Rozdział 2

934 33 2
                                    

- Zjadła wątrobę?- Spytał Stiles z niedowierzaniem, po tym, jak tuż przed lekcjami, swoją drogą ledwo zdążyłam, dzięki ci panie za możliwość zmiany ubrań za pomocą zaklęcia, opowiedziałam co usłyszałam na cmentarzu.

- Tego nie powiedziała. Mówiłam tylko, że była tam. A Lahey twierdzi, że zniknęła wątroba. To jeszcze nie oznacza, że to ona. Nie jest w cale powiedziane, że to ona ją zabrała.

- Jeśli nie ona, to kto?

- W mieście jet jakiś nowy. To prawdopodobnie omega, nie groźny, sławy, nawet w porównaniu ze Scottem, bez urazy. Jeszcze nie ustaliłam kto to, ale mam nadzieję, że jestem blisko. To samo mogę powiedzieć o Martin.

- Masz nadzieję! Ale mnie pocieszyłaś!- Prawie krzyczał syn szeryfa, zwracając na nas tym samym zbyt dużą uwagę. 

- Nie drzyj się tak, bo kiedyś na prawdę nie wytrzymam i wpakuję ci twój własny język do gardła. Robię co mogę, więc się zamknij i daj mi pracować. Poza tym mam też coś co was zainteresuje. 

- To znaczy.

- Derek kręcił się w pobliżu. Zarówno w nocy jak i rano.

- Widział cię?

- Nie wiem, ale czół, na pewno.- Stwierdziłam, wzruszając ramionami.- Może po prostu... Stop, Scott czujesz? Ten nowy gdzieś tu jest. Ale nie pachnie jak nastolatek. To nie ma sensu, wy starzejecie się normalnie, po co miałby udawać ucznia? Muszę to sprawdzić. Dobra, łapiemy się później, idźcie, bo spóźnicie się na trening. 

***

Trwała lekcja chemii, z nauczycielem, którego większość z uczniów, chyba całej naszej szkoły nie lubiła. Nagle w koło rozległ się pewien charakterystyczny zapach, a Jackson wybiegł z klasy, rozpaczliwie próbując zakryć palcami coś, co wypływało z jego nosa. Coś co nie było krwią. Pod pretekstem pomocy pobiegłam za nim i bez większych oporów weszła do męskiej łazienki, do której chwilę po mnie wszedł Derek. 
Wilkołak mocował się z drzwiami kabiny, do której wszedł Whittemore, ale nie mógł ich otworzyć. Zrobiłam to ja, brunet za to wyciągnął z niej nastolatka, który puszczony przez niego omal nie rozbił lustra. Ja wystarczająco nieszczęść mam już bez tego, podziękuję. 
Ich rozmowa nie przebiegała w zbyt przyjaznych warunkach, a prawdę powiedziawszy wyglądali jakby mieli zaraz skoczyć sobie do gardeł, co swoją drogą byłoby dość zabawne, ale raczej nie w miejscu, w którym się znajdowaliśmy. 
Stałam obok przyglądając się, aż z uszu chłopaka zaczęła wypływać ta sama maź, co z nosa jeszcze chwilę temu. 
Przerwałam ich kłótnię odwracając blondyna przodem do lustra, dzięki czemu obaj zobaczyli to, co ja.

- Co to jest?

- Organizm walczy z ugryzieniem.- Odpowiedzieliśmy razem.

- Dlaczego?

- Nie wiem. 

- Co to oznacza?- Nikt nie udzielił odpowiedzi.- Co to oznacza?- Rozejrzeliśmy się, ale Dereka już nie było. Wiedziałam, że chłopak powinien dowiedzieć się prawdy, ale coś nie pozwalało mi jej zdradzić. Może było to współczucie, być może żal, albo po prostu nie chciałam być tą, która powiedziałaby mu, że prawdopodobnie umiera. Nie wiem, ale tamtego dnia nie dostał ode mnie odpowiedzi, na to nurtujące go w tedy pytanie. Ani wtedy, ani nigdy później. 
Nie wiedziałam, co się z nim działo, ale cała ta sytuacja wydawała się dziwna. 

Pomimo przeszkód II: Nowi wrogowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz