Rozdział 1

1.6K 43 1
                                    

- Co się stało Stiles?- Zapytałam odbierając telefon. 

- Lydia...- Po głosie chłopaka słychać było, że jest zarazem zmęczony i roztrzęsiony, a w jego przypadku, nie było to dobre połączenie. 

- Uspokój się i powiedz mi powoli o co chodzi.
Usłyszałam kilka głębokich wdechów, po czym nastolatek zaczął mówić.

- Lydia uciekła ze szpitala. w dodatku bez ubrania. 

- Spotkamy się pod szpitalem. I zdobądź coś, na czym będzie jej zapach.- Po tych słowach rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź.

Nie miałam zamiaru jechać samochodem. Szpital był blisko mojego domu, a jeżdżenie dwoma samochodami, w poszukiwaniu jednej osoby, mijałoby się z celem. Zabrałam więc tylko mój telefon i wyszłam z domu. 

Migiem zjawiłam się pod szpitalem, gdzie chwilę później był już Scott, a w następnej kolejności znaleźli się obok też syn szeryfa oraz Allison. Taką ekipą wyruszyliśmy na poszukiwania, my siedziałyśmy z tyłu, chłopaki z przodu samochodu. 

- Zabiją ją, jeśli przechodzi przemianę?

- Nie mam pojęcia. Nic mi nie mówią. Każą poczekać do pogrzebu Kate, aż przyjadą inni. 

- Jacy inni?

- Tego też nie mówią. 

- Znając życie, chodzi między innymi o twojego dziadka. A jeśli będą działali zgodnie z kodeksem, nic jej nie zrobi, dopóki, nikogo nie zabije. Tak na marginesie, macie okropne problemy z komunikacją.- Przerwałam wymianę zdań między naszym kierowcą, a Argentówną. - Stiles, skręć w prawo.- Dodałam.- No co? Nie muszę wystawiać głowy z samochodu, żeby czuć zapach. 

***

W podobny sposób dotarliśmy aż pod stary dom Hale'ów. 

- Przyszła tutaj?- Dopytywał Stiles. 

- Z całą pewnością.

- W dodatku gdzieś się skaleczyła.- Stwierdziłam.- Była tu w ogóle? 

- Ze mną na pewno nie.- Stwierdziła Allison. 

- A może po prostu szukała alfy?- Zasugerował Scott. 

- Dereka? Marne szanse. Ty nie szukałeś alfy, a na pewno nie biegałeś za nim po lesie. Z resztą. Ona nie jest wilkołakiem. Ale nie odrzuciła przemiany, inaczej już by nie żyła. 

- W takim razie czym jest?

- Nie wiem. Ale się dowiem. 

Przeszliśmy jeszcze kawałek. Rozdzieliliśmy się. Ja i Scott, próbowaliśmy znaleźć jakiś trop, a Allison i Stiles, szukali jakichś śladów. 
- Ej co to jest?- Rzucił Stilinski, ciągnąc jakąś żyłkę, przez co wpadliśmy w pułapkę. 

- Ej, detektyw. Zrób coś dla mnie. Następnym razem, jak zobaczysz coś takiego. Nie ru...- Przerwał mi odgłos zbliżających się do nas ludzi.- Ktoś idzie. Kryjcie się. 

- Scott? Camilla? 

- Pan Argent?- Zapytaliśmy razem z wilkołakiem. 
Niby niegrzecznym jest odpowiadać pytaniem, na pytanie, ale kiedy wisisz głową w dół, na przeciw sprawnego łowcy, to ostatnia, rzecz o jakiej myślisz. 
Chyba, że owy łowca, to czarodziej, na dodatek, potrafiący czytać w myślach. Wtedy warto się zastanowić, co do niego mówisz. 

- Jak wam leci? 

- Nieźle. Tak sobie wisimy.- Jak to mówią: "Gdy wisisz głową w dół, ratuj twarz". No dobra, nie mówią. Ale powinni.

- Wasza?- Rzucił Scott, który najwidoczniej podłapał, moje działanie, wskazując pułapkę, wciąż nas więżącą.- Dobra jest. To znaczy dobrze krępuje ruchy. 

- Co tu robicie?- Przerwał Argent, najwidoczniej zmęczony naszym gadaniem.

- Szukamy koleżanki.

- No tak. Lydia, jest jedną z was. Jest w paczce. Tak się mówi? Nie, chyba inaczej. Jest częścią stada.

- Paczka raczej wystarczy. 

- Mam nadzieję, bo to kolejna znajoma Allison. Znoszę już jeden trudny z tobą, dwóch nie dam rady. Wiesz czym jest halfektomia?

- Mam przeczycie, że nie chcę wiedzieć. 

- W sumie nic tak strasznego. To termin medyczny oznaczający amputację w pasie. Jedyna niepokojąca część to, to, że osoba przecinająca kogoś, musi mieć cholernie dużo siły, stąd nie jest to prosty zabieg, na pewno nie dla wszystkich.

- Kiedyś zginiesz bez tej wampirzycy. Obyś nigdy nie miał okazji tego doświadczyć.- Stwierdził "pan starszy" po czym się oddalił.
Kiedy tylko zniknął z horyzontu pojawili się Stiles i Allison, natomiast Scott uwolnił nas z pułapki. I kto tu bez kogo zginie. 

Gdy, w końcu udało nam się ruszyć dalej, dość długo szukaliśmy, ale nie udało nam się odnaleźć Lydii. Tej trop prowadził w różne zakątki lasu, na tyle zawile, że musieliśmy skorzystać z tradycyjnych metod, a i to niestety nie dawało efektów.
Około północy odprowadziłam nastolatków, do niebieskiego Jeepa, a jego właścicielowi, kazałam odwieźć ich do domów. Nie obeszło się bez kłótni, ale Stilinski, łaskawie zgodził się wykonać moją prośbę, kiedy obiecałam, że sama będę kontynuowała poszukiwania. 
W taki oto sposób, przez całą noc, włóczyłam się po lesie, aż natrafiłam na zapach wilkołaka. Trochę nietypowy i na pewno nowy w okolicy, był też dość słaby, po czym wnioskowałam, że ten nowy to po prostu omega, który przypałętał się, niczym bezpański kot, w poszukiwaniu jedzenia i który równie jak on wyniesie się, gdy tylko przestanie mu to miejsce być na rękę. Miałam tylko nadzieję, że nastanie to szybciej niż później, i że nie podejdzie zbyt blisko domu mojej rodziny, bo mógłby tego nie przeżyć.

Postanowiłam, kierować się tym zapachem. Z dwóch powodów. Za nim szedł również zapach poszukiwanej przeze mnie osoby, a poza tym, wygrała moja ciekawość. Szłam powoli. Byłam zmęczona już po całej nocy, a poza tym, dopiero co przecież ugryzł mnie alfa. Może i jestem pierwszą, może i ugryzienie wilkołaka mnie nie zabije, ale na pewno jest szkodliwe. Mimo to nigdy nie zdarzyło mi się po czymś podobnym mdleć, co, ku mojemu nieszczęściu, każe mi stwierdzić, że Peter sam w sobie był dość silny.
Kolejnym z powodów, by nie śpieszyć się zbytnio było to, że nie wiedziałam przecież, gdzie jest ten nowy wilczek. Dawałam więc sobie szansę na szybką reakcję w razie nagłego ataku. 

Rano dotarłam na lokalny cmentarz. To tam doprowadziły mnie oba zapachy. Zarówno Lydii, ale i nowego omegi. Byłam już prawie spóźniona do szkoły, lekcje zaczynałam za jakieś 20 minut, ale widząc na miejscu policję postanowiłam dowiedzieć się o co chodzi.



Pomimo przeszkód II: Nowi wrogowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz