Rozdział 20

433 28 2
                                    

Jak przez mgłę słyszałam mnóstwo głosów, których stopniowo ubywało, aż w końcu zostały tylko dwa. Ciemnoskórego weterynarza-druida i ciemnowłosego alfy. Były ciche i przytłumione, jakby byli w innym pomieszczeniu, a mimo to szeptali.

- Wyjdzie z tego?- Zapytał Hale przytłumionym głosem.

- Nie wiem.- Odpowiedział niepewnie Deaton.- Przy normalnym wampirze sugerowałbym od razu sięgnąć po kołek. W jej przypadku jednak, ugryzienie wilkołaka, nawet alfy, nie powinno być szkodliwe, choć nie wiem, jak w przypadku tak silnego jak ty.- Stwierdził. Z jego wypowiedzi wywnioskowałam, że zęby, które poczułam na ręce należały do Dereka. Cóż, to chyba pierwszy raz, kiedy po ugryzieniu wilka, nie mam od razu ochoty zakończyć jego żywoty.
Czy to już stronniczość, czy jeszcze nie?- Nie pomaga również kwestia rozległej rany. Proces gojenia, co prawda, rozpoczął się, ale trwa dużo wolniej, niż powinien i nie wiemy, czy jej organizm już zaczął bronić się przed jadem z ugryzienia. Musiała dawno nie przyjmować krwi.

- Mogę jej jakoś pomóc. To po części też moja wina. Nie potrzebnie dałem jej tam za sobą wejść.- Głos Dereka był przepełniony teraz poczuciem winy i troską.

- Na chwilę obecną, jeśli nie masz na podorędziu torebki z krwią, raczej nie. Pozostaje nam czekać cierpliwie, aż się obudzi.

Po tych słowach, jeszcze bardziej zaczęłam walczyć ze sobą by otworzyć oczy.
Miałam też trochę ochotę, żeby strzelić zwierzęcego lekarza, za straszenie wilkołaka.

Upłynęło chyba kilka minut ciszy, a tak przynajmniej wnioskowałam z tykania zegara w tle, kiedy w końcu głos zabrał alfa.

- To koniecznie musi być krew z torebki?- Zapytał nagle

- W zasadzie, dla wampira najlepsza jest świerza. Ale z tego co wiem, dużo z nich pożywia się na tej już pobranej, a część wybiera nawet zwierzęcą, ale w tej sytuacji ta ostatnia nam nie pomorze.- Stwierdził, po czym dodał:- Osobiście też nie chciałbym ryzykować życiem zwierzaków będących w klinice, a wątpię, byś chciał uganiać się za królikami.- Próbował zażatować, ale chyba nie wyszło to najlepiej.

- A co z moją krwią?- Zapytał.

- Deaton, wybij mu to z głowy!- Pomyślałam i tym bardziej próbowałam się obudzić, by odwiedźć ich oboje od tego pomysłu.

- W zwykłej postaci na pewno będzie jak ludzka. No i na pewno z nią wszystko w porządku. Ale wiesz leczę zwierzęta, nie ludzi. Badania krwi to w laboratorium, ewentualnie szpitalu.

- Wiesz o co mi chodzi.- Stwierdził zielonooki, a w jego głosie przebijała się irytacja.

- Tak wiem.- Mężczyzna westchnął ciężko.- Prawdopodobnie, może pomóc, ale nie uważam tego za dobry pomysł?

- Dlaczego?

- Camilla nie będzie zachwycona. A ponad to, jeśli dasz jej pić prosto z żyły, w tym stanie, może się to kiepsko skończyć.

- To znaczy?

- Ona, nie pohamuje się, a ty umrzesz, bo stracisz zbyt dużo krwi.

- Musimy zaryzykować.

***

Usłyszałam skrzypnięcie klamki, a następnie kroki w moją stronę.
Następnie ktoś wziął jakiś metalowy przedmiot i z powierzchni, zrobionej z tego samego tworzywa. Po chwili do moich nozdrzy dotarł zapach krwi i świadomość tego jak głodna byłam. Ostatni raz porzywiałam się jeszcze kiedy w mieście gościliśmy żywego Petera. Po kilku tygodniach, powinnam wcześniej odczuwać niedosyt, jednak od tego odciągała mnie cała reszta spraw, które mieliśmy na głowie.

Poczułam jak nadgarstek Dereka jest przystawianie mi do ust, a kilka kropel dość gęstej, czerwonej cieczy wpływa mi do ust, które mimowolnie się otworzyły, a kły wysunęły powoli. Dobrze wiedziałam, co się działo. Zaczynałam tracić kontrolę i definitywnie nie oznaczało to niczego dobrego.

Mimowolnie rozchyliłam bardziej wargi, wpuszczając tym samym więcej krwi do ust. Kłami powiększyła ranę i wbiłam się w żyłę, zaczęłam bardziej zachłannie pobierać płyn, który smakował obłędnie, ale ciężko mi było określić, czy to z powodu mojego głodu, czy powód był inny.

Mechanicznie przycisnęłam rękoma nadgarstek Dereka do ust, a czując jego skórę pod palcami, ocknęłam się.
Chociaż to za dużo powiedziane. Trafniej by było stwierdzić, że przebudziłam się, na tyle, by walczyć z pragnieniem i ostatkiem sił, odepchnąć jego rękę, otwierając przy tym oczy.

Oślepiło mnie światło lampy wiszącej nade mną, ale kiedy mój wzrok się przyzwyczaił dostrzegłam nad sobą mężczyzn, których wcześniej słyszałam.

- Nie strasz nas więcej.- Stwierdził druid, wskazując na mnie oskarżycielsko palcem

Pomimo przeszkód II: Nowi wrogowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz