Rozdział 17

675 28 7
                                    

Siedzieliśmy wraz ze Scottem u Deatona, czekając na Dereka. Przy okazji rozprawiając o dziwnym zachowaniu, śledzonego przez chłopaka, Jacksona.
Nie było mnie przy tym, nie widziałam sytuacji, ale nastolatek przedstawił całość dość obrazowo. Podejrzewałam, że Whittemore znów był pod kontrolą, a dziewczyna, będąca uczestniczką sytuacji, potencjalnie mogła być kolejną ofiarą. Trzeba było działać.

- Co on tu robi?- Zapytał McCall, widząc alfę wraz z Isaaciem. Sama również byłam zaskoczona,  sądziłam, że przyjdzie sam.

- Jest mi potrzebny.- Odparł Hale wchodząc do budynku. 

- Nie ufam mu.

- On tobie też.- Odgryzł się blondyn.

- A Derek ma to gdzieś.- Rzucił zielonooki naśladując ton nastolatków.- Gdzie weterynarz? Pomoże nam, czy nie?- Zapytał, po raz pierwszy spoglądając na mnie. W odpowiedzi wskazałam na próg, w którym stał ciemnoskóry mężczyzna.

- To zależy- Odezwał się.- Ten Jackson. Zamierzamy go zabić, czy uratować?- Odpowiedź wilkołaków w tym przypadku nie była jednoznaczna. Starszy stwierdził, że zabić. Młodszy, że uratować. A później wraz z Deatonem spojrzeli na mnie, jakby czekając którą stronę poprę. 

- Powstrzymać.- Stwierdziłam wymijająco, jednak ci nadal nalegali.- Ma po prostu przestać zabijać. Nie musi przy tym sam zginąć- Dostrzegłam triumfalny uśmiech Scotta.- ale jeśli nie będzie innego wyjścia, osobiście wyrwę mu serce i wepchnę do gardła.- Dodałam, a McCallowi mina zrzedła. Alan za to pokiwał ze zrozumieniem głową.
Nie zawsze popierał moje metody, ale z biegiem czasu, zauważył, że zwykle, gdy nie mówiłam z góry o czyjejś śmierci, owa osoba zostawała przy życiu. Inna sprawa, że kiedy mówiłam, często też na tym się kończyło. Wszystko zależało od sytuacji i przebiegu wydarzeń.

Weszliśmy za weterynarzem, do jego gabinetu, a ten wyciągnął kilka słoiczków, z różnymi substancjami.
Isaac wyciągną rękę, by któregoś dotknąć, jednak wraz z Derekiem powstrzymaliśmy go.
Nasze dłonie zetknęły się na moment, za nimi spojrzenia, jednak szybko powróciliśmy na ziemię.

- Kim jesteś? Jakimś czarodziejem?- Zapytał chłopak, kryjąc zainteresowanie. 

- Jest weterynarzem. 

- Niestety nie mam tu nic, co chroniłoby przed toksyną paraliżującą. - Tu spojrzał na mnie, znacząco. Doskonale wiedział, jakie możliwości w zastosowaniu, może mieć moja krew. Derek pochwycił jego spojrzenie, ale pokręcił przecząco głową. 

- Może coś, przydatnego w ataku?- Rzucił loczek.

- Tego już próbowaliśmy. Prawie urwałem mu głowę, a Argent podziurawił go jak sito. Potwór po prostu wstał.- Stwierdził alfa.

- Ma jakąś słabość?- Dopytywał Deaton.

- Nie potrafi pływać. Ale to bez sensu. Spotkałam już kilka kanim, wszystkie pływały, więc dlaczego ten nagle nie?- Zadałam pytanie, na które zaraz sama sobie odpowiedziałam.- To musi mieć, jakiś związek z jego "panem"- Stwierdziłam, wykonując w powietrzu gest wskazujący na cudzysłów.- Poza tym. Jackson jest kapitanem drużyny pływackiej.- Dodałam, widząc o co chce zapytać lekarz. 

- Chcemy złapać dwie różne osoby.- Rzucił, po czym odwrócił się, do stojących za nim szafek i wyciągnął, nie znany mi symbol.- Lalkę i lalkarza.- Powiedział, pokazując nam coś w rodzaju medalionu.- Jeden zabił męża. Drugi musiał zająć się żoną. Wiemy dlaczego?

- Żona była w ciąży, ale nie wiem, czy to ma jakiś związek.- Mruknęłam zastanawiając się na głos.

- Jego matka również zginęła będąc w ciąży. Możliwe, ze ją też zamordowano.- Dopowiedział Scott.

- Skąd wiesz, że to nie część reguł.- Podsunął Isaac.- Kanima zabija morderców. Jeśli Jackson zabije żonę, dziecko również umrze.

- Czyli oboje byli mordercami?- Podłapałam trop myślenia młodego wilkołaka.- Możliwe, ale ludzie nie dobierają się na podstawie dokonanych zbrodni. Skąd możemy mieć pewność, że ta kobieta, nie jest po prostu przypadkową ofiarą.

- Przypadkową ofiarą? Ktoś udusił ją w szpitalu.- Kwestionował Lahey.

- Chodzi mi o to, że wcale nie musiała być celem. Była w nieodpowiednim miejscu i czasie, przypadkiem zobaczyła mordercę, więc ten postanowił dopilnować, by nikomu nic nie powiedziała. Po nieudanym ataku Jacksona, mógł utwierdzić się w przekonaniu, że musi zniknąć, i że musi załatwić to sam.

- Czy jeżeli zobaczę jak mordujesz Erikę, mam uciekać.- Zażartował loczek, ale zaraz się uspokoił, widząc spojrzenie alfy.

- Dogoni cię.- Rzucił beznamiętnie, po czym zasugerował powrót do interesującego nas tematu.

- No dobrze. W książce jest napisane, że są jakoś związani.- Przytaknęliśmy wspólnie, na potwierdzenie jego słów.- A jeśli lęk przed wodą nie pochodzi od Jacksona, tylko od tego, kto kontroluje Kanimę? A może, coś co ma wpływ na Kanimę, ma go również na jego pana?

- To znaczy?

- Że możemy go złapać. Ich oboje. 

~~~~~~~~~~~~~

Jeśli są tu jacyś maturzyści to...

POWODZENIA i trzymam za was kciuki! Za wszystkich razem i każdego z osobna!!!

Co prawda nieco spóźnione, ale jestem pewna, że te dwa dni egzaminów, poszły wam dobrze ;)



Pomimo przeszkód II: Nowi wrogowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz