Rozdział 11

3.5K 259 5
                                    

Siedziałem na krześle. W dłoni trzymałem karty. Przyglądałem się moim przeciwnikom. Nikt niezwykły. Kilka tur później wygrana była moja. Zaskakującą rzeczą było to, że mnie jeszcze nie wyrzucili. Tylko w jednym kasynie podeszli do mnie ochroniarze. Wtedy na ich pytanie co robię z uśmiechem i słodkimi oczkami powiedziałem, że gram. I odpuścili. Wygrałem już w każdej grze, więc nie miałem co tu robić. Na liście, którą dostałem od naczelnika jednego z kasyn, wykreśliłem kolejne. Zostało już tylko ostatnie, największe. Skierowałem się w kierunku, gdzie było. Nie było trudne do odnalezienia, bo na niebie doskonale były widoczne światła charakterystyczne dla niego. Idąc rozglądałem się. Musiałem znaleźć potrzebne materiały do wachlarza. Dostrzegłem stoisko, na którym roiło się od metali, klejnotów i innych rzeczy powiązanych z nimi.
- Dzień dobry. - powiedziałem podchodząc do wystawy.
- Dobry, dobry! W czym mogę pomóc? Mam tu naprawdę niesamowite przedmioty! Czego sobie panicz życzy? - wyrzucił z siebie na jednym tchu. Był dosyć... energiczny. Ale od razu z „paniczem” mi tu jakimś wyskakuje?
- Czy ma pan tytan? I bór krystaliczny? - zapytałem. On się na mnie spojrzał i złapał za brodę zamyślając się. Czy nie wie, co sprzedaje? Po chwili dostał jakby olśnienia i pobiegł prawdopodobnie na zaplecze. W rękach trzymał skrzynię, która wyglądała na ciężką.
- Mam! Nawet więcej niż zwykłe! Udało mi się zdobyć surowce przewodzące chakrę! panicz jest shinobi, prawda? W takim razie one będą idealne! - powiedział z zapałem.
- Tak, jestem. Jaka jest ich cena? - w moim głosie słyszalne było zaciekawienie. Same wydobycie tych materiałów było trudne, a znalezienie ich w pobliżu naturalnego źródła chakry, by mogły ją pobierać, przetrzymywać i używać, jeszcze bardziej.
- Dla panicza za darmo. - rzucił z miłym uśmiechem. Szczerze byłem w szoku. Jeśli naprawdę są z okolic naturalnego źródła są w cholerę drogie. A im bliżej centrum zostały wydobyte, tym ich cena jest wyższa.
- W końcu członkowie klanu powinni się wspierać, nie? Poza tym i tak nikt by ich nie kupił, bo nie starczyło by im pieniędzy, a komuś kto nie należy do Uzumakich za darmo nie oddam! - wyjaśnił staruszek. Nie sądziłem, że spotkam kogokolwiek z klanu Uzumakich tak szybko.
- Bardzo panu dziękuję! Ale skąd pan wie, że jestem Uzumakim? I czemu nazywa mnie pan „paniczem”? - pytałem, a staruszek się tylko zaśmiał. Jedną ręką objął mnie, a drugą poczochrał po głowie. Skoro nie przeszkadza mi to, że mnie głaszcze, potwierdza to jego pochodzenie. W końcu jako członek tego klanu mam wrodzone pozytywne emocje i nastawienie, w szczególności do innych osób podobnego pochodzenia.
- Potrafię to w tobie wyczuć. Wiesz, że jest wiele rodzajów Uzumakich, tak? Na przykład Uzumaki z leczniczą krwią, widzeniem przyszłości lub innymy kekkei genkai. Im silniejsza krew Uzumakich płynie w osobie, tym łatwiej to wyczuć. Ciebie wyczułem kiedy tylko pojawiłeś się w zasięgu kilku kilometrów. Można powiedzieć, że świadczy to o twoim szlacheckim pochodzeniu. Patrząc na historie jakie opowiadają ludzie o tobie pewnie nawet nie znasz swoich rodziców, prawda?
- Osobiście nie znam. Jednak znam ich imiona i pamiętam jak umierali.
- Mogłbyś mi zdradzić imię swojego rodzica, który był z naszego klanu?
- Kushina Uzumaki. - po usłyszeniu tego staruszek zamarł. W jego oczach widziałem szok i niedowierzanie, które chwilę późnien zamieniło się w radość, a on zaczął mnie przytulać.
- Syn Kushiny Uzumaki! Kochanej Kushiny! Wciąż pamiętam jak biedna wyjeżdżała z wioski! Widzę, że świetnie sobie ułożyła życie! Jestem taki szczęśliwy, że mogę poznać jej syna! - mówił z zapałem. Polubiłem go. Ach te klanowe więzy.
~ Ja jakoś też mu ufam. No i nie wyczuwam od niego kłamstwa. Ale będziemy musieli się dowiedzieć trochę o twojej matce. W końcu taka reakcja nie jest bez przyczyny. ~
~No wiem. No i może mnie wytrenuje zanim odczytam aurę tego cholernego Uchihy... ~
~Może. Ale nie zapominaj o zajęciach u Tsunade. Nawet jeśli na początkowych lekcjach będzie tylko teoretyka to i tak powinieneś słuchać. Możliwe, że powie coś o czym nie było mowy w książkach. ~
~Mhmm. ~
Kurama zirytował się, że na jego mini-wywód odpowiedziałem zwykłym mruknięciem. Chciał mnie za to ochrzanić, ale go po prostu wyciszyłem. Jak dobrze, że nauczyłem się to robić!
- Staruszku? A kim była moja matka? - zapytałem spokojnie. On wreszcie mnie puścił, nie wiadomo skąd wytrzasnął herbatę i kazał mi usiąść koło siebie.
- Będę mówił prosto z mostu i nie bawił się w podchody jak to robi Hokage. Jest już późnio i widzę, że masz jeszcze miejsce, gdzie chcesz wpaść. Twoja matka była księżniczką. Urodziła się jako córka przywódcy wioski, posiadającego królewską krew Uzumakich i wnuczki wodza demonicznej części klanu. Tą królewską krew cechowała możliwość posiadania prawie wszystkich umiejętności pojawiających się w klanie. Mimo tego każdy, w którym ona płynęła decydował się na opanowanie jednej. Nauczenie się jakiejkolwiek z nich było trudniejsze niż u ludzi, którzy posiadali to i uczyli się tego naturalnie, ponieważ byli do tego przystosowani. Można powiedzieć, że to coś w stylu limitu nadanego przez boga. Jedynych specjalności jakich nie mogli opanować były te, należące do demonicznych. Nikt oprócz nich samych nie zna pełnej mocy. Jednak wiem, że to po babce masz te uszy i ogon. Rodziców twojej matki połączyła szczera miłość. Byli w stanie zrobić dla siebie wszystko. I dlatego mimo minimalnych szans na jakiekolwiek dziecko dostali Kushinę. Można powiedzieć, że była podarkiem od niebios w nagrodę za ich oddanie. No, to tyle wiem. Czekaj chwilkę. - powiedział i po raz skierował się na zaplecze. Wyszedł ze zwojem i mi go podał. Kiedy wziąłem go do ręki wyczułem w nim ogromne ilości chakry i niesamowotą aurę.
- Tu są zapieczętowane księgi i zwoje Uzumakich. Ja nie mam z tego wszystkiego pożytku, ponieważ dostęp do nich mogą mieć jedynie osoby o demonicznej lub królewskiej krwi. Tam będzie dokładniej wyjaśnione wszystko o Uzumakich. Książki w Konosze mają jedynie ustaloną wersję, która nie jest prawdziwa. Jest kilka klanów, które znają prawdę i są to między innymi Uchiha. Dobrze by było, gdybyś się z nimi zaprzyjaźnił.
- Dziękuję za wszystko! Za to, że opowiedziałeś mi o matce i dałeś te zwoje i materiały. Ale Uchiha? - skrzywiłem się lekko. Usłyszałem śmiech statuszka.
- Złe doświadczenia? - spytał, a ja skinąłem głową.
- Jeden ciągle się na mnie gapi i muszę dokładnie wyczytać jego aurę by kontynuować trening, a drugi dostał obsesję na moim punkcie i próbował mnie porwać. - powiedziałem zażenowany. Śmiech staruszka stał się głośniejszy, a ja z oczami pełnymi zrezygnowania i lekkiej irytacji czekałem aż się uspokoi. Na jego miejscu też bym się śmiał, gdybym to usłyszał wypowiadane z taką żałosną miną...
- Przepraszam. Mogłbyś mi pomóc z składaniem straganu? - poprosił z zadyszką. Będąc starszym nawet nie wolno się zbyt długo pośmiać, co? Skinąłem głową z uśmiechem i ruszyłem do pomocy.
~ Kiedy tak zmiękłem? ~
~ Nie zmiękłeś. Po prostu pojawia się w tobie charakter Uzumaki, który odziedziczyłeś. Jak byłeś młodszy rzeczywiście bardziej przypominałeś ojca, ale i tak było widać, że wdałeś się w matkę. ~
~ Okej. Czyli nie jest najgorzej. Z charakterem po mamie będzie mi łatwiej udawać idiotę. Może Danzo już wreszcie odpuści. Dalej czasem czuję na sobie wzrok jego ANBU. ~
~ Tak. A wiesz, że Kushina ryczała z identycznego powodu co ty dzisiaj? ~
~ Serio? ~
~ No, tylko bardziej dlatego, że nie odziedziczyła tych uszu i ogona oraz dlatego, iż chłopcy traktowali ją jak "kumpla" i nie miała za bardzo możliwości się zakochać. ~
~ To nie jest identyczny powód... Tylko przeciwny... ~
~ Nah. Ty lepiej, jak skończysz pomagać, idź do tego kasyna. Pieniądze na te twoje wachlarzyki same się nie zbiorą. ~
~ Hai, hai... ~

Egzystencja ~ Naruto FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz