Rozdział 30

2.6K 188 33
                                    

~~~~Pov. Naruto~~~~
Po tym jak Sasu wyszedł, położyłem się z powrotem do łóżka. Była sobota, więc nie musiałem nic robić. I przez to też było nudno. Ciekawe, czy Uchiha wróci... Wierciłem się chwilę, aż w końcu zrezygnowany sięgnąłem do książek. Wziąłem wszystkie powiązane ze stylami walki, które miałem w domu. Tak jak to sobie wczoraj obiecałem. Znalazło się ich kilkanaście. Od razu odłożyłem na miejsca te, które już znam lub te zbyt proste. Zająłem się pierwszą. Po prostu przelatywałem po słowach wzrokiem, a one zostawały w mojej głowie. Czas powoli mijał, a mój mózg skupiał się tylko na dwóch rzeczach: czy i kiedy Sasek wróci oraz szukaniu pasującego do mnie stylu walki. Leżałem na łóżku i przerzucałem się z boku na bok, próbując wyrzucić z głowy Uchihę. Wyjrzałem za okno, znajdujące się w sypialni. Mam pomysł...!
~~~~Time skip~~~~
~~~~Pov. Sasuke~~~~
Udało mi się przekonać matkę, by pozwoliła mi wrócić do Naruto. Miała dobry humor. Przyfarciłem. Musiałem tylko zdjąć ze staruchy genjutsu i przeprosić, a potem słuchać wykładu. Starałem się jak najbardziej wszystko przyspieszyć. Uzależniłem się od obecności chłopaka i nie mogłem się doczekać, gdy tylko znów go zobaczę. Skakanie po dachach - to była najszybsza droga. Dzięki temu w kilka minut znalazłem się przed domem blondyna. Co to za dziwne uczucie? Zapukałem i wszedłem do środka, nie czekając na odpowiedź. Wszystko było kolorowo ozdobione. Co? Zauważyłem kilka pułapek. Ominąłem je i skierowałem się do salonu i zakrztusiłem się powietrzem.
- Heya, Sasuke! - rzucił blondyn, szczerząc się. Oprócz swoich lisio-kocich uszu i ogona miał również doczepione sztuczne, królicze. W pokoju było pięc królików i każdy z nich miał przed sobą postawione karty od Uno, tak by nikt inny ich nie widział. Po pomieszczeniu biegało też kilka piskląt, które musiały się niedawno wykluć, bo jeszcze miały na sobie kolorowe skorupki.
- Wesołej Wielkanocy! - krzyknął Naru z entuzjazmem.
- Zapomniałem, że to dzisiaj... - wymamrotałem, dalej próbując ogarnąć, co się dzieje.
- Ja też. Koleś sprzedający pisanki mi przypomniał, gdy wyjrzałem za okno - mruknął. Zapanowała między nami cisza, ale nie była niekomfortowa. Zdjąłem buty i zostawiłem je na ich miejscu. Podszedłem do mojego króliczko-lisko-kotka i usiadłem zaraz za nim, przytulając się do niego.
- O kurde! Tego się nie spodziewałem! - powiedział lekko podniesionym głosem blondyn, gdy jeden z królików popchnął kartę z takim impetem, by wylądowała na środku grupki. I nie byłbym taki zaskoczony, gdyby nie to, że karta pasowała. Ten królik właśnie rzucił czerwoną trójkę na niebieską, zmieniając kolor. Potem przyszła kolej na następne futrzaki. Ich karty również pasowały. Naru mamrotał coś o braku niebieskiego i dobierał kolejne. Był bardziej przejęty tym, że królik zagrał niebieską, pasującą kartą, niż tym, że w ogóle zagrał.
- Czy ty naprawdę nauczyłeś te zwierzaki grać w Uno...? - zapytałem go w szoku. Chłopak zaczął kiwać głową, potwierdzając.
- A, właśnie! Prawie zapomniałem! Zamknij oczy! - powiedział z entuzjazmem, patrząc się na mnie tak, że nie mogłem się mu w żaden sposób oprzeć. Jest taki uroczy~ Posłusznie wykonałem jego rozkaz.
- Otwórz buzię! - polecił, a ja to zrobiłem. Po chwili poczułem coś czekoladowego w ustach. Miało dosyć znajomy smak. Dango w czekoladzie...! Zazdrość mi, Itachi! Otworzyłem oczy i zobaczyłem uśmiechającego się Naru. Gdy spojrzałem na przysmak, okazało się, że jest specjalnie zrobiony, by wyglądać na czekoladowe jajka. Jak normalnie nie lubię słodyczy to te zjem bez problemu. Nie ma nic lepszego niż dango od Naruto. Przyciągnąłem jeszcze bliżej do siebie blondyna i jeszcze mocniej go przytuliłem. Jak można czegoś tak kochanego nie kochać? Wstydźcie się, cywile.
- Wiesz, że jeśli nie byłbyś taki ciepły, to byś leżał cały połamany? - zapytał Naru, zdejmując z siebie królicze uszy i zakładając je mnie. Ja odpowiedziałem pomrukiem, dalej z dango w ustach. Mama mnie poinformowała, jak wyglądało życie Yondaime z Kushiną, bym wiedział jak nie ryzykować, żyjąc z Uzumakim. Jednak ja nie miałem czym się martwić. Chłopak nie mógłby mi nic zrobić. Dowodem na to była sytuacja w szpitalu, gdy torturował Jednoogoniastego. Mimo, że mi się wyrywał, to nie zamierzał zrobić nic poza tym. Jestem pewny, że na przykład Sanninka, skończyłaby w takiej sytuacji za oknem. W najlepszym wypadku. Nagle ktoś wparował do domu. I trafił we wszystkie pułapki Naruto. Chwilę później ta sama osoba wpadła do salonu. Raito. Patrzyłem się na niego wzrokiem pełnym politowania i wyższości. Był cały oblepiony jakąś mazią, do której przyczepiła się najpierw mąka, a potem pióra z zastawionych pułapek. Wyglądał jak kurczak. Dobrze, że ja je ominąłem. Nie mogłbym się tak zbłaźnić przed Naru. A skoro jesteśmy w temacie Uzumakiego... Blondyn siedział spokojnie i kompletnie olewał Raito, dalej grając z królikami.
- CZEMU TY GO PRZYTULASZ?! - krzyknął, pełen zazdrości, najprawdopodobniej były członek Akatsuki. Choć równie dobrze może być na przeszpiegach.
- Bo przeszedłem kurs „Jak nie umrzeć, mając za partnera Uzumakiego". - odpowiedziałem krótko. Facet zaczął coś krzyczeć o tym, że taki kurs nie istnieje, a ja poszedłem w ślady Naru i ignorowałem go, skupiając swoją uwagę na grze w Uno. Po chwili w pokoju rozległ się huk. Raito oberwał od ka-san. Blondyn pewnie by to olał, gdyby nie to, że króliki się wystraszyły i na niego wskoczyły. Pisklęta zrobiły podobnie. Niektóre zaczęły się w niego mocno wtulać, a inne wchodzić pod bluzkę. Jego wzrok mówił „serio...?". Po całym pokoju rozległo się charakterystyczne kliknięcie i błysk. Itachi zadowolony trzymał aparat. Będę musiał wziąć od niego kopię... Naruto się ofochał, zabrał zwierzaki i ewakuował do sypialni. To i tak lepiej, niż to co zrobił, kiedy lis nas sfotografował... Spojrzałem na Itachiego podirytowany.
- Masz mi dać kopię. - powiedziałem zimnym tonem i poszedłem za blondynkiem.
~~~~Pov. Mikoto~~~~
Przyglądałam się całej sytuacji ze zdjęciem. To było naprawdę nieodpowiedzialne. Szczególnie jak na Itachiego. Prowokowanie w jakikolwiek sposób Uzumakich... Na samą myśl o tym przeszedł mnie dreszcz. Kushina potrafiła być naprawdę straszna. A Naruto to odziedziczył. Spojrzałam na Raito, który teraz leżał półprzytomny na ziemi. Pokręciłam zrezygnowana głową. Człowiek, który był członkiem Akatsuki... Przez niego popsuliśmy "randkę" Sasuke. Złapałam mężczyznę za kołnierz i ciągnęłam po ziemi. Mój najstarszy syn patrzył z dumą na zdjęcie. Gdy mi je pokazał, okazało się, że wyszło naprawdę ślicznie.
- Założę album SasuNaru. - powiedział z dumnym uśmieszkiem. Wzięłam jego aparat do ręki i zaczęłam po kolei przeglądać zdjęcia. Całkiem sporo ich zdobył. Prawdopodobnie chłopcy o nich nie wiedzą. Oddałam mu urządzenie i zaczęłam kierować się do wyjścia.
- Muszę się dostać do ich drużyny... Może będę robił za dodatkowego członka? Albo za pomocniczego senseia... Idealną wymówką przed Trzecim byłoby pilnowanie Naruto i Sasuke, a przed radą Kyūbim... - mamrotał pod nosem Itachi. Po tym, co się stało w sali szpitalnej, te argumenty od razu by przeszły. To wszystko zapowiada się dosyć ciekawie...

Egzystencja ~ Naruto FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz