Rozdział 3

943 31 0
                                    

Cóż, jakby to ująć. Dzień bez kłopotów, to dzień stracony. A ja tylko chciałam wesprzeć przyjaciółkę w trudnym dla niej momencie. Więc jakim cudem skończyłam w lesie, ganiając za omegą, która napadła na karetkę.

Jedno trzeba mu przyznać, jak na omegę był szybki i to na tyle, żeby znacząco oddalić się ode mnie i od towarzyszącego mi Scotta. 
W końcu jednak udało nam się go złapać, ale tylko pozornie. Widząc mnie, od razu przeszedł do ataku, ale walczył na tyle nie umiejętnie, że łatwo się było przed nim bronić. Do czasu. 
Okazało się, że w walce jeden na jeden, która była możliwa, po tym, jak odrzucił Scotta na drzewo, okazał się poważnym, jak na swoją rangę przeciwnikiem. 

Zaatakował pazurami, które szybko wyminęłam, wystawiając nogę w przód i próbując wytrącić go z równowagi. Zbliżyłam się przez to do niego zbytnio, co ten od razu wykorzystał, kolejnym, tym razem celnym atakiem drugiej ręki i zębów
Drań po prostu wziął i mnie ugryzł, to nie fair. 
Nie pozostałam jednak dłużna. Odpłaciłam się ciosem kolanem w podbrzusze, a następnie zwinnym piruetem i powaleniem wilkołaka na kolana.
Mężczyzna nie zwlekając podniósł się, ale nie atakował. Znów zaczął uciekać. 

Doskoczyłam do Scotta, pomogłam mu wstać i znów pognaliśmy za omegą w las.

***

W końcu go dogoniliśmy. No dobra, nie do końca, ale to brzmi lepiej, niż "zastaliśmy go złapanego w pułapkę Argentów".

Znikąd też pojawił się Derek, który odciągnął nastolatka do prowizorycznej kryjówki, nie daleko. Wzięłam z nich przykład i kiedy pojawili się łowcy wszyscy obserwowaliśmy ich poczynania, a przynajmniej do momentu, gdy Gerard Argent, głowa rodziny, ojciec pana A. i dziadek Allison, chwycił miecz, nawiasem mówiąc piękną broń, i zamierzał przeciąć wilkołaka na pół. Wtedy Scott odwrócił wzrok. 
Wyszliśmy ze swoich kryjówek dopiero, gdy łowcy zniknęli nam z pola widzenia. 

- Może jednak pozwolenie Peterowi, na zabicie Kate, nie było dobrym posunięciem.- Zaczęłam, chcąc nieco rozluźnić atmosferę.
W czasach mojego dzieciństwa widziałam mnóstwo śmierci, co w pewnym stopniu uniewrażliwiło na podobne sytuacje, ale pamiętam, że często wujek, nierzadko próbował zmienić wydarzenie w żart. Z biegiem czasu wychodziło mu to coraz łatwiej, aż w końcu, w ogóle nie musiał tego robić. 

- Masz jeszcze jakieś genialne spostrzeżenia?- Rzucił Derek, w którego głosie słyszałam irytację. 

- A żebyś wiedział. Trzeba pochować tego tu.- Powiedziałam, wskazując częściowo wiszącego jeszcze wilkołaka.- A poza tym, Argentowie wypowiedzieli nam wojnę.- Dodałam.

- Nam? Myślałem, że polują tylko na wilkołaki.- Uaktywnił się Scott, który odwrócił uwagę od denata. 

- Tak zawsze było, ale też stanę się ich celem, kiedy zacznę wam pomagać. Prawda?

- Nie.- Stwierdził alfa sucho.- Nie będziesz.- Dodał, odwracając się i kierując w kierunku wyjścia z lasu.

- Co?!- Przystanął.

- Nikt cię o to nie prosi.- Odpowiedział cicho. Na tyle cicho, że gdyby nie mój słuch nie usłyszałabym tego. Mówiąc zwrócił się częściowo w moją stronę i choć twarz miał kamienną jak zawsze, słyszałam bicie jego serca, które przyśpieszyło na moment. Potem znów zaczął kierować się w swoją stronę. 
Stałam tak chwilę w ciszy, śledząc go wzrokiem i czekając na jakikolwiek znak, że jednak się nie myliłam, że kłamał, czy przynajmniej żartował. Chciałam by chociaż na mnie spojrzał. Ale on tylko szedł.

~~~

Wszystkie dobrego, w nowym...

Pomimo przeszkód II: Nowi wrogowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz