Rozdział 28

2.5K 188 12
                                    

Obudziłem się w białym, sterylnym pomieszczeniu. Mam déjà vu. Rozejrzałem się po sali. Niczym wyróżniający się, zwykły pokój szpitalny. Wstałem powoli i zacząłem szukać wzrokiem jakiegoś zegarka. Przebrali mnie, więc nie miałem swojego. Po kilku minutach znalazłem swoje rzeczy. Gdy sprawdziłem godzinę, okazało się, że jest piąta rano i minął jeden dzień. Dokładnie tak jak obstawiałem. A teraz... Wszedłem do swojego umysłu. Moim oczom ukazała się znajoma polanka. Przede mną pojawił się szop. Nie był tak duży jak na zewnątrz, a mimo tego dalej mógł się cieszyć patrzeniem na mnie z góry. Wyczułem aurę Kuramy, który chował się w krzakach. On wie, co się zaraz będzie dziać.
- Dzień doberek, młody! - krzyknął zadowolony Shukaku. Słyszałem jak lis szepcze, by zwiewał. Najwyraźniej Tanuki go nie słuchał, bo dalej stał naprzeciwko mnie. I w dodatku merdał ogonem. W sekundę na mojej twarzy pojawił się okrutny, sadystyczny i szatański uśmiech. U Uzumakich znaczył tylko jedno - śmierć. Złapałem go za kark i opuściłem umysł, wyciągając go ze sobą. Rzuciłem go na podłogę i z moich rzeczy wyciągnąłem kunai. Na moje szczęście ogoniaste bestie czuły wszystko mimo, że były bytami z chakry. Posłałem Shukaku najsłodszy uśmiech, jaki mogłem zrobić, przy tym zamykając oczy. Podchodziłem do niego powoli. Chyba dopiero ogarnął co go czeka. Cóż, czytając wszystkie książki w bibliotece, natrafiłem również na takie o torturach.
~...on jest masochistą... ~
~ To bez znaczenia. Po tym mu się odechce nim być. ~
~~~~Time skip~~~~
Usłyszałem uchylanie drzwi. Do sali weszło dwoje Kage, Tsunade, jakaś staruszka z Suny i starzecz z białą czupryną. No i oczywiście Uchiha. Gdy mnie zobaczyli, ich oczy się rozszerzyły. W końcu jak często widzi się dwunastolatka trzymającego kunai nad totalnie przerażonym bijū. Uśmiechnąłem się do nich uroczo.
- Dzień dobry~! - powiedziałem słodko. Wszyscy z Konohy, oprócz Sasuke, odsunęli tak daleko jak mogli. Kazekage i staruszka wyglądali na zdezorientowanych. No, bo w końcu uroczy chłopak z lisimi uszami i ogonem się uśmiechnął. Co w tym strasznego?
- Błagam! Zabierzcie mnie od niego! On jest potwooreem! Jestem masochistą, ale to dla mnie za dużo... Pomóżcie mi. - zaczął błagać Shukaku, ale wystarczyło jedno moje spojrzenie, by stał w kącie, bojąc się ruszyć. Gdy odwróciłem wzrok w kierunki gości, Kazekage i staruszka też już stali jak najdalej ode mnie. Mężczyzna mruczał pod nosem coś w stylu „...tak dla pewności...". Zauważyłem, że ciocia Mikoto ewakuowała wszystkich Uchiha. Oprócz jednego. Sasuke stał na miejscu i się na mnie patrzył. Jak zawsze, gdy chodzi o mnie, wyjątek. Po chwili ruszył w moim kierunku. Zabrał z moich rąk kunai, chcąc go odłożyć gdzieś dalej ode mnie.
- Oi...! Oddaj! - zaprotestowałem, choć tak naprawdę nie miałem nic do gadania. Był wyższy i bez problemu podniósł go na tyle, bym go nie dosięgnął. Próbowałem go mu odebrać, ale nie byłem w stanie. Położył narzędzie na jakąś wysoką półkę. Nim zdołałem się zorientować lub uciec, złapał mnie i podniósł. Skierował się w stronę łóżka. Shukaku patrzył na niego jak na bohatera.
- Puszczaj mnie! - warczałem, chcąc mu się wyrwać. Nie miałem szans, ale starałem się. Westchnąłem zrezygnowany, lecz kontynuowałem. Nie poddam się! W końcu chłopak położył mnie na łóżko.
- Leżysz i nie wstajesz. - powiedział stanowczo. Fuknąłem i zapakowałen się całkowicie pod kołdrę. Schowałem też głowę pod poduszkę, udając obrażonego. Tak naprawdę byłem... chyba zawstydzony. Martwił się...
~ Chyba nie będę musiał robić za swatkę. ~
~ Morda w kubeł. ~
Widząc, że mi jeszcze nie przeszło, lis postanowił się nie odzywać i nie kłócić. To jeden z momentów, w których dziękuję za bycie Uzumakim. Usłyszałem jakby ciągnięcie krzesła. Wyczułem też ruch aury Sasuke. Zamierza mnie pilnować?
- Zbadaj go. - powiedział Uchiha najprawdopodobniej do Tsunade. Może być to jeszcze Mito. Nie, po aurze czuję, że to Senju.
- Nie jestem Aburame, nie badam robali. - stwierdziła, widząc jak się owinąłem wszystkim, co było na łóżku. Poczułem jak ktoś podciąga poduszkę trochę do góry. Gdy zerknąłem w bok, zauważyłem Saska. Kiedy zobaczył moją twarz, uśmiechnął się cwaniacko. Chciałem zakryć się poduszką jeszcze bardziej, ale mi na to nie pozwolił i przysunął się do mnie.
- No wychodź, kochanie. - wyszeptał mi prosto do ucha i pocałował. W moim ciele pojawiło się znajome ciepło, a dreszcze przeszedły przez całe moje ciało. Byłem pewny, że jestem cały czerwony. Podniosłem się gwałtownie i zawstydzony przywaliłem brunetowi z poduszki. Szybko coś, co mnie uspokoi...!
~ To Sakura cię pocałowała. ~
Słysząc Kuramę, ogarnięcie się zajęło mi mniej niż sekundę.
- Dzięki, lisie! Miałeś mnie uspokoić, a nie sprawić bym wymiotował... - wymamrotałem pod nosem, tonem jakbym nie wiadomo ile już chorował. Mdliło mnie na samą myśl o tym. Tsunade podeszła do mnie i zaczęła badać. Sasuke się pilnie temu przyglądał, jakby bał się, że coś mi zrobi.
~ W końcu jesteś jinchūriki już dwóch bestii. On wie, co za tym idzie. ~
~ Dwóch? ~
• No wiesz, co? O mnie, Shukaku, zapomniałeś?! Aż mi się smutno zrobiło... •
~ On nie nawiał...? ~
~ Jak widzisz - nie. ~
• Cóż... Rzadko kiedy trafia się taki okrutny człowiek. On da sobie radę z nami wszystkimi~ •
~ Wszystkimi? ~
• No ze mną, Matatabi, Isobu, Son Gokū, Kokuō, Saikenem, Chōmei, Gyūkim i tym lisem, którego już masz. •
~ Nic takiego nie będzie. ~
• Czeemu? No Kuramuś~ Przecież sobie poradzi. Jeśli utrzymał nas dwóch, da radę z wszystkimi. •
~ Dobra, mordy w kubeł. Nie hałasować mi we łbie. ~
Gdy sanninka skończyła mnie badać, przyszedł czas zająć się Shukaku. Nikt za bardzo nie wiedział, jak się za to zabrać.
- Możesz go wyciągnąć? - zapytała staruszka, towarzysząca Kazekage. W odpowiedzi wzruszyłem ramionami. Za pierwszym razem zrobiłem to odruchowo, gdy byłem wściekły. Sasuke w ogóle nie podobało się to wszystko, ale spokojnie siedział. Dorośli zaczęli o czymś gadać, a ja po prostu wszedłem do mojego umysłu. Wypatrzyłem lisa oraz szopa i wyciągnąłem ich na zewnątrz, robiąc mniej więcej to samo, jak wcześniej z Tanukim. Różnica polegała na tym, że Shukaku nie chciał wyjść. Próbował zamieniać się miejscami z Kuramą, ale go złapałem już na początku, więc mu to nie wychodziło. Po wyjściu Ichibi został od razu złapany. Do pomieszczenia weszła trójka Sabaku.
- Wzywałeś, ojcze? - zapytała dziewczyna. Nie dostała odpowiedzi. Nie lubię tego faceta.
- Gaara, chodź tu. Musimy z powrotem zapieczętować bestię. - powiedziała staruszka niezbyt przyjaznym tonem. Z jej rąk Jednoogoniasty od razu zniknął.
- Co się stało? Czemu go tu nie ma? - pytała, kierując się w moją stronę.
- Szczerze? Jesteś tak żałosna w fūinjutsu, że za pierwszym razem cholernie zawaliłaś robotę. Przez ciebie Shukaku oszalał, a jakąkolwiek świadomość odzyskał dopiero po uwolnieniu się. Z tego samego powodu pieczęć pękła, a chłopak mordował wam shinobi przez brak kontroli nad mocą oraz niewyspanie, spowodowane również pieczęcią, którą można łatwo naprawić. No, więc w skrócie: nie dam ci drugiej szansy, bo za pierwszym razem kompletnie zawaliliście. Z waszej winy nie tylko Konoha była narażona. Nikt normalny nie odda bijū w tak niekompetentne ręce. - wyjaśniłem, starając się zrobić to jak najkrócej. W aurze Kazekage wyczułem zawstydzenie i poczucie winy mimo, że to nie do niego były skierowane te słowa. Natomiast aurę staruszki pochłonęła wściekłość. Rzuciła się w moim kierunku, a dla mnie czas zwolnił. Zszedłem z łóżka, wziąłem swoje bronie i ustałem przed nią, układając odpowiednio jeden z wachlarzy, nie rozkładając go. Gdy wszystko już wróciło dla mnie do normy, ledwo wyhamowała, a z jej szyi ciekła stróżka krwi. Wokoło mnie od razu pojawiła się wręcz koszmarna zabójcza intencja. Była na tyle silna, że wszyscy od razu odsunęli się ode mnie na maksimum. Znów był jeden wyjątek - Uchiha. Nie wiedziałem, czy to na niego nie działało, czy aż tak bardzo mnie kochał, że nie miał problemu ze zniesieniem tego. Przeciągnąłem powoli ostrzem po powierzchni skóry staruszki.
- Radziłbym ci się porządnie zastanowić, czy naprawdę tego chcesz. - powiedziałem tonem, który nie wróżył nic dobrego.
- Demon. - wywarczała z obrzydzeniem oraz nienawiścią. Niekontrolowanie machnąłem ogonem i strzygnąłem uszami. Moje oczy w tej chwili na wskroś przeszywały jej duszę. Widziałem aurę, chakrę i nawet samą sieć chakry, co teoretycznie powinno być możliwe tylko dla Hyuga. W sali zaczął wiać wiatr mimo zamkniętych okien.
- No i co? To dla mnie najlepszy komplement. Ze swojego doświadczenia doskonale wiem, że demony są o niebo lepsze od ludzi, nawet licząc sumienie. Ludzie to śmieci. I przykład tego stoi tuż przede mną~! Co za szczęście, trafić na tak dobry tego obraz~! - mój głos był przesiąknięty jadem, ale na mojej twarzy był uśmiech. Patrzyłem się na kobietę, która przez wywieraną presję teraz klęczała. Minąłem ją i wyszedłem z sali. Byłem wściekły, ale na szczęście dla staruchy, nie straciłem panowania i nie użyłem chakry Kuramy. Prychnąłem pod nosem. By się uspokoić, skierowałem się na polankę, na której wzorowałem teren w moim umyśle. A mogło być miło.

Egzystencja ~ Naruto FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz