Rozdział 19

557 30 7
                                    

- Ketamina?- Usłyszałam głos Scotta wchodząc do gabinetu weterynaryjnego.

- Stosujemy  ją na psach. Zwiększę tylko dawkę.- Odpowiedział Deaton.

- Spowolni Jacksona?- Zapytałam dając jednocześnie znać, o swojej obecności.

- Powinna.- Przyznał weterynarz.- Tego- Dodał demonstrując słoiczek- użyjecie do stworzenia bariery. Ty się tym zajmiesz Stiles. Tylko ty.

- Em... Spora presja. Może damy mi jakieś banalniejsze zadanie?

- To jarząb pospolity. Wiele kultur uważa, że chroni przed siłami nadprzyrodzonymi.- Powiedziałam, rozpoznając zawartość pojemnika.

- To miejsce jest otoczone popiołem z niego. Żeby ktoś taki, jak ta dwójka- Tu wskazał na mnie i McCalla- nie przysparzała mi kłopotów.

- Jakieś wady?- Dopytywał chłopak, któremu przydzielono zadanie.

- Na nią nie działa.- Rzucił zaczepkę w moją stronę.

- Nie przysparzam kłopotów.- Odbiłam pałeczkę. Możliwe, że jeszcze byśmy się spierali, ale przerwał nam nastolatek.

- No dobra. I co potem? Rozsypię to wokół budynku i albo Jackson, albo jego pan, nie będą mogli przejść?

- Będziemy uwięzieni.- Odpowiedziałam spokojnie.

- Przecież na ciebie nie działa.- Zdziwił się Scott.

- Nie zostawię was, samych z kanimą. Jeszcze nie oszalałam.- Stwierdziłam, zakładając ręce na piersi.- Stiles. Nie masz się o co martwić. Słowo.- Dodałam widząc minę Stilinskiego.- Pomyśl o tym jak o prochu strzelniczym. Jest zwykłym proszkiem, ale wystarczy mała iskra i wszystko się zmienia. Ty będziesz tą iskrą. I nie nie oznacza to podpalenia się. Na prawdę. Nie masz pojęcia, czego można dokonać tylko siłą umysłu.

- Hej, Stiles. Jeśli to ma się udać, musisz w to uwierzyć.- Deaton podłapał moją taktykę. To chyba ostatecznie przekonało syna szeryfa.

***


Mieliśmy taki prosty, a za razem dobry plan. I nawet wszystko szło dobrze. Do czasu.

Co poszło nie tak? Cóż, nie przewidzieliśmy, że pewna łowczyni, spróbuje zabić chłopaka własnej córki, przez co Derek musiał iść mu z pomocą.

Nie wiem, co się działo wtedy z kanimą, bo pobiegłam za alfą ratować przyjaciela.
Trafiliśmy, do gęsto zadymionego pomieszczenia.
Rozumiem, że tojadem chciała się pozbyć wilczka, ale po co jej tam była werbena?

W każdym razie, całość przebiegła dość nie ciekawie. Otumaniona werbeną, byłam mniej sprawna, co wykorzystała "mama Argent", tnąc poziomo i trafiając w mój bok, na tyle głęboko, że miała trudności z wyjęciem noża. Słyszałam później tylko jakieś krzyki i warczenie, gdy zaczęłam tracić przytomność. Kątem oka widziałam, dziwnie ułożonego Hale'a, chciałam go złapać, nawet nie wiem co mną kierowało, ale poczułam zęby na dłoni, a później upadek. Dostrzegłam jeszcze, jak alfa zatapia kły w ciele łowczyni, następnie odwrócił się w moją stronę.

Ostatnim co pamiętam jest to, że wziął mnie na ręce i jego szept "Trzymaj się maleńka".

Pomimo przeszkód II: Nowi wrogowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz