- Jednak przyszedłeś.- Usłyszałam zagadującą swojego ex Lydię. Ten jednak odpowiedział jej jedynie skinieniem głowy. Podem wyminął ją i wmieszał się w tłum bawiących się osób, ale kiedy przechodził obok mnie, jego oczy na moment zrobiły się gadzie. Dlatego też poszłam za nim, chcąc mieć go na oku i choć przez większość czasu faktycznie tak było, to niestety po chwili udało mu się mnie zgubić.
Niewiedząc nawet jak znalazłam się blisko stołu z przekonskami, miejsca, w którym przez większość czasu urzędowała organizatorka imprezy, częstując coraz to kolejne osoby ponczem. I choć napój nie miał w sobie alkoholu, a przynajmniej nie na tyle, bym mogła go wyczuć po samym zapach, ponieważ sama go nie próbowałam, to pijący coraz bardziej zachowywali się jak pod wpływem procentów.
Odnalazłam miejsce, w którym było na tyle mało ludzi, by muc się tam jakkolwiek swobodnie proruszać, chcąc rozejrzeć się w poszukiwaniu Whittemore'a, ale szybko pożałowałam tego pomysłu widząc tę samą osobę, z którą ostatnio byłam na randce. Wycofałam się więc szybko, mając nadzieję, że chłopak mnie nie zauważył. Wpadłam jednak na Lydię, która zaraz wcisnęła mi w dłoń szklankę z różowawym napojem.- Nie piję dzisiaj.- Stwierdziłam stanowczo. Zapach napoju i zachowanie ludzi którzy go wypili wystarczająco mnie od tego pomysłu odrzucało.
- Co jest z wami?- Zapytała retorycznie, jedna zanim zdążyam odpowiedzieć, sama zaczęła mówić.- Rozmawiałam z nim zaraz jak przyszedł, bo ty nie chciałaś mi nic powiedzieć. Stwierdził że wasza randka była udana i był to miły wieczór. O co ci chodzi?- Prawiła morały, a ja usilnie starałam się nie przewrócić oczami, przychnąc, czy w jakikolwiek inny sposób pokazać, jak bardzo mnie irytuje to co mówiła. Zastanawiałam się tylko czy Matt klamał, kiedy opowiadał jej o naszym "miłym wieczorze", czy dla niego faktycznie taki był.
- Wiesz...
- Nie. Nie wymiguj się. Jeżeli nie chcesz się z nim więcej spotkać, po prostu mu o tym powiedz, ale nie zwodź go, bo to może zaboleć.- Poradziła.- Wypij to.- Dodała rozkazującym tonem, wskazując na szklankę, którą wciąż trzymałam w dłoni, po czym zostawiła mnie samą.
Moja samotność nie trwała jednak dlugo, gdyż zaraz dopadł mnie fotografek.
- Ciebie też dorwała?- Zapytał lekkim tonem, na co jedynie skinęłam głową, odkładając wciąż trzymane naczynie, na stolik obok.- Możemy porozmawiać? Chyba jesteś mi to winna, po ostatniej randce, kiedy żegnałaś się ze mną przez okno samochodu.- Zauważył, na co ja ponownie jedynie skinęłam główą.- Ale nie tutaj.- Oznajmił, wzdychając uprzednio, co definitywnie miało być, nieco wyolbrzymioną, jeśli miałam być szczera, reakcją, na moje zachowanie.
Ja na to jedynie wstałam i niechętnie dałam się poprowadzić do jakiegoś pokoju w domu. Nie skupiałam się zbytnio, na wystroju pomieszczenia, swoją uwagę, a więc i czujność, postanowiłam poświęcić stojącemu przede mną chłopakowi, który jednak, zamiast zacząć mówć, bawił się drzwiami, czym wprawił mnie w lekki dyskomfort. Nie chciałam zostawać z nim sama w tej stosunkowo niewielkiej przestrzeni, w sytuacji, kiedy droga potencjalnej ucieczki byłaby zablokowana.- Chciałeś rozmawiać.- Przypomniałam mu, siląc się na jak najbardziej przyjazny ton, już dawno temu nauczyłam się, że tego typu ludzi nie powinno się denerwować.
- No dobra. Zrobiłem Ci trochę zdjęć, o których powinienem był ci powiedzieć. Ale czy to takie straszne, że uważam, że jesteś piękna? I że jesteś idealnym obiektem do fotografowania?- Zaczął, ale jeśli mam być szczera, beztroski ton jaki przyjął w tym momencie był nieco bezczelny.
- Matt, nawet nie wiem, jak zrobiłeś część z tych zdjęć.- Zauważyłam, wypowiadając w końcu to, co wyrzucałam sobie od kilku dni.
- Teleobiektywem. Daj spokój, Camilla. Fotografowie nazywają je ujęciami.- Odpowiedział, tonem, jakby był bardzo z siebie dumny
CZYTASZ
Pomimo przeszkód II: Nowi wrogowie
FanficDo Beacon Hills przyjeżdża pewna rodzina. Okazuje się, że Camilla zna jej członków bardzio dobrze, ale wilkołacza części społeczeństwa, nie jest co do nich przekonana. okazuje się jednak, że wraz z odejściem starych kłopotów przychodzą kolejne. W m...