnikiem warto go posłuchać. Wstrzymałem ciekawość i zacząłem przyglądać się Samehadzie. Zaczęła się ona szarpać. Widoczne było, że Mistrz Miecza jej w tej chwili nie kontroluje. Rozszarpała ona bandaże. Ujawniły się długie rzędy ostrych zębów i również ostre kolce, pokrywające całe jej ciało. Mam przewalone... Chyba.
Wyczułem przerażenie u ANBU. Odwróciłem do nich głowę i powiedziałem:
-Jak się boicie to wracajcie.
Zauważyłem, że kilka osób zastanawia się nad tym. Oddziały były prawdopodobnie jedynymi mieszkańcami Konohy, którzy mnie jakkolwiek szanowali.
-Nie ma mowy! - usłyszałem protest jednego z nich.
-To może inaczej... Wynocha. Zawadzacie. - przy ostatniej części zdania przechyliłem głowę co było moim swego rodzaju nawykiem w wielu sytuacjach. Mój wzrok był zimny, oceniający i obojętny. Taki jakim najbardziej boją się zostać obdarzeni ludzie. Widziałem jak kapitan machnął ręką kazając wypełnić rozkaz. Został tylko on. Przykryłem oczy grzywką w taki sposób by kompletnie pozbyć się możliwości widzenia.
~Czemu nie mogę patrzeć? ~
~Wpadniesz w iluzję. Tak się składa, że ta osoba to nie byle kto w tej dziedzinie. ~
~Uchiha? Poznaje po aurze. Oni wszyscy mają ją podobną. Ale czy oni nie są praktycznie martwi? ~
~Go nawet Itachi nie byłby wstanie zabić z pełnią mocy. Jest to kolejny z geniuszy ich klanu. Nie pamiętam, jak się nazywał, ale jesteśmy praktycznie bez szans. Oni byli na przegranej pozycji od początku. Ey... Czekaj... ~
~Nani? ~
~...Ty jesteś dalej przebrany za tą hybrydę kota i lisa. Odwołuję to! Już wygraliśmy! ~
Słysząc to w głowie załamałem się, lecz nie dałem po sobie tego poznać na zewnątrz.
-Co ty robisz, Raito? Musimy ich zabić, bo inaczej będą problemy. - rzucił niebieskoskóry właściciel Samehady.
-No właśnie nie możemy! Patrz! Widzisz? - zapytał "Raito". Mam wrażenie, że chodziło mu o mnie.
-Raito, to jest sztuczne... - odpowiedział mu. JEDEN CO MNIE ROZUMIE. Choć w sumie tak nie do końca, ale trochę.
-A co mnie to obchodzi? Nie zabiję go i tobie nie pozwolę go ruszyć. Jak chcesz mordować to zajmij się kapitanem. - kiedy usłyszałem te słowa już wiedziałem, że można mi szykować mogiłę. Nagle wyczułem gwałtowny ruch aury. Mimo, że zdążyłem zareagować, to nie udało mi się ani zadać ciosu, ani uniknąć zostania schwytanym.
-Nie reaguj~
Po tym jak wyszeptał mi te słowa do ucha nie byłem w stanie się ruszyć. Moje ciało przestało reagować, tak jakbym był nieprzytomny, łącznie z powiekami, które się zamknęły. Poczułem jak bierze mnie na ręce.
-Kisame! Długo? - zawołał.
-Całkiem mocny jest. To nie przeciwnik, którego zabije jednym ciosem. Jeśli chcesz by było szybciej to mi pomóż. - warknął rekinopodobny. Usłyszałem lekki śmiech Uchihy.
-Nie mogę, bo mi kotek zwieje~
-Jak ma ci zwiać? Znając ciebie nie pozbawiłeś go przytomności normalnie, a rzuciłeś jakieś genjutsu, z którego się nie wybudzi dopóki go nie zdejmiesz. - powiedział Kisame.
-No, ale mi go jeszcze zabiorą i co wtedy będzie? Poza tym on jest Uzumaki, gdyby nie to, że jestem od niego sporo szybszy i mam lepszą kontrolę chakry co pozwala mi na jeszcze większą prędkośc to mógłbym mieć z nim problemy. - powiedział lekko zirytowanym tonem. O! Pierwsze wyczuwalne uczucie!
-Najdłuższa wypowiedź Uchihy jaką kiedykolwiek słyszałem... - powiedział właściciel Samehady. Raito standardowo po uchihowsku po prostu to olał. Przerzucam trening na niego, bo z tamtym za długo to długo idzie.
~Nie ma mowy. Masz wyczuć aurę Sasuke. Inaczej nie rozpoczniemy treningu. ~
~Ale mówiłeś tylko, że mam wyczuć aurę Uchihy, określając go „nim”. To znaczy, że mogę wybrać któregokolwiek o ile jest facetem, bo nie określiłeś konkretnego. ~
~Ty cholerny kombinatorze... ~
~W temacie wyczuwania aury... To idą po mnie! ANBU ich wezwali! Jednak nie zostane na łasce Uchihy! ~
~Jaki szczęśliwy... ~
Usłyszałem trzask łamanych gałęzi. Hey, a może tak by zilustrować ich za pomocą chakry? Skupiłem się. Moim celem było wyczucie ich energi ii jej ilości.
~Nie rób tego... ~
~Zabroń m
Moje myśli się ucieły, kiedy tylko wyczułem ilość chakry jaką posiada osoba trzymająca mnie na rękach. Dopóki nie zatrzymałem umiejętności sensorycznej nie byłem w stanie myśleć, a że zrobiło się z tego kółko to próby wyłączenia tego zajęły mi kilkanaście minut.
~A nie mówiłem? On ma jej o wiele więcej nawet od ciebie. Na ten moment. Taki poziom będziesz posiadał, gdy w pełni ją rozwiniesz. I nie wliczam do tego mojej. ~
Po wróceniu do wyczuwania aury próbowałem określić jak daleko są. Około dwustu metrów... Zaraz będą.
Tak jak przewidziałem, tak się stało. Byli tu po kilkunastu sekundach. Rozpoznałem chakry Sandaime, Tsunade i jōninów. No w końcu to oni byli najbliżej... Dźwięk uderzanych o siebie ostrzy znikł. Aura kapitana ANBU wycofała się za inne. Był ranny.
-Puść go. - głos Senju nie był głośny, ale stanowczy. W ich aurach wyczuwałem strach. Chyba mam przewalone...
-Czemu miałbym? - zapytał bezuczuciowym tonem Uchiha.
-Błagam... Zostaw go... - usłyszałem głos błagalny Sarutobiego. Był najbardziej przerażony ze wszystkich. Jego aura wyrażała również rozpacz.
~Chyba ktoś mu powiedział, o tych próbach morderstwa. Na jego miejscu będąc nim też bym się załamał po tym, jak skazałem na śmierć z ręki cywili zwykłego dzieciaka. ~
Po wyczuwalnych uczuciach można było stwierdzić, że najprawdopodobniej właśnie tak było. Raito nie odpowiedział.
-Czego od niego chcesz? - zapytał nieznajomy mi dotąd głos. Dało się w nim usłyszeć złość, strach ukryte pod pozornym spokojem.
-Jego. - rzucił obojętnie sharinganowiec w odpowiedzi. -Zabieram go ze sobą. - dodał.
-Nie zabierasz. Jego rodzina poświęciła swoje życie za tą wioskę, on ma tu znajomych i, co prawda nie spokrewnioną, ale rodzinę. Jeśli tak bardzo chcesz go mieć to ty zostajesz. - stanowczość tonu Tsunade nawet na mnie zrobiła wrażenie. Poczułem jak ktoś zabiera mnie z rąk Uchihy.
-Nie powiesz bym zdjął z niego genjutsu? - zapytał.
-Sama sobie poradzę. Z resztą mamy tu dwóch geniuszy z twojego klanu posiadających Mangekyō, więc nawet jeśli ja nie dam rady to inni pomogą. - powiedziała obojętnie. Nie wiem czy w tym momencie nie przewyższyła ich klanu. I wtedy mi sie przypomniał mój główny cel spacerku. Muszę zamordować tego Uchihę, bo zachowuje się jak pedofil! Usłyszałem w głowie śmiech Kuramy i coś o tym, że ja to jednak zawsze będę Uzumakim.

Egzystencja ~ Naruto FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz