Rozdział 10

735 33 1
                                    

- Stiles, płyń do brzegu basenu.- Rzuciłam, pomiędzy kolejnymi unikami. Pazury kanimy wręcz ociekały paraliżującym jadem, a stworzenie nie atakowało bez powodu. Widziałam jednak, że nastolatek jest już wycieńczony ciągłym trzymaniem Dereka, a biorąc pod uwagę, że główne zagrożenie skupiło się na mnie, postanowiłam wyciągnąć chłopaków z wody. 

Gdy tylko znaleźli się w pobliżu krawędzi, wyciągnęłam obu z wody. 
Chwilę później dwoma susami znalazła się obok jaszczurka. Ogonem owinęła się wokół mojej kostki i odrzuciła mnie na ścianę. Uderzyłam w lustro, które z oczywistych przyczyn rozbiło się. 
Chwyciłam kawałek szkła, które chwilowo maiło służyć mi jako broń i wystawiłam przed siebie. Potwór odbijał się w nim. Sam też to zauważył. A gdy zobaczył swoje odbicie uciekł.

Darowałam sobie ściganie uciekiniera, przynajmniej na razie. Zamiast tego podeszłam do poszkodowanych. Sprawdziłam czy ze Stilinskim wszystko w porządku, jak na niego było, po czym zajęłam się Derekiem. Wystarczyło wykonać maleńkie nacięcie, w pobliżu tego kanimy, by jad samoistnie zaczął opuszczać organizm.
Kropla mojej krwi przyśpieszyłaby proces, ale brunet stanowczo wyraził swoje zdanie na temat takiego postępowania, więc jedyne co mogłam zrobić to czekać. 

By się czymś zająć zabrałam się za cucenie Eriki. Udało się i gdy Derek stanął na nogi, już o własnych siłach, opuściliśmy wreszcie pomieszczenie. 
Po drodze spotkaliśmy Scotta, z kluczami do gabinetu dyrektora. 

Na parkingu przed szkołą McCall wyciągnął laptopa, podłączył do niego pendrive'a, na którym zapisany był bestiariusz.

Okazało się, że plik napisany jest w dziwnym języku.
Nie był mi całkiem obcy, ale nie używając tego konkretnego języka latami, zapomniałam sporą część.
Rozumiałam tylko poszczególne słowa, a i to nie miało sensu.

- To w ogóle jest język?- Zapytał Stilinski, coraz bardziej przybliżając twarz do ekranu, jakby to miało pomoc mu w zrozumieniu pisma.

- I jak niby mamy się dowiedzieć czym jest to coś?

- To kanima.

- Wiedziałaś od początku?- Zapytał McCall.

- Podejrzewałam, od ataku w warsztacie. Upewniłam się, kiedy zobaczyłam gada. No i kiedy zareagował na swoje odbicie. 

- Nie wie czym jest?

- Ani kim.- Wtrącił Derek

- Co jeszcze o nim wiecie. 

- Tylko same opowieści.

- Ja spotkałam jednego, ale to było wieki temu. Myślałam, że wyginęły. W każdym razie wszystkie stworzenia adaptują się na potrzeby dzisiejszych czasów, żeby nie wymrzeć. To naturalna kolej rzeczy.

- Jest taki jak my?

- Jest zmiennokrztałtny, ale, jakby to powiedzieć. Jest bardziej zwierzęcy, niż wy.- Widziałam wzrok McCalla, wiedziałam co chciał powiedzieć, ale w tym konkretnym przypadku, jego postrzeganie świata nie pomogłoby, a tylko utrudniło zadanie.- Nie Scott. Nie poprosimy Argentów o pomoc. Co im powiesz? Że wielka jaszczurka terroryzuje miasto. A co zrobisz, kiedy Gerard zapyta, skąd wiedziałeś, żeby do nich się zwrócić. Już wystarczy, że wie kim ja jestem. Nie musi chcieć zamordować też was. Z resztą. Nie ufałabym im, a zwłaszcza teraz, gdy dziadziuś przeją pałeczkę dowódcy.

- Tu nikt nikomu nie ufa i to jest problem. Kiedy my się spieramy, kto jest po czyjej stronie, coś od nas silniejszego, szybszego, straszniejszego zabija ludzi. A my nic o nim nie wiemy.

 - Ja wiem jedno. Kiedy go znajdę, zabiję.

***

- Zwariowałeś, do cholery? Nawet jeśli Lydia byłaby kanimą, a nie jest, są lepsze rozwiązania problemów niż od razu morderstwa.- Wypadłam z domu Scotta, uprzednio wyrzucając z niego Isaaca i sparaliżowaną Erikę. W życiu bym nie powiedziała, i chyba więcej nie powtórzę, że Allison tak dobrze potrafi zadbać o siebie. Okej, wiem do jakiej rodziny należy, ale dziewczyna dopiero zaczęła swój trening, więc jestem pod wrażeniem. 

Chwilę wcześniej McCall dał mi znać, co się dzieje. 
Napomknął również o tym co działo się, na chemii, bo tak, znów nie było mnie w szkole.
Cóż przyjacielskie zobowiązania.

Wsiadłam więc w auto i momentalnie popędziłam we wskazane miejsce mając w planach dobitne przedstawienie alfie oraz jego betom, co myślę o ich zachowaniu.

Wcześniej też dostałam informację o tym co zrobił Jacksonowi, ale to był fakt dokonany. Poza tym dzięki temu, przynajmniej ja dowiedziałam się, kto jest kanimą. A przynajmniej miałam podejrzenia.

Nie wiedzieć czemu, kiedy zobaczyłam Dereka, chęć krzyczenia spadła niemal do zera i raczej nie ma to nic wspólnego z tym, że wcześniej wyżyłam się na Isaacu, tym razem nie było litości. Wciąż jednak musiałam odbyć z Halem tę rozmowę. 

- Jeśli chodzi ci o...- Zaczął, ale mu przerwałam. 

- Tak chodzi mi właśnie o to. Mogłeś mi przynajmniej powiedzieć.

- Nie zgodziłabyś się. 

- Na morderstwo, na pewno, wszystko inne, mogłabym rozważyć. Ale na sto procent powiedziałabym ci, że jad kanimy, nawet zebrany, nie zawsze działa. 

- Co to znaczy?

- Kanima nie jest wężem. Bliżej jej do jaszczurki. W każdym razie, jej jad działa tylko gdy jest przemieniona. Jedynym wyjątkiem jest ona w ludzkiej postaci. A to znaczy, że jakie by twoje metody nie były, niewykluczone, że znalazłeś kanimę, gratuluję. No chyba, że przemieniona kanima błąkała się gdzieś po świecie. W każdym razie na pewno nie jest nią Lydia. 

- Skąd ta  pewność? 

- Bo kanima jest na dachu.- Wskazałam na wspomniane miejsce. 
Zaraz przyszła też przerażona Lydia, dobrze się jednak maskując. 
Jak na nią przystało, zarządała wyjaśnień.

Pomimo przeszkód II: Nowi wrogowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz