#4

108 17 1
                                    

Obudziłem się w środku nocy czując potworne pieczenie na rękach. Dopiero po chwili oprzytomniałem zdając sobie sprawę jak bardzo są one pokaleczone. Wstałem z ciepłego materaca i po ciemku skierowałem się do kuchni szukając apteczki. Zimna podłoga sprawiała że moje ciało przechodziły dreszcze które skojarzyły mi się z rudym gdy nasz wzrok spotkał się w kawiarni.

Na chwilę przystanąłem zatracając się w tym wspomnieniu dopóki nie przypomniałem sobie jak chłopak mnie uratował i po prostu odszedł. Moje serce coś ścisnęło a oczy samoistnie zaszły łzami bez konkretnego powodu.

Znalazłem apteczkę i wziąłem ją do pokoju gdzie zacząłem opatrywać rany po linijce. Wyglądały naprawę paskudnie i jedna warstwa bandaża nie załatwi sprawy. Po zawinięciu rąk po same palce sięgnąłem do nadal mokrego plecaka i wyjąłem z niego telefon, wyciągnąłem kartę i przełożyłem do drugiego schowanego pod łóżkiem.

Po włączeniu aparatu od razu wyświetliły mi się wiadomości od Kihyuna i Hyungwoo oraz multum nieodebranych połączeń. W momencie gdy chciałem napisać wiadomość telefon zaczął dzwonić. Szybko odebrałem połączenie.

-Halo? - zapytałem nie pewnie czekając na miliony pytań od Kihyuna.

-Matko Changkyun dzięki bogu że odebrałeś. Już chciałem rozwieszać twoje zdjęcia po mieście bo myślałem że zaginąłeś.

-Nie potrzebnie się martwiłeś....

-Jak to niepotrzebnie? Ty wiesz jak nas wystraszyłeś? O mało zawału nie dostałem jak nie odbierałeś. Hyungwoo musiał trzymać mnie siłą w domu.

- Spokojnie Kiki nic mi nie jest. - powiedziałem kładąc się z telefonem na łóżko układając się jak najwygodniej byle nie trzymać urządzenia.

-Nie wierzę ci. Na pewno ojciec znów cię bił. Słyszę jak kładziesz się na poduszce. Znów dostałeś linijką po rękach prawda?

-To nic takiego Kiki.

-Nie Kyunie to moja wina gdybym cię nie puścił nie musiał byś teraz cierpieć. Mogłem chociaż za tobą pobiec, albo w ogóle ugryźć się w język.

-Daj spokój Kihyun. Wiedziałem że żartujesz a mimo to zareagowałem jak zareagowałem. Zresztą nie przez to znów oberwałem...

-Nie przez to? Więc co się stało?

Streściłem Kihyunowi po krótce przebieg zdarzeń od momentu wyjścia z kawiarni aż do dotarcia do domu. Chłopak słuchał mnie uważnie nie przerywając ani razu, czasem ewentualnie mruczał coś niezrozumiałego pod nosem. Kończąc wstrzymałem oddech czekając na cokolwiek ze strony przyjaciela jednak po drugiej stronie zaległa cisza.

-Kiki? Jesteś tam? - zapytałem łamiącym się głosem.

-Tak Kyunie jestem. Tylko wiesz co tak myślałem sobie skąd rudy wziął się w parku po drugiej stronie miasta. Może cię śledził?

-Nie wiem i niezbyt mnie to obchodzi jestem mu wdzięczny że mi pomógł. Poza tym ja chyba.... Em...

-Kyunie co się stało? Powiedz mi.

-No ja chyba się w nim zakochałem!

Wrzasnąłem do telefonu i od razu się rozłączyłem gotowy na kolejne milion połączeń od Kihyuna ale żadne nie nadeszło. Trochę rozczarowany położyłem się na plecy i spojrzałem w biały sufit zastanawiając się czy naprawdę zakochałem się w chłopaku który uratował mi życie i którego imienia nawet nie znałem.

Zamknąłem oczy a pod powiekami pokazał się obraz rudzielca, jego uroczego uśmiechu i słodkich dołeczków których pragnąłem dotknąć. Zasnąłem nie czując nic, żadnego bólu czy smutku po prostu nie czułem nic.

Rano jak zawsze obudził mnie budzik. Powoli zwlekłem się z łóżka i syknąłem z bólu czując jak bardzo odrętwiałe i obolałe są moje ręce. Wykonałem poranną rutynę i zszedłem do kuchni chcąc zrobić sobie śniadanie. Zaskoczył mnie fakt że na stole stały przygotowane naleśniki i mała karteczka od matki przepraszająca za to co zrobił ojciec.

Nie łudziłem się że to są szczere przeprosiny bo takowych nigdy od nich nie dostałem. Wyrzuciłem kartkę do kosza i wziąłem się za posiłek. Zdążyłem włożyć talerz do zmywarki a pod dom zajechał samochód głośno trąbiąc.

Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem Kihyuna stojącego przy aucie i czekającego aż wyjdę z domu. Powolnie ubrałem buty i wziąłem plecak z książkami i wyszedłem przed dom wciągając do płuc świeże powietrze. Cieszyłem się że mogę chociaż na chwilę uciec od tego domu, jego pustych ścian i nic nie znaczących uczuć które w nim były.

-Cześć Kyunie.

Zapiszczał Kihyun rzucając mi się na szyję. Przytuliłem się do niego na tyle mocno na ile pozwalały mi obolałe ręce.

-Wsiadaj do auta.

Polecił chłopak ciągnąc mnie za rękę przez co głośno syknąłem a chłopak zatrzymał się w pół kroku. Spojrzał na mnie a następnie wepchnął mnie do pojazdu uważając na moje ręce.

-Pokaż te ręce.

-Nie. Nie ma na co patrzeć.

-Changkyun nie kłóć się ze mną i je pokaż.

Niechętnie podwinąłem rękaw a Kiki od razu rozwinął bandaże dokładnie oglądając moje rany. Hyungwoo prowadził samochód ale co chwila zerkał na mnie we wstecznym lusterku. Nie chciałem żeby się nade mną litowali, po prostu chciałem żeby byli.

Kihyun zabandażował moje ręce i przytulił mnie do siebie głaszcząc po plecach. Ten gest sprawił że momentalnie zachciało mi się płakać. Jednak zanim zdążyłem uronić choćby jedną łzę starszy zatrzymał samochód niedaleko bramy szkoły a my musieliśmy wysiąść.

Niechętnie podążyłem za przyjacielem w kierunku bramy jednak zatrzymałem się patrząc na szyld budynku naprzeciwko. Ciekawość ciągnęła mnie do nowo otwartego studia tatuażu ale niestety musiałem iść na lekcje aby uniknąć kolejnej kary w domu.

Chciałem odwrócić się i zostawić ciekawość w tyle lecz przed oczami pod studiem mignęła mi ruda czupryna. Kihyun też ją zauważył i stał razem ze mną przyglądając się przechodniom na ulicy i próbując wypatrzyć lisie włosy. Łudziłem się że należą one do mojego wybawiciela, ale po kolejnych pięciu minutach wpatrywania się w tłum zadzwonił dzwonek i obije musieliśmy udać się na lekcje.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Proszę kolejny rozdział. Wiem że wszystko dzieje się powoli ale proszę bądźcie cierpliwi niedługo akcja się rozkręcone chociaż dzisiaj mam jakieś wrażenie że ta książka i tak jest bez sensu.
Ubierajcie się ciepło i dbajcie o siebie.
Saranghe ❤️❤️❤️

Through The Tattoo To The HeartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz